"Panie, zmiłuj się nad nami"

O poprawnej wymowie dźwięcznych i bezdźwięcznych głosek w języku polskim: "Panie, smiłuj się..."

Od pewnego czasu w różnych zakątkach Polski obserwuję dziwne zjawisko fonetyczne: z ust śpiewającego księdza bądź organisty wychodzą słowa Panie, smiłuj się nad nami — z wyraźnym bezdźwięcznym „s” w formie zmiłuj. To intrygujące zjawisko ubezdźwięczniania „z” przed dźwięcznym „m” mniej by mnie zdumiewało na Śląsku, bo tam ciągle jeszcze usłyszeć można: smazać, sjechać, slecieć, slatywać, swalić (zmazać, zjechać, zlecieć, zlatywać, zwalić).

Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych archaizmów dialektu śląskiego, polegający na utrzymaniu pierwotnego (tak jak w prasłowiańszczyźnie) bezdźwięcznego brzmienia przyimka-przedrostka „s”. Najpierw funkcjonowały postacie typu sebrati, servati, sdelati, svaliti — tak jak w obiegu były wyłącznie takie wyrażenia przyimkowe, jak s tatą, s mamą, s babą, s nami, s vami. Utrzymała je do dziś czeszczyzna. U nas to pierwotne „s” udźwięczniło się i przed samogłoskami, i przed spółgłoskami dźwięcznymi, dlatego mamy formy zebrać, zerwać, zdziałać czy zwalić (zachowało się „s” przed bezdźwięcznymi: spotkać, spadać, strącić, spiąć, sprzedać itp.).

Przyimkowe „s” też się w języku polskim przed dźwięcznymi udźwięczniło: z mamą, z babą, z nami, z wami, a ponieważ było takich połączeń więcej, litera „z” obowiązuje dziś także przed bezdźwięcznymi: z tatą, z tobą, z psem, z kotem (etymologiczne „s” zapisujemy tylko w przyimkach złożonych typu sponad, spomiędzy, spod).

Powtórzmy: to starzy Ślązacy mówią jeszcze smazać, sjechać, slecieć, swalić. Bezdźwięczne „s” zamiast „z” w konstrukcji Panie, zmiłuj się nad nami, wyśpiewywane przez młodych księży i organistów w różnych stronach Polski, brzmi dziwnie, wymaga więc bezwzględnie fonetycznej korekty!

Nie trzeba natomiast wprowadzać jakichkolwiek poprawek do udźwięczniającej lub ubezdźwięczniającej wymowy wygłosowych spółgłosek w połączeniach wyrazowych typu brat ojca, ojciec Ewy, kapelusz Marka, beret Ludwika. Od wieków w Wielkopolsce, na Śląsku i w Małopolsce słyszy się w takich konstrukcjach wyraźnie dźwięczne spółgłoski na końcu pierwszych wyrazów: brad ojca, ojciedz Ewy, kapeluż Marka, bered Ludwika. Na Mazowszu i w dialektach północnopolskich — wymowa z bezdźwięczną spółgłoską odpowiada zapisowi: brat ojca, ojciec Ewy, kapelusz Marka, beret Ludwika. Nie znaczy to jednak, co chcę stokrotnie podkreślić, że jest to artykulacja lepsza! Oba typy wymowy — i ten udźwięczniający, i ten ubezdźwięczniający — mają status wariantywnej normy.

Nietrudno się domyślić, że pochodzący z Wadowic Karol Wojtyła ma typową dla Małopolski wymowę udźwięczniającą. W wypowiedziach Jana Pawła II słychać też wyraźnie realizacje fonetyczne typu widzieliźmy, robiliźmy, czytaliźmy, śpiewaliźmy. Bo tak jak przed samogłoskami i przed r, l, m, n Wielkopolanie, Ślązacy i Małopolanie udźwięczniają wygłos pierwszego członu połączenia wyrazowego — tak samo w 1 osobie liczby mnogiej wymawiają dźwięczne „ź”, podczas gdy na Mazowszu i na północy jest to odpowiadające pisowni „ś”: widzieliśmy, robiliśmy, czytaliśmy, śpiewaliśmy.

A jak jest pod tym względem we Wrocławiu, w Wałbrzychu, w Jeleniej Górze, w Zielonej Górze, w Gorzowie Wielkopolskim, w Koszalinie czy w Szczecinie, a więc na Ziemiach Zachodnich i Północnych, na których osiedliła się po 1945 r. ludność ze wszystkich regionów Polski? — Różnie, tak jak wymieszany jest skład etniczny tych ziem, należy odpowiedzieć. W języku ich najmłodszych mieszkańców wyraźna jest jednak tendencja do wymowy ubezdźwięczniającej, a więc typu brat ojca, ojciec Ewy, widzieliśmy, robiliśmy.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama