„Pokazucha” po brukselsku. Policja rozwiązująca konferencję to nowa jakość

Już praktyka wywierania pozaformalnych nacisków na firmy organizujące spotkania lub też wynajmujące sale wydawała się bardzo niepokojącym zjawiskiem faktycznego delegalizowania legalnych przecież partii. Ale najście policji i rozwiązanie pokojowego spotkania? – alarmuje felietonista Opoki Piotr Semka.

To potoczne określenie pochodzi z języka rosyjskiego. We wczesnej epoce Putina, gdy duża część Rosjan przekonana była, że silny prezydent Rosji musi poskromić siłę oligarchów. Na efektownie sfilmowanych relacjach służby antykorupcyjne najeżdżały na pałace rosyjskich biznesowych bojarów. Nagrania z policyjnych kamer z widokiem znanych rekinów giełdy przygniatanych kolanem do podłogi, wyprowadzanych z mieszkania za kołnierz puszczano w państwowej telewizji do rana do wieczora. I oto po wielu latach podobny show niedawno odbył się w Brukseli.

Na konferencję organizacji National Conservatism w Brukseli wtargnęła duża grupa belgijskich policjantów. Ta konferencja już od tygodnia była tematem kontrowersji. Parę dni wcześniej w ostatniej chwili odmówiono zamówionej już wcześniej sali Concert Noble w Brukseli, w której miała początkowo odbyć się konferencja. Agencja Edificio, która zajmuje się takimi spotkaniami odwołała w ostatniej chwili rezerwację sali powołując się na „szacunek dla wartości europejskich”. Belgijskie gazety pisały wtedy, że miał to być efekt nacisków lewicowego burmistrza Brukseli. Ale potem organizatorzy znaleźli kolejną salę i wydawało się, że już nic nie grozi spokojowi spotkania. Tym bardziej, że wśród uczestników spotkania były osoby z pierwszych stron gazet m, in. premier Viktor Orban, były premier Mateusz Morawiecki, kardynał Gerhard Mueller, była szefowa brytyjskiego MSW konserwatystka Suella Braverman, czy francuski kandydat prezydencki Éric Zemmour.

Tymczasem konferencja została zakłócona wejściem grupy policjantów, którzy nie tylko weszli na salę i zażądali „wygaszania” imprezy, ale na dodatek zablokowali imprezę z zewnątrz. Przed wejściami stali policjanci, którzy nikogo nowego już nie wpuszczali na salę. Jak dowiedzieli się uczestnicy spotkania, konferencja została rozwiązana przez Emila Kira, burmistrza brukselskiej dzielnicy Sainte-Josse-ten-Noode, który uznał, że spotkanie „zagraża bezpieczeństwu publicznemu”.

Organizatorzy w wydanym oświadczeniu zapowiedzieli, że będą dążyli do uchylenia decyzji burmistrza na drodze sądowej, ponieważ „nie doszło do żadnych zakłóceń porządku publicznego ani podstaw do zamknięcia zgromadzenia”. Na szczęście sąd przychylił się do tego wniosku.

Jest to pierwszy przypadek, w którym władze administracyjne jednej ze stolic europejskich używają policji do rozwiązania spotkania, w którym uczestniczy np. jeden z premierów krajów unijnych – mowa o Viktorze Orbanie. Już praktyka wywierania pozaformalnych nacisków na firmy organizujące spotkania lub też wynajmujące sale wydawała się bardzo niepokojącym zjawiskiem faktycznego delegalizowania legalnych przecież partii. Ale najście policji i rozwiązanie pokojowego spotkania? To jednak nowa jakość. A odbywa się ona w okresie, kiedy zaczęła się już kampania do Parlamentu Europejskiego. Brukselska „pokazucha” to bardzo niepokojący sygnał prób administracyjno-policyjnego blokowania działania legalnych partii. Ugrupowań, które nie dają żadnych podstaw do podejrzeń, że zagrażają porządkowi publicznemu, czy chcą używać przemocy. Przekroczono kolejną czerwoną linię w spychaniu tożsamościowej prawicy do statusu ugrupowań zwalczanych przez państwo.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama