Biegiem na kanonizację

Historia Polaka, który biegnie na kanonizację Papieża Polaka do Rzymu. Każdy może powierzyć mu swoją intencję.

Mówią o nim „człowiek z żelaza” albo „polski Forrest Gump”. Przebiegł kilkadziesiąt tysięcy kilometrów i ciągle mu mało. Już planuje kolejne wyprawy.

Piotr Kuryło ma 42 lata. Pochodzi z Pruski Wielkiej, małej mazurskiej miejscowości. Znają go szczególnie ci, którzy interesują się bieganiem i samotnymi wyprawami.

Nasz bohater 15 marca wystartował ze Studzienicznej i biegnie do Watykanu na kanonizację bł. Jana Pawła II. Do celu chce dotrzeć przed 27 kwietnia. Do pokonania ma ponad dwa tysiące kilometrów. - Biegnę, by oddać hołd Janowi Pawłowi II i modlić się o pokój, szczególnie na Ukrainie. Ze sobą niosę także intencje innych ludzi. Modlę się w biegu. Poprzez tę wyprawę chcę również naładować swoje duchowe akumulatory i odnowić siły, tak bardzo potrzebne w rywalizacji sportowej i pokonywaniu różnych przeszkód - wyznaje.

Uczył odwagi

Pan Piotr opowiada, że kiedy usłyszał o kanonizacji Papieża Polaka, w jego głowie od razu zrodziła się myśl, żeby pobiec do Watykanu. Zaraz potem wyjaśnia, dlaczego wystartował ze znanego mazurskiego sanktuarium.

- Od domu do Studzieniczej dzieli mnie 21 km. Często biegam do tego miejsca w ramach treningu. Biegnąc tam i z powrotem, pokonuję dystans maratoński. Kiedy dobiegam do sanktuarium, zawsze podchodzę do figury Jana Pawła II. Dotykając jego dłoni, proszę: „Jesteś blisko Boga, więc wspomnij Mu o mnie”. Potem wracam do domu. Jan Paweł II jest dla mnie autorytetem. Swoim życiem pokazał, że nie powinniśmy się poddawać. Najmocniej utkwiło mi w sercu jego „Nie lękajcie się!”. Strach jest bliski każdemu z nas. Niezależnie od wieku wszyscy boimy się wyzwań i różnych przeciwności - tłumaczy P. Kuryło.

Razem z wózkiem

Do wyprawy do Watykanu przygotowywał się przez trzy miesiące. Dziennie pokonuje ok. 60 km. Kiedy przekroczy granicę Polski, zwiększy dystans do 70 km. - Taktykę i technikę biegu już znałem, bo jestem profesjonalnym biegaczem. Trochę bolą mnie nogi i stawy, ale to minie. W miarę pokonywanych kilometrów forma będzie się polepszać - twierdzi biegacz.

Jego jedynym towarzyszem jest... trzykołowy wózek, w którym wiezie ubrania i prowiant. Pojazd dosyć często służy mu także jako prowizoryczne łóżko. Pan Piotr większość noclegów na terenie Polski ma już zaplanowanych. Bywa jednak, że musi przetrwać noc np. na przystanku autobusowym. Kiedy wybiegnie z Polski, zapewne znacznie częściej przyjdzie mu nocować pod chmurką.

- Chcę podkreślić, że bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie zachowanie ludzi, których spotykam na trasie. Wiele osób zaprasza mnie do siebie, oferuje posiłek i nocleg, pozwala wziąć prysznic. Niektórzy częstują mnie jedzeniem w drodze. Inni fotografują się ze mną, pozdrawiają i klaszczą - opowiada P. Kuryło. Widok mężczyzny, który biegnąc, ciągnie za sobą długi wózek z wizerunkiem papieża, jest naprawdę zaskakujący.

W realu i wirtualu

- Jana Pawła II od dosyć dawna uważałem za człowieka świętego. Nazywano go pielgrzymem pokoju, pokazywano, jak napomina przywódców państw, by zrezygnowali z użycia siły. On bardzo często prosił o pokojowe rozwiązywanie konfliktów, zalecał negocjacje i rozmowy - tłumaczy mój rozmówca.

Pan Piotr biegł także przez naszą diecezję. Można go było spotkać m.in. w Łosicach, Radzyniu Podlaskim, Międzyrzecu i Dęblinie. W kolejnych dniach będzie zatrzymywał się w Puławach, Opolu Lubelskim, Tarnowie i Nowym Sączu. Przebieg wyprawy można śledzić na Facebooku. Zainteresowani osobą Piotra Kuryły mogą polubić jego dwie podstrony: „Piotr Kuryło” i „Piotr Kuryło biegnie do Rzymu w Waszej intencji”. Biegacz zachęca do podawania mu swoich intencji. Można się z nim kontaktować za pośrednictwem Facebooka i telefonicznie. Mile widziane są także słowa wsparcia i otuchy.

AGNIESZKA WAWRYNIUK

Marzenia + praca = sukces

Nie ma ludzi z małych wiosek, są tylko ludzie z małymi marzeniami - powtarza Piotr Kuryło. On spełnia swoje pragnienia, ale przestrzega, że same chęci to nie wszystko.

Bieganiem, tak na poważnie, zajął się dopiero po trzydziestce. Na swoim koncie ma ponad 50 maratonów. Do listy osiągnięć trzeba też dopisać dwukrotny udział w ultramaratonie z Aten do Sparty. Dystans, jaki należy pokonać w tych zawodach, to jedyne... 246 km. Raz udało mu się zająć drugie miejsce. Przegrał ze Scottem Jurkiem. Prawie ćwierć tysiąca kilometrów pokonał w czasie 24:29:41.

Przebiegł Polskę ze wschodu na zachód (z Terespola do Frankfurtu nad Odrą) i z północy na południe (z Jastrzębiej Góry do Zakopanego). Samotnie przebiegł w ciągu 42 dni trasę z Augustowa do Grecji (przez Polskę, Czechy, Węgry i Serbię), pokonując tym samym ponad cztery tysiące kilometrów. W 2008 r. biegł z Fatimy do Studzienicznej. Jego największą wyprawą był jednak „Bieg dla Pokoju”.

Na stronie internetowej P. Kuryły czytamy: „7 sierpnia 2010 r. wystartował z rynku Zygmunta Augusta w Augustowie i pobiegł na zachód przez Polskę, Niemcy, skrawek Holandii, Belgię, Francję, Hiszpanię i Portugalię. Z Lizbony przeleciał samolotem do Nowego Jorku, skąd biegiem ruszył na zachód i pokonawszy 13 stanów dotarł do San Francisco. Dalej przeleciał samolotem do Władywostoku. Przebiegł Syberię, część Kazachstanu, resztę Rosji, a na koniec Łotwę i Litwę, by po 365 dniach dotrzeć na miejsce startu”. Wrażeniami z tej wyprawy podzielił się w książce „Ostatni Maraton”.

Zwolniony z obietnicy

Za „Bieg dla Pokoju” pan Piotr został wyróżniony w 2012 r. nagrodą Kolosa (w kategorii wyczyn roku). Jest to najbardziej prestiżowa polska nagroda za dokonania podróżniczo-eksploracyjne. W tym samym roku pod prąd przepłynął kajakiem Wisłę. Wystartował z Gdańska. W ten sposób chciał przypomnieć o problemach osób niepełnosprawnych. 1 czerwca 2013 r. rozpoczął maraton rowerowy. Wyjechał z Lizbony, a zakończył go we Władywostoku. Pokonał prawie 15 tys. km. Po „Biegu dla Pokoju” obiecał żonie, że zakończy swoją przygodę. Podczas rozmowy nie mogę więc nie zapytać o tę deklarację. - Żona mnie jednak zrozumiała i zwolniła z danego słowa. Znowu mogę biegać - śmieje się pan Piotr.

Samotne wyprawy niosą ze sobą wiele zagrożeń zarówno ze strony dzikich zwierząt, jak i ludzi. Nasz maratończyk jest tego świadomy. Za źródło największego niebezpieczeństwa uważa jednak coś innego. - Nasze polskie drogi są bardzo wąskie. Jeżdżą nimi zarówno samochody osobowe, jak i ciężarowe. Wiem, że mogę zostać potrącony przez mijające mnie pojazdy. Taki wypadek może się naprawdę źle skończyć - potwierdza.

Trudności i plany

W trakcie rozmowy pytam o sytuacje kryzysowe. Przecież nawet największego pasjonata może dotknąć wypalenie i zniechęcenie.

- Rzadko dotykają mnie kryzysy psychiczne. Coś takiego zdarzyło mi się np. podczas samotnego pokonywania pustyni w Arizonie i na Syberii. Przez wiele dni nie miałem kontaktu z ludźmi. Najbliższe miasta były od siebie bardzo oddalone. Najgorsze były samotność i tęsknota za domem. Gdyby w tajdze lub na pustyni, które przemierzałem, funkcjonowały lotniska, pewnie wsiadłbym do samolotu i wrócił do siebie. Nadzieja i radość wracały w momentach, gdy dochodziłem do miast i osad. Widok ludzi i ważna intencja kazały biec dalej - wspomina pan Piotr.

Podkreśla, że odkąd stał się rozpoznawany, łatwiej mu załatwić sponsoring. Do tej pory bieganie łączył z pracą w niewielkiej firmie budowlanej. Teraz chce poświęcić się tylko swojej pasji. Już planuje bieg z Augustowa do Aten.

Recepta na życie

Podczas rozmowy pytam też o motywację. - W tym pomaga mi modlitwa, a w szczególności różaniec. Z nim można przezwyciężyć wszystkie trudności. Powinniśmy wiedzieć, że wszystko, czego pragniemy, może się spełnić, tylko trzeba tego naprawdę chcieć. Warto też pomóc losowi i jak najszybciej odkryć swoje talenty. Potem pozostaje nam już tylko je doskonalić. Wierzę, że w każdej dziedzinie można osiągnąć mistrzowski poziom. Ta zasada dotyczy nie tylko sportu. Potrzeba jedynie dużo pracy i determinacji - podkreśla P. Kuryło. Dodaje, że każde dobro wymaga poświęcenia, wysiłku i trudu. Tłumaczy, że nie wolno załamywać się z powodu własnych błędów, ale trzeba ciągle iść do przodu. A co jest według niego najważniejsze? - Najważniejsze to być dobrym - puentuje.

Na koniec dziękuje za powierzone mu intencje i prosi o kolejne. Zachęca do kontaktu esemesowego - można pisać na numer: 785-825-353. Na koniec mówi: - Pozdrawiam wszystkich czytelników „Echa Katolickiego”. Życzę zdrowia i siły do realizacji swoich marzeń, aby wszystkie się spełniły; nawet te, które wydają się nierealne.

AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 13/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama