Rok potrójnego głosowania

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (2/2005)

Komentatorzy polityczni jednego mogą być w nowym roku pewni: z głodu nie pomrą. Czekają nas wybory parlamentarne, prezydenckie i referendum w sprawie eurokonstytucji. Nie wiadomo, czy wszystko to odbędzie się na raz czy na dwa, a jeśli na dwa, to w jakiej konfiguracji - a rzecz ma znaczenie, bo na przykład inne mogą być skutki wyborów parlamentarnych, jeśli połączy się je z prezydenckimi, a inne, jeśli z referendum. W pierwszym wypadku zyskają partie mające wyrazistych, popularnych liderów, w drugim - jasno deklarujące się co do Unii Europejskiej. Kolejność głosowań ważna jest zwłaszcza dla rozbitej lewicy: przy połączeniu wyborów partyjnych z personalnymi SdPl może liczyć na osobistą popularność Borowskiego, w partyjnych natomiast SLD na „żelazny", milicyjno-wojskowy elektorat. Która z lewicowych partii wykorzysta swój atut szybciej, będzie potem mogła stawiać warunki.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę prezydent i sprzyjająca mu część SLD, dlatego wyraźnie dążą oni do takiego scenariusza: wybory parlamentarne w czerwcu, prezydenckie w listopadzie. Ale może im pomieszać szyki „czynnik ludzki". W tym Sejmie jest tak wielu posłów nie mających nic do stracenia, posłów, którzy wzięli specjalne, poselskie kredyty, nie mają żadnych szans znaleźć się w parlamencie następnym, a kwartał pobierania diet to dla nich łakomy kąsek - że do przeforsowania uchwały o samorozwiązaniu Sejmu może po prostu nie starczyć wiernych Kwaśniewskiemu i Janikowi głosów. Te głosy mogą jednak z kolei przyjść od opozycji.

Połączenie wyborów prezydenckich i parlamentarnych działałoby na korzyść PiS, z uwagi na osobistą popularność Lecha Kaczyńskiego, a na niekorzyść LPR, gdyż ta wystawia Macieja Giertycha - nudnego, pozbawionego charyzmy i przede wszystkim dla znacznej części prawicowego elektoratu nie do przyjęcia z uwagi na promoskiewskie sympatie i kolaborację z Jaruzelskim w latach osiemdziesiątych.

A wreszcie referendum, którego powinno w ogóle nie być, ale będzie, bo politycy nie mają odwagi podjąć tak ważnej dla kraju i trudnej decyzji, wolą przerzucić ją na prostych obywateli, ograniczając się do judzenia, a potem rozłożyć ręce: cóż, oto wola Narodu. Połączenie go z wyborami leży głównie w interesie tych, którzy chcą przedstawiać się jako ojcowie sukcesu integracji. Chyba że zaszłoby coś, co obecne poczucie sukcesu w społeczeństwie odwróci - w takim razie będą referendum lansować przeciwnicy Unii. Wszystko to sprawia, że manewry polityczne w przyszłym roku będą dziwne i zaskakujące, a sojusze zmienne.

Publicysta

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama