Jedna z najpopularniejszych amerykańskich aktorek, Jennifer Lawrence, w niedawnym wywiadzie wychwala zalety macierzyństwa: „dzieci zmieniły moje życie na… najlepsze”. Jednocześnie jest jedną z najżarliwszych zwolenniczek aborcji. Tak wygląda logika świata, który kult własnego „ja” stawia nade wszystko.
Jennifer Lawrence, czterokrotnie nominowana do Oscara i zdobywczyni jednej złotej statuetki, najbardziej znana z roli Katniss Everdeen w serii „Igrzyska śmierci”, jest od lat żarliwą zwolenniczką i propagatorką aborcji. Jednocześnie jest matką dwójki dzieci, która publicznie chwali się swoim macierzyństwem, opowiadając o pozytywnych doświadczeniach z nim związanych. Po narodzinach swego pierwszego dziecka, mówiła, że „zakochała się we wszystkich niemowlętach na całym świecie”. Wcześniej mówiła też z wielkim żalem o dwóch poronieniach, których doznała. Jak się ma jedno do drugiego?
Rzecz w tym, że tego wszystkiego nie da się pogodzić. Jest to po prostu niespójne logicznie. We współczesnym zachodnim świecie nie liczy się jednak spójność logiczna czy etyczna, ale o „narracja”. Dla umysłu niezmąconego postmodernistycznymi sofizmatami jest oczywiste, że nie można jednocześnie twierdzić i zaprzeczać temu samemu. Jeśli mówię „dwa razy dwa równa się cztery”, to nie mogę jednocześnie uważać, że „dwa razy dwa nie równa się cztery”. Nie mogę też uznać w duchu tolerancji, że „każdy ma prawo do swojego zdania – ja uważam, że dwa razy dwa równa się cztery, a ty – że pięć”. Od ponad czterdziestu lat wmawia się nam jednak, że wolność jest ważniejsza od obiektywnej prawdy. Istotne jest nie „jak jest”, ale: „co kto uważa” oraz „jak to czuje”. Innymi słowy: „ty masz swoją narrację, ja mam swoją”.
Idąc o krok dalej, w postmodernistycznym świecie jest całkowicie do przyjęcia, że moja własna narracja zmienia się z dnia na dzień, dostosowując się do moich chwilowych odczuć i okoliczności. Dziś czuję, że dwa razy dwa równa się cztery, a jutro powiem publicznie, że „dwa razy dwa równa się ziemniak”. I wszyscy powinni szanować to co mówię, bo ja właśnie tak czuję. Samo słowo „cztery” to przejaw patriarchalizmu i opresji matematycznej. A kto tego nie rozumie, ten kabotyn i obskurant.
Logika „przebudzonych”: dzieci zmieniają świat na lepszy, więc je zabijmy
Nie musimy się czuć skrępowani sztywną, klasyczną logiką. Gdy „przebudzimy się”, dołączając do kultury „woke”, jasne stanie się, że można jednego dnia twierdzić, że „dzieci otwarły mi świat” oraz „zmieniły moje życie na najlepsze”, drugiego zaś – maszerować w marszu poparcia dla aborcji. Ta sama Lawrence, która głosi dziś uroki macierzyństwa, z wielkim przekonaniem propagowała aborcję i uczestniczyła w pro-aborcyjnych demonstracjach, sama będąc w ciąży (w październiku 2021 r).
Nie dalej jak rok temu uczestniczyła w proaborcyjnej kampanii, współtworząc film dokumentalny razem z Hillary i Chelsea Clinton. W zeszłorocznych wyborach prezydenckich w USA gorąco popierała Kamalę Harris, ponieważ „broni praw reprodukcyjnych” i „najważniejsze w tych wyborach jest to, aby nie wpuścić do Białego Domu kogoś, kto zakaże aborcji”. W jej przekonaniu aborcja w ogóle nie powinna być regulowana prawnie, a antyaborcyjne przepisy wprowadzane są przez „przypadkowych białych mężczyzn”.
Tymczasem w udzielonym ostatnio wywiadzie (przy okazji festiwalu filmowego w Cannes) Jennifer Lawrence tak mówiła o swoich dzieciach:
Nie tylko mają wpływ na każdą moją decyzję: czy podejmuję pracę, gdzie pracuję, kiedy pracuję, ale nauczyły mnie... To znaczy, nie wiedziałam, że mogę czuć tak wiele. A moja praca ma wiele wspólnego z emocjami. Dzieci otworzyły przede mną świat. To prawie tak, jakbym czuła się jakbym miała pęcherz czy coś takiego, jest to takie wrażliwe. Więc zmieniły moje życie, oczywiście na (naj)lepsze. I zmieniły mnie kreatywnie. Gorąco polecam posiadanie dzieci, jeśli chcesz być aktorem.
Cały czas: „ja”, „ja czuję”, „moje uczucia”. A gdzie w tym wszystkim są same dzieci? Gdzie ich prawo do życia? Gdzie ich własne uczucia? Czy to, co czuje dziecko zabijane w łonie matki w dwudziestym trzecim lub trzydziestym szóstym tygodniu ciąży, ma dla Lawrence jakieś znaczenie? Czy jedynym, co się liczy, są uczucia kobiety i jej prawo do wyboru?
Logika szaleńca: „chce mi się, nie chce mi się”
W retoryce Lawrence najważniejszy jest właśnie „wybór” i to, czy dziecko jest „chciane”. Gdyby iść za tą logiką, stawiającą moje „chcenie” ponad wszystko, należałoby zmienić nie tylko prawo aborcyjne, ale przede wszystkim prawo pracy: dziś nie czuję, że powinienem pracować – to mój wybór. Pracodawca musi to uznać i mogę chodzić do pracy wtedy, kiedy mi się chce. A może powinniśmy iść jeszcze dalej: skoro to moje odczucia i chcenie są najważniejsze, to powinienem mieć prawo do zabrania sobie ze sklepu tego, co czuję, że powinienem mieć? Dlaczego moja wolność miałaby być ograniczana przez jakichś bezdusznych ochroniarzy? Po prostu wchodzę do sklepu i zabieram najnowszego laptopa albo konsolę do gier, bo tak czuję. Mój wybór. A to, że ktoś cierpi stratę finansową na skutek tego wyboru? To jego sprawa, nie moja.
Jeśli dostrzegamy absurdalność takiego rozumowania w odniesieniu do straty finansowej, dlaczego tak trudno przychodzi nam uznać, że jest ono całkowicie błędne w odniesieniu do największej możliwej straty: utraty własnego życia?
Dlaczego rzekoma „wolność wyboru” kobiety ma być wyższym dobrem niż wartość ludzkiego życia, które rozwija się w jej łonie? Kobieta ma wolny wybór, jeśli chodzi o to, czy chce współżyć seksualnie, czy też nie. Jeśli jednak w wyniku współżycia pocznie się nowe życie ludzkie, jej wybór się kończy.
Argument gwałtu: dwa lata dla sprawcy, kara śmierci dla ofiary
Całkowicie nielogiczny jest także argument gwałtu. Po pierwsze, liczba ciąż wynikających z gwałtu w Polsce od wielu lat wynosi od zera do kilku przypadków rocznie. Po drugie (i ważniejsze), dlaczego za gwałt ukarane ma być niewinne dziecko, a nie sprawca? Otóż w polskim prawie (art. 197 KK) za zgwałcenie przewidziana jest kara od dwóch do 15 lat pozbawienia wolności. Sprawca – gwałciciel nie jest karany karą śmierci. Według proaborcyjnej logiki należy natomiast karać w ten sposób niewinne dziecko poczęte z gwałtu, dokładając jednocześnie do jednej traumy (gwałt) drugą (aborcja). Co więcej, zastanawiający jest niski dolny wymiar kary dla sprawcy. To zaledwie 2 lata pozbawienia wolności. Tymczasem za fałszowanie pieniędzy grozi kara od 5 do 25 lat pozbawienia wolności (art. 310 § 1 KK). Co mówi to o naszym społeczeństwie i naszym systemie prawnym? Człowiek i jego życie jest mniej warte niż banknot?
Koniec końców, w tym wszystkim trudno doszukać się spójności prawnej, etycznej, czy logicznej. Przypadek Jennifer Lawrence jest znamienny, ale niestety nie wyjątkowy we współczesnym świecie. Tam, gdzie górę biorą emocje, a rozsądek przestaje się liczyć, pojawia się coraz większy zamęt i chaos społeczny. Tam, gdzie nie szanuje się fundamentalnego prawa do życia, tam po prostu nie szanuje się człowieka. I taka jest smutna prawda o zachodnich społeczeństwach, które „głoszą wolność, a są niewolnikami zepsucia” (por. 2P 3,19).
Źródło: Live Action, Instagram, Portal X