Miejsce dla każdego

Opowieść o świętości Jana Pawła II

Mieczysław Mokrzycki,
Brygida Grysiak

Miejsce dla każdego.

Opowieść o świętości
Jana Pawła II


ISBN: 978-83-240-2794-1
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2013

Notka
Miejsce dla każdego

Po bestsellerowym "Najbardziej lubił wtorki" – książce o codziennym życiu papieża Jana Pawła II, arcybiskup Mieczysław Mokrzycki opowiada Brygidzie Grysiak o tym, co działo się w papieskich apartamentach, kiedy nie było w nich gości, a przy stole zasiadali sami domownicy. Dwa ważne momenty w roku: Boże Narodzenie i Wielkanoc, były czasem, kiedy w Watykanie pojawiał się mały kawałek Polski – z jej świątecznymi zwyczajami, śpiewami, opowieściami. Ta książka to opowieść o tym, jak Jan Paweł II przygotowywał się do tych dni. Czy odwiedzał go św. Mikołaj? Jakie potrawy pojawiały się na świątecznym stole? Obok opowieści lekkich, anegdotycznych, pojawiają się też sprawy poważne. Świadkowie ostatniego Wielkiego Tygodnia Jana Pawła II w przejmujący sposób opowiadają o tym, co działo się w papieskich apartamentach w ostatnim tygodniu życia Papieża. Wstrząsające relacje o bólu, cierpieniu, ale przede wszystkim o wielkiej cierpliwości, z jaką Jan Paweł II podchodził do tego, co działo się w tym czasie wokół niego, w zupełnie nowym świetle pokazuje czas, który dla wszystkich wierzących był szczególny. Swoim życiem napisał najpiękniejszą encyklikę – mówi abp Mokrzycki. Żadna inna encyklika nie przyprowadziła do Boga tylu ludzi.

wybrany fragment

Nigdy nie miałem wątpliwości, że służę świętemu. Byłem drugim sekretarzem Jana Pawła II przez dziewięć ostatnich lat jego życia. Widziałem jego świętość z bliska. Widziałem, jak żył Bogiem. Jak zaczynał dzień, leżąc krzyżem na podłodze sypialni, i jak kończył Apelem Jasnogórskim. Modlił się za każdego, kogo spotkał. Przed spotkaniem i po spotkaniu. Kiedy ktoś z nas, domowników, miał jakąś troskę, powtarzał: „będziemy się modlić”. Modlitwa była treścią jego życia. I lekiem na każde zło. Nigdy nie rozstawał się z różańcem. Swoje kłopoty zanosił na taras papieskich apartamentów. Tam przemierzał drogę krzyżową razem z Chrystusem. Stacja po stacji(…)

A przy tym umiał cieszyć się jak dziecko. Tak cieszył się na Boże Narodzenie. Na pierwszą gwiazdkę. Na wspólne kolędowanie. Bywało, że z przyjaciółmi z Krakowa kolędował przez telefon. Oczy błyszczały Mu, kiedy patrzył na małego Jezusa w żłobie. Lubił zaglądać do szopki na placu Świętego Piotra. Był szczęśliwy, kiedy widział przy niej tłumy modlących się ludzi. Zależało mu, żebyśmy rozumieli, o co w tym wszystkim chodzi. Że rodzi się Bóg. Że rodzi się po to, żeby dzielić z nami ziemskie życie, a potem umrzeć na krzyżu za nasze grzechy. I że ta śmierć staje się początkiem nowego życia(…)

Każdego roku na Boże Narodzenie cieszył się jak dziecko. Sprawdzał, jak idą prace przy szopce na placu Świętego Piotra. Wysyłał świąteczne kartki do najbliższych. Wyczekiwał górali z Polski, którzy do Watykanu przywozili nie tylko świerki i swojską kiełbasę. Przywozili siano na wigilijny stół. I to „coś”, za czym Jan Paweł II tak bardzo tęsknił. Kawałek domu, ukochanych Tatr, kolędowania na góralską nutę. Śniegu z Podhala przywieźć mu nie mogli.

Ksiądz arcybiskup Mieczysław Mokrzycki, dziś arcybiskup Lwowa, przez dziewięć ostatnich lat życia Jana Pawła II służył u jego boku jako drugi sekretarz. Ze wzruszeniem wspomina każdą Wigilię w Watykanie. Przedświąteczną krzątaninę w kuchni, zapach świerków, które stały w każdym pokoju. Kuchenne taborety dostawiane do stołu, tak żeby wszyscy goście mogli się przy nim pomieścić. I wieczory kolęd. Codziennie, aż do Trzech Króli. Stuletni śpiewnik, który spieszył z pomocą wszystkim tym, którym spieszyć musiał. Bo Jan Paweł II pomocy nie potrzebował. On zawsze kolędował z pamięci.

Jan Paweł II przez lata uczył nas, że Boże Narodzenie to więcej, niż nam się wydaje. Więcej niż dwanaście dań na wigilijnym stole. I więcej niż góra prezentów pod choinką. W papieskich apartamentach prezentów pod choinką nie było wcale. Jak wspomina arcybiskup Mokrzycki, wieczerza też nie składała się z dwunastu dań. Ale za to czuć było, że w tym domu naprawdę na kogoś się czeka. A kiedy Jan Paweł II wypatrywał na niebie pierwszej gwiazdki, to nie dlatego że był zdziecinniałym staruszkiem, który miał z tego frajdę. Tylko dlatego że ta gwiazdka jest symbolem innej gwiazdy – tej, która pokazywała drogę do Betlejem. Skoro ją widać, to znaczy, że Jezus już niedługo się narodzi. „W tym Dziecięciu – Synu, który został nam dany – mówił Papież – znajdujemy wytchnienie dla naszych dusz i prawdziwy chleb, który nigdy się nie kończy”. Każdego roku po pasterce przenosił figurkę Jezusa z bazyliki Świętego Piotra do żłóbka w szopce zbudowanej na placu. W tym czułym geście była troska nie tyle o sam gest, ile o maleńkiego Boga, który – choć wielki – stał się bezdomny, bo nikt Go do domu przyjąć nie chciał. „Swoi Go nie przyjęli”. Wszystko, co mówił i robił Jan Paweł II w czasie Adwentu i Bożego Narodzenia, było po to, żeby swoi Go jednak przyjęli. Żebyśmy Go przyjęli. W Boże Narodzenie i każdego dnia. Bo przecież On „już przyszedł, (...) przyjdzie i (...) nieustannie przychodzi”.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama