ONZ od lat promuje rzekome „prawo do aborcji”. Niestety może być jeszcze gorzej

„Prawa reprodukcyjne”, a wśród nich rzekome „prawo do aborcji” od lat forsowane są przez rozmaite agendy ONZ. Może być jednak znacznie gorzej, ponieważ obecnie wszystkie kandydatki na fotel Sekretarza Generalnego są wyjątkowo zaciekłymi zwolenniczkami i propagatorkami aborcji.

Wspierane przez kraje zachodnie organizacje feministyczne lobbują mocno, aby kolejnym Sekretarzem Generalnym ONZ została kobieta. Kadencja obecnego Sekretarza Generalnego ONZ Antonio Guterresa dobiega końca w przyszłym roku. Podczas niedawnego posiedzenia Komisji ONZ ds. Statusu Kobiet, czterdzieści pięć państw członkowskich zgodziło się, że Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna „rozważyć nominowanie kobiet jako kandydatek”. Ostatecznie kandydatka na urząd Sekretarza Generalnego musi zostać zatwierdzona przez Zgromadzenie Ogólne.

W chwili obecnej największe szanse mają trzy kandydatki. Niestety każda z nich prezentuje radykalnie lewicowe stanowisko w kwestii aborcji i ideologii gender.

Michelle Bachelet: wybielanie chińskiego reżimu, aborcja to „prawo człowieka”

Niekwestionowaną faworytką jest Michelle Bachelet, dwukrotna prezydent Chile, która kierowała agencją ONZ ds. kobiet, a także biurem ONZ ds. praw człowieka. Od wielu lat jest orędowniczką praw aborcyjnych i ideologii gender. Określano ją mianem „Hillary Clinton Ameryki Łacińskiej”.

Jako prezydent Chile z powodzeniem prowadziła wieloletnią kampanię na rzecz legalizacji aborcji w tym kraju. Jako szefowa UN Women i najwyższy urzędnik ONZ ds. praw człowieka stale dbała, aby agendy ONZ promowały przy każdej sposobności aborcję oraz prawa osób transpłciowych, w tym prawo do samookreślenia własnej płci.

Po wyroku Sądu Najwyższego USA w sprawie Dobbs w 2022 roku (obalającym wcześniejszy proaborcyjny wyrok ws. Roe przeciw Wade) przypuściła zajadły atak na tę instytucję. Sąd Najwyższy orzekł, że aborcja jest kwestią, o której powinien decydować każdy amerykański stan z osobna i nie należy do praw konstytucyjnych czy też kompetencji rządu federalnego. Bachelet nazwała tę decyzję „ogromnym ciosem dla praw człowieka i równości płci kobiet”, twierdząc, że „aborcja jest mocno zakorzeniona w międzynarodowym systemie praw człowieka i stanowi podstawę autonomii kobiet i dziewcząt”.

Biorąc pod uwagę jej dotychczasowe dokonania, Bachelet jest preferowaną kandydatką feministycznej lewicy. Niestety podczas sprawowania swej funkcji Bachelet nie zająknęła się nawet na temat łamania praw człowieka w Chinach, co prawdopodobnie było celowym posunięciem z jej strony, aby uniknąć ewentualnego weta ze strony Chin w Radzie Bezpieczeństwa w przypadku jej przyszłej nominacji. Było to tak jawne lekceważenie praw człowieka, że nawet jej lewicowi zwolennicy uznali to za wybielanie komunistycznego reżimu.

Mia Mottley: propagatorka „zdrowia reprodukcyjnego”

Drugą potencjalną kandydatką jest Mia Mottley, obecna premier Barbadosu. To jeden z niewielu krajów na Karaibach, który zezwala na aborcję. Wyraziła poparcie dla kwestii LGBT, a jej rząd współpracuje z Komisją Europejską i Ursulą von der Leyen w celu rozszerzenia dostępu do produktów tzw. „zdrowia reprodukcyjnego”, czyli przede wszystkim aborcji i antykoncepcji, na Karaibach i w Afryce.

Rebecca Grynspan: „nie” dla ochrony nienarodzonych dzieci

Trzecią liczącą się kandydatką jest Rebecca Grynspan. Także ona ma za sobą wieloletnie doświadczenie w promowaniu aborcji za pośrednictwem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Była wiceprezydent Kostaryki zajmowała kilka stanowisk kierowniczych w ONZ. Jako asystentka Sekretarza Generalnego ONZ ingerowała w wewnętrzne debaty polityczne na temat aborcji w Nikaragui. Otwarcie sprzeciwiała się ustawie chroniącej dzieci w łonie matki bez względu na okoliczności.

Każda z tych trzech kandydatek ma jednoznacznie proaborcyjne poglądy i od lat zajmuje się propagowaniem aborcji. Trudno więc spodziewać się, żeby pod kierownictwem którejkolwiek z nich ONZ zmieniło swoją politykę i zamiast forsować ideę „praw reprodukcyjnych” oraz „prawa do aborcji”, zajęło się rzeczywistą obroną praw człowieka czy polityką prorodzinną. 

Głosowanie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ przewidziane jest dopiero na październik 2026, ale kampania przed wyborami już trwa. Organizacje feministyczne mówią otwarcie, że będą wywierać silną presję na Radę Bezpieczeństwa, aby tym razem nominowała kobietę. Dotychczasową praktyką jest wybór sekretarza generalnego z różnych regionów świata. Teraz kolej na Amerykę Łacińską. Niestety obecnie nic nie wskazuje na to, aby miał pojawić się inny kandydat, prezentujący odmienną wizję „praw człowieka” niż ta, która od kilkunastu lat narzucana jest przez lewicowe organizacje – a jest zasadniczo sprzeczna z samą ideą praw człowieka, tak jak była ona rozumiana pierwotnie w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, uchwalonej 10 grudnia 1948 r. Mówi ona w artykule 3: „Każdy ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa osobistego”. Niestety według kandydatek na urząd Sekretarza Generalnego ONZ prawo to nie dotyczy tych, którzy najbardziej potrzebują ochrony: nienarodzonych dzieci.

Źródło: C-Fam, ONZ

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama