Tylko On mógł powiedzieć: „Nie płacz"

Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Chcieli okazać współczucie matce. Nie mogli uczynić wiele więcej niż jej towarzyszyć. Dobre i to, ludzie z miasta pokazali, że śmierć młodego człowieka i ból jego matki nie są im obojętne. Jest to już wyraz miłości, który może w takiej sytuacji być promykiem nadziei. Jednak nikt nie mógł przywrócić życia zmarłemu. Nikt nie miał władzy nad śmiercią i kluczy do życia wiecznego. Nikt nie mógł dać wielkiej Nadziei, która nie jest mdłym promykiem, ale światłem rozjaśniającym życie, pozwalającym zobaczyć drogę ku szczęściu pełnemu.

Pana Jezusa otacza tłum. Sytuacja jest odwrotna. To lud szuka nadziei i odkrywa, że niesie ją nauczyciel z Nazaretu. Na razie jest to przeczucie, na podstawie Jego słów, cudów, które czyni i czegoś jeszcze, czego nazwać jeszcze nie potrafią. Sama Jego obecność fizyczna zdaje się mieć tajemniczą moc, pochodzącą od samego Boga. Za chwilę przekonają się, że intuicja ich nie zawodzi.

Pan Jezus ma moc aby dać matce nadzieję. Więcej, jako jedyny ma moc, aby dać jej szczęście pełne, choć nie stanie się to jeszcze u bram Nain. Syn wdowy zostanie przywrócony do świata żywych, ale kiedyś, podobnie jak jego matka i wszyscy potomkowie Adama i Ewy, ponownie przekroczy granice śmierci. Pan Jezus pokazuje jednak, że jest prawdziwie panem życia i śmierci. Przede wszystkim zaś życia, i to życia wiecznego, którym jest zjednoczenie z Bogiem, całkowite i bez końca.

Zanim jednak wskrzesi młodzieńca, wykonuje kilka gestów, które pozwalają matce odczuć, że jest bliżej niej niż ktokolwiek z obecnych. Na jej widok Pan zlitował się na nią. Ewangelia stosunkowo często, jak na ówczesną literaturę, mówi o uczuciach Pana Jezusa. Podkreśla w ten sposób, że jest On prawdziwie człowiekiem. Czy świadkowie ujrzeli zmianę na twarzy Jezusa, czy też na podstawie zachowania wywnioskowali, co czuł? Sądzę, że jedno i drugie. W Jezusie rozum, wola i uczucia były ze sobą w pełnej harmonii, uczucia nie były tylko stanem emocjonalnym, ale impulsem do działania, które jednak zawsze było oparte o poznanie prawdy, którą daje rozum.

Z pewnością więc w spojrzeniu skierowanym na wdowę, Pan zawarł proste przesłanie: „jestem z tobą, w twoim cierpieniu”. Potem padają słowa Nie płacz. Gdyby ktokolwiek inny to powiedział, byłoby to nieroztropne i niestosowne. Jakże podwójnie osierocona kobieta nie ma wyrażać smutku w czasie pogrzebu swego syna? Ponadto, w tamtej kulturze głośny płacz był powszechnie przyjętym sposobem wyrażania swego przywiązania do zmarłego. Było to dla tamtych ludzi tak ważne, że powstała cała instytucja „płaczek”, aby emocjonalny żal został odpowiednio podkreślony. Jednak gdy prorok, za którego większość obecnych uważała Jezusa, mówi „nie płacz”, to słowa te nie są banalnym pocieszeniem. Tym bardziej, że równocześnie Nauczyciel czyni inny gest. Dotyka mar. Prawo mojżeszowe zakazywało dotykania zmarłych i mar innym osobom, niż do tego wyznaczone, pod groźbą stania się „nieczystym”, a w konsekwencji konieczności poddania się odpowiednim rytuałom oczyszczenia. Pan Jezus dotyka mar nie po to, żeby zaszokować, ale żeby pokazać swą władzę. Jest Panem świata żywych i świata zmarłych. Równocześnie jednak mówi wdowie: „Jestem tak blisko ciebie, że nie boję się martwego ciała twego syna”. Często w obliczu cudzego cierpienia nie wiemy jak pomóc, bo śmierć, choroba czy inne nieszczęście budzi w nas lęk. Na przykład, czy rozmawiając ze śmiertelnie chorym można nawiązać do jego stanu? Oczywiście, wiele zależy od okoliczności, potrzebne jest wyczucie i roztropność, ale często blokujemy się z powodu czegoś, co dla chorego nie jest problemem. Podobnie trudno jest podjąć rozmowę z osobą, która właśnie utraciła kogoś najbliższego. Trzeba się odważyć dotknąć mar.

Nie mamy mocy wskrzeszania, nie możemy nikomu dać życia wiecznego, sami z siebie go bowiem nie mamy. Pan Jezus chce abyśmy Go naśladowali w tym, co nam dostępne. A jest nam dostępne być blisko cierpiących, nawet jeśli fizycznie nie możemy im pomóc. Jest nam dostępne dawać im nadzieję, ale w oparciu nie o nasze mizerne środki, ale o moc Chrystusa. On jako jedyny może dać każdemu, bez względu na okoliczności, szczęście pełne i prawdziwe, życie wieczne.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama