Sprawa 9-miesięcznego Felka zamordowanego zastrzykiem z chlorku potasu w Oleśnicy została pierwotnie opisana przez media wrogie życiu. Zarówno te media jak i komentujący sprawę zwolennicy aborcji stosują strategię obliczoną na to, by w świadomości ludzi zbliżyć aborcję do śmierci z przyczyn naturalnych. Ich perfidna taktyka opiera się na używaniu zmienionego języka i próbie wywołania współczucia dla sprawców, a nie dla ofiary.
Chlorek potasu w serce Felka
Felek miał 37 tygodni życia płodowego, gdy został zabity zastrzykiem z chlorku potasu wprost w maleńkie serduszko. Był właściwie gotowy, aby się urodzić, bo za poród o czasie uważa się narodziny pomiędzy 37. a 42. tygodniem ciąży. Według relacji „Gazety Wyborczej” okrutny zastrzyk zrobiła Felkowi sama dr Gizela Jakubowicz-Jagielska, aborterka ze szpitala w Oleśnicy, przyjmująca do aborcji nawet te dzieci, które w innych szpitalach dostały szansę na życie. Procedura odbyła się na szybko, Jakubowicz-Jagielska spieszyła się, popędzała pacjentkę, nie było też czasu czekać na ojca dziecka. Nic dziwnego, przecież na tym etapie ciąży w każdej chwili mógłby zacząć się poród i co wtedy? Trzeba zdążyć ze śmiercią.
Pomysł dla rodziców: fałszywa żałoba
Środowisko aborcyjne przez lata swojego funkcjonowania wypracowało ścieżkę dla rodziców zlecających zamordowanie swoich dzieci. Mają nie dopuścić do siebie myśli o tym, że to ich wina, że dziecko nie żyje. Mają się zachowywać, jakby przechodzili normalną drogę żałoby po dziecku, które starali się leczyć i ratować. Ale to nie jest ta sama droga, tylko fundowanie ludziom rozdwojenia jaźni. Bo ich dziecko powinno być żywe i być dziś z nimi. Aborterzy podpowiadają fałszywą żałobę.
Aborcja to nie „odchodzenie”
„Felek odszedł” – tak o zabiciu dziecka chlorkiem potasu mówi Pani Anita, już po wyjściu z gabinetu dr Jagielskiej. Odszedł? Odchodzą dzieci w hospicjach, otoczone kochającą rodziną i medykami nastawionymi na podtrzymanie ich życia tak długo, jak tylko się uda. I równocześnie na uśmierzenie ich bólu. Zastrzyk z chlorku potasu ma na celu zabić. Przy tym zadaje dziecku niewyobrażalny ból – proszę wyobrazić sobie, jak strasznie płakałby noworodek, któremu przez klatkę piersiową wbija się igłę prosto do serca. A potem jeszcze wpomopowuję się trutkę, która wywołuje zawał! Malutki Felek nie mógł nawet głośno zapłakać, jego krzyk był niemy i niesłyszalny, dlatego nikt się nim nie przejął. Ten chłopiec nie odszedł. On został zamordowany.
Pogrzeb z księdzem, nostalgia i baloniki
„Gazeta Wyborcza” opisuje, że Felek miał normalny pogrzeb. Z księdzem, na cmentarzu. Matka, która zleciła zabicie swojego synka, w dniu pogrzebu przyniosła mu na grób baloniki, a niebo było słoneczne, jakby się otwierało dla chowanego dziecka. Nostalgicznie i słodko, zupełnie jakby śmierć nastąpiła pomimo wysiłków, by do niej nie doszło. Emocjonalna otoczka wokół pogrzebu nie zmienia faktu, że był to pogrzeb dziecka urządzony mu przez zleceniodawców jego zabójstwa. Co więcej, rodzice nie tylko zlecili zabicie swojego synka, ale i do tej pory współpracują ze środowiskami, które w tym zabójstwie pomogły. Są w kontakcie z Federą, a historii swojego zamordowanego dziecka użyczyli do proaborcyjnej kampanii. Skoro już dziecko nie żyje, to dobrze, że miało pogrzeb i ma grób. Nie zmienia to jednak faktu, że rodzice mieli obowiązek je ochraniać, a nie podpisywać zlecenie na jego zabójstwo.
W aborcyjnej matni
Oto oferta dla rodziców, którzy zabiją swoje dziecko: przeżywajcie sytuację tak, jakby to dziecko odeszło samo. Możecie płakać, wspominać, robić sobie nawet pamiątkowe zdjęcia, na pogrzeb można przynieść kwiatki i baloniki. Historia Felka nie jest jedyną, gdzie zastosowano ten schemat. W filmie „Miało nie żyć” pojawia się wspomnienie dziewczynki abortowanej w szpitalu w województwie łódzkim. Gdy już nie żyła, rodzice ubrali ją w eleganckie ubranko i robili sobie pamiątkowe zdjęcia. A pielęgniarkę obecną przy aborcji (choć początkowo nie wiedziała, do jakiego zabiegu jest faktycznie kierowana) nazywali swoim aniołem, bo tak dobrze zaopiekowała się nimi, gdy mordowali własną córkę.
Pomieszanie pojęć, próba nałożenia schematu żałoby po zmarłym dziecku na sytuację, gdy samemu to dziecko się zabiło – to się na dłuższą metę nie uda. Psychika ludzka czegoś tak pokrętnego nie zniesie. Zwolennicy aborcji próbują jednak wmówić rodzicom, że zamordowanie dziecka będzie takie samo jak strata dziecka, które umiera z przyczyn naturalnych. Nie będzie. To matka zleciła zabicie Felka. Nie jest ofiarą, jest sprawcą. Wokół siebie ma jednak osoby, które jeszcze przez jakiś czas będą jej podrzucać pomysły, jak uciec od tej prawdy.
Źródło: Fundacja Życie i Rodzina, RatujZycie.pl