Kobiety w ciąży i karmiące piersią oraz ponad 90 proc. dzieci w wieku 6-24 miesięcy nie zaspokaja swoich potrzeb żywieniowych – mówi Opoce Konrad Ciempka, dyrektor krakowskiego oddziału Pomocy Kościołowi w Potrzebie.
Jakub Jałowiczor: Czy do Strefy Gazy docierają transporty z pomocą humanitarną?
Konrad Ciempka: Strefa Gazy wciąż woła o pomoc. Sytuacja jest nawet gorsza niż jeszcze kilka tygodni temu. Ludzie, którzy zostali w strefie nie proszą o litość, tylko o prawo do życia w pokoju. Z każdym zabitym człowiekiem krzyk o pomoc staje się cichszy. Z oficjalnych danych wiemy, że zginęło tam ponad 50 tys. Palestyńczyków, w tym 17 tys. dzieci. Ponad 135 tys. jest rannych. Skala kryzysu humanitarnego jest przeogromna. Otwarte są trzy przejścia graniczne, z dużymi ograniczeniami. To przejście nr 95, Sufa na południu i Kerem Szalom. Pozostałe są zamknięte dla pomocy humanitarnej. Do końca maja pomoc nie docierała do Strefy Gazy, potem ze strony Izraela dystrybucją zajęła się prywatna instytucja. Natomiast ta pomoc jest mocno ograniczona. Kobiety w ciąży i karmiące piersią oraz ponad 90 proc. dzieci w wieku 6-24 miesięcy nie zaspokaja swoich potrzeb żywieniowych. Ponad milion dzieci potrzebuje wsparcia w zakresie zdrowia psychicznego. To są dane oficjalne. Połowa szpitali działa częściowo, sprawnie działa 60 proc. szpitali polowych. To jest ogromny kryzys, który trwa.
Bez pomocy świata ludzie coraz częściej będą umierać nie od bomb i pocisków snajperskich, co niestety ciągle ma miejsce, ale z braku jedzenia, wody i leków. Coraz częściej słyszymy o dramatach ludzi, którzy tracą życie z powodu głodu.
Chrześcijanie pozostali w Strefie Gazy?
Jest mała grupka, ok. tysiąca osób, która gromadzi się w kościele Świętej Rodziny w Gazie. Tamtejszy proboszcz, ks. Gabriele Romanelli sam opisywał dramatyczną sytuację. Mówił, że najważniejszą rzeczą, jaką widać jest to, że ludzie nawet nie mówią o końcu wojny, ani o prawie do pozostania tutaj, ani o odbudowie domów i rozpoczęciu wszystkiego od nowa. Premier Izraela Beniamin Netanjahu spotyka się z Donaldem Trumpem, mają omawiać sytuację w Strefie Gazy. Z informacji, które mamy, zarówno Izrael jak i Hamas są otwarci na podpisanie porozumienia.
Niestety sam Netanjahu powiedział, że bez całkowitego wyeliminowania Hamasu ze Strefy Gazy on nie podpisze rozejmu. Wydaje się, że premier Izraela zapomniał o tych 57 tys. Palestyńczyków, którzy dotychczas ponieśli śmierć.
Cały Bliski Wschód potrzebuje pokoju. W Strefie Gazy bardzo trudno jest dotrzeć z pomocą humanitarną. Pamiętam słowa patriarchy kard. Pierbattisty Pizzaballi, który powiedział, że sprowadzenie żywności do strefy nie jest łatwe, bo trzeba koordynować działania po obu stronach granicy z wieloma osobami. Natomiast pod przywództwem kardynała społeczność bardzo uparcie stara się, żeby pomoc tam docierała. Wymaga to dużo czasu. Jesteśmy w stałym kontakcie z kardynałem i wierzymy, że kampania „Rozpal światło nadziei dla Strefy Gazy” przyniesie to, o co oni proszą. Pod względem materialnym i duchowym. Oni bardzo potrzebują naszych modlitw.
Abstrahuję od tego, czy to dobre, czy złe, ale czy w ogóle realne jest to, że Izrael całkowicie wyeliminuje Hamas? Słowa Netanjahu brzmią raczej jak zapowiedź wojny do ostatniego Palestyńczyka.
W Katarze odbywają się spotkania w sprawie ewentualnego rozejmu. Mówi się o 60 dniach zawieszenia broni, ale Izrael chce mieć w umowie zapisane prawo do wznowienia walk. A Hamas chce, żeby porozumienie od początku gwarantowało trwałe wstrzymanie walk. Również ze strony Trumpa jest naleganie na premiera Izraela, żeby dążyć do pokoju. Zobaczymy, co przyniosą rozmowy w Waszyngtonie.
Czy wojna Izraela z Iranem zmieniła cokolwiek, jeśli chodzi o sytuację Palestyńczyków?
Jeśli chodzi o Palestyńczyków w Strefie Gazy, to nie zmieniła nic.
Słyszałem ostatnio, że przed podpisaniem ewentualnego rozejmu armia izraelska jest brutalniejsza.
Dochodziły informacje o zabójstwach ludzi zmierzających do punktu humanitarnego po pomoc żywnościową i medyczną. Snajperzy mieli ich zaatakować. Mowa nawet o 600 osobach, którzy zginęli w drodze do punktu rozdawania pomocy. To bardzo niepokojące, delikatnie mówiąc. Wołanie jest coraz cichsze, ale oni nie przestali wołać. Ci, którzy wołali, po prostu już nie żyją.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.