Sowie na lato

Wakacyjny cykl "Niedzieli" - Polska da się lubić

Gdzie spędzają wakacje, gdzie chcieliby wrócić, jakie miejsca polecają na lato: Eleni, bracia Golcowie, Antonina Krzysztoń, Krzysztof Skowroński, Robert Tekieli i serialowy Janusz Tracz? Polska da się lubić także latem. Rozpoczynamy wakacyjny cykl „Niedzieli”

Choć widziała już wiele gór, Sowie są jej najbliższe. A Bielawę wspomina z sentymentem. Bielawa też pamięta i słucha piosenek Eleni

Niedaleko granicy z Czechami, na przedgórzu i w środkowej części Sudetów, znajdziemy okolice pełne cennych zabytków i osobliwości, a także niebanalną przyrodę. Warto wybrać się tam nie tylko na weekend, ale zostać dłużej.
Z pewnością nie będziemy się tam nudzić. Warto zobaczyć zamki, pałace i malownicze ruiny, jak choćby Grodno w Zagórzu Śląskim i Ząbkowicach, zabytkowe kościoły i klasztory w Świdnicy i Dzierżoniowie, ale przede wszystkim pochodzić po Górach Sowich. Są porośnięte lasami, łagodne, choć niekiedy zwieńczone ostrymi gniazdami skalnymi. Latem jest gdzie pojeździć na rowerach, zimą jest sporo miejsc, gdzie można pojeździć na nartach.
Miejscem wypadowym może być któraś z miejscowości leżących u podnóża Gór Sowich, w tym Bielawa, gdzie urodziła się i wychowała, i gdzie lubi wracać Eleni Tzoka, znana polska piosenkarka pochodzenia greckiego.

W odwiedziny do rodziny

Greccy uchodźcy pojawili się w Bielawie w latach 50. XX wieku. Byli wśród nich rodzice Eleni. W małym miasteczku nie można było nie zauważyć obecności kilkudziesięciu greckich rodzin. — Działał grecki klub, zespół, w domu mówiło się i śpiewało po grecku. W szkole były lekcje języka greckiego — opowiada Eleni. Jednak dla niej i jej kolegów, urodzonych już w Polsce, rodzinnym językiem był polski, a ojczyzną — Polska. — W latach 80. rodzice i sześcioro mojego rodzeństwa, ale także większość greckich rodzin wyjechała do Grecji. W Bielawie zostali już nieliczni, większość wtopiła się w Polskę — opowiada Eleni. Został np. jej kolega Kostas, który od lat prowadzi znany w okolicy zakład fotograficzny. Eleni mieszkała w Bielawie do 20. roku życia. — Z naszej rodziny w Polsce zostałam tylko ja i mój najstarszy brat — mówi. Dziś mieszka w Poznaniu. Na wakacje zwykle jeździ do Grecji, do rodziny. Eleni coraz rzadziej udaje się wpadać w rodzinne okolice Gór Sowich, gdzie czuje się u siebie. Choć widziała już wiele gór, Sowie są jej najbliższe. A Bielawę wspomina z sentymentem. Bielawa też pamięta i słucha piosenek Eleni. W ubiegłym roku przyznano jej tytuł honorowego obywatela miasta. Odbierając tytuł na sesji Rady Miejskiej w Bielawie, z trudem powstrzymywała łzy — relacjonowała regionalna prasa. — Zawsze w wywiadach podkreśla, że jest z Bielawy — chwali piosenkarkę burmistrz Ryszard Dźwiniel. — Do końca życia będę bielawianką — twierdzi dzisiaj Eleni Tzoka. Tu kończyła podstawówkę i liceum. Tu stawiała pierwsze artystyczne kroki w zespole „Ballada”.

Piknik w górach

Bazą wypadową w okolice może być Bielawa, gdzie znajdują się: niezły hotel, kwatery prywatne, ale i schroniska, i pensjonaty leżące po drugiej stronie Gór Sowich, w okolicach Sokolca, Rzeczki i Jugowa. Łatwo dostać się z nich, nieźle utrzymanymi szlakami, na najwyższą tutejszą górę — Wielką Sowę (1015 m), a cała wycieczka potrwa kilka godzin. W ogóle łatwo zejść całe te urokliwe góry, które mają tylko 25 km długości i 10 km szerokości. Przy odrobinie szczęścia można spotkać tu sarnę, dzika, a nawet borsuka czy kunę, dostrzec lub usłyszeć cietrzewia, głuszca, krogulca, pustułkę i sowę. Jednak nazwa gór, jak twierdzą fachowcy, nie pochodzi od sowy, ale od celtyckiego słowa „jilova”, czyli złoto, którego sporo było niegdyś w okolicy. Na Wielkiej Sowie warto wspiąć się na wieżę widokową. Widok rzeczywiście zapiera dech w piersiach. Nie gorszy też widok roztacza się z wieży średniowiecznego zamku Grodno, znajdującego się w rezerwacie „Góra Choina”, na skraju Sowich, w części przylegającej do Jeziora Bystrzyckiego. Zbudowany z kamienia, kiedyś był największym zamkiem Śląska. Potem jednak opustoszał i stopniowo popadał w ruinę. Dziś mieści się w nim małe, ale interesujące muzeum. Atrakcją jest szkielet księżniczki (cóż z tego, że nieprawdziwy), zagłodzonej, według legendy, w tutejszym lochu przez surowego ojca. Miał w ten sposób ukarać latorośl, która zgładziła podstawionego jej kandydata na męża. Góry Sowie nadają klimat i urok całej okolicy. — Wyrastają tuż obok Bielawy, dodając miastu wielkiego uroku — mówi Eleni Tzoka. — Nie są to wielkie góry, strzeliste szczyty, lecz łagodne pagórki, ale mają swoją atmosferę. Pagórki są ciepłe, przyjazne, wręcz zachęcają do chodzenia. Eleni przemierzała je w dzieciństwie i wczesnej młodości. — Robiliśmy w górach pikniki. U ich podnóża było źródełko, z którego do domu przynosiliśmy krystalicznie czystą wodę. Do dziś pamiętam jej smak — mówi.

Wyspy skarbów

Książ — kilkanaście kilometrów od Świdnicy, kilkadziesiąt od Bielawy — to miejsce przez Eleni szczególnie chętnie odwiedzane. Ten trzeci co do wielkości w Polsce (po Malborku i Wawelu) obiekt warowny został wybudowany w końcu XIII wieku. Wnętrza zamku to ponad 400 sal i ogromne, niezbadane do końca podziemia, w których poszukiwacze skarbów chcieliby ulokować słynną Bursztynową Komnatę. Tarasy z ogrodami, wieża widokowa, palmiarnia z egzotycznymi roślinami, hipodrom i słynna stadnina dopełniają opisu jednego z najciekawszych zabytków w Polsce. Po drugiej stronie Gór Sowich, nieopodal wsi Srebrna Góra, wznosi się potężna twierdza, strzegąca niegdyś przejścia przez przełęcz do Kotliny Kłodzkiej. To największa górska twierdza w Europie.
Na wyobraźnię działa fakt, że Srebrna Góra mogła być przejściowo, wiosną 1945 r., miejscem ukrycia dzieł sztuki ze składnicy w pobliskim Kamieńcu Ząbkowickim. Tam Niemcy zwozili skarby kultury z Dolnego Śląska, aby uchronić je przed nalotami aliantów. Długo szukano tu także Bursztynowej Komnaty. Jednak znajdujący się w twierdzy „Bernstein Zimmer” nie miał nic wspólnego ze słynnym zabytkiem z Carskiego Sioła.

Pomnik Sowy

Z Bielawy niedaleko do Świdnicy — perełki Dolnego Śląska. Tu Eleni najbardziej podoba się ładny, odrestaurowany rynek, będący wizytówką miasta, z mieszczańskimi kamienicami i ratuszem. Jego fasadę zdobią figury książąt świdnicko-jaworskich. Bolka I Surowego, Bernarda Statecznego, Bolka II Małego oraz króla czeskiego Karola IV Luksemburczyka. Nie można nie zajść do katedry świętych Stanisława i Wacława. Jej budowa, rozpoczęta w 1330 r., trwała blisko dwa wieki. Już z oddali widać jej wieżę, górującą nad miastem i wznoszącą się na wysokość 103 m (najwyższa na Śląsku). Na placu przed katedrą stoi figura św. Jana Nepomucena, powstała w 1727 r., dwa lata przed jego beatyfikacją. Wnętrze katedry wypełniają zabytki z różnych epok, m.in. obraz Matki Bożej (1480 r.), ołtarz wyrzeźbiony przez Jana Riedla (1694 r.), obraz Michała Willmanna przedstawiający scenę zamordowania św. Wacława oraz okazałe organy. W mieście warto odwiedzić dwa ciekawe muzea: Dawnego Kupiectwa, prezentujące kupieckie tradycje Świdnicy, oraz Broni i Militariów, w którym można zobaczyć różnego rodzaju militaria, począwszy od iglicowych karabinów i armat z XIX wieku, a skończywszy na broni sprzed kilkudziesięciu lat.
W samej Bielawie Eleni zaleca spacer po zadbanym rynku — z pomnikiem Sowy — symbolu miasta i odwiedzenie neogotyckiego kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ze strzelistą, siódmą co do wysokości wieżą kościelną w Polsce. W murze okalającym kościół znajduje się rzadkość — krzyż pokutny, jeden z dwóch zachowanych w miasteczku. Ustawiano je w miejscu popełnienia zbrodni. W drodze z Bielawy do Świdnicy (z lewej strony widać wał Gór Sowich, z prawej — masyw Ślęży) warto dłużej zatrzymać się w Dzierżoniowie. Tam też jest na czym zawiesić oko. Rynek, mimo wyburzenia w czasach PRL-u kilkunastu zabytkowych kamienic, tworzących jego północną pierzeję, ratusz, kilka zabytkowych kościołów, mury miejskie i poaugustiański zespół klasztorny z gotyckim kościołem — to tylko niektóre z obiektów wartych podziwiania. Sporo ich w tej okolicy.

Tajemnice we wnętrzu

Wielu największą atrakcję Gór Sowich znajdzie w ich wnętrzu. U schyłku III Rzeszy Hitler postanowił przeobrazić je w kompleks bunkrów i budowli podziemnych, podziemne miasto Riese. Do dziś do końca nie wiadomo, jakie miało być przeznaczenie tego kompleksu. Najpewniej miały tu powstać supertajne fabryki broni. Góry Sowie były poza zasięgiem alianckich bombowców. Historycy przypuszczają, że miały tu być przeniesione zakłady zbrojeniowe Messerschmitta z Bawarii i doświadczalny ośrodek rakiet V-1 i V-2 ze zbombardowanej wyspy Uznam. Na Riese, jedną z największych inwestycji III Rzeszy, Hitler wydał 150 mln marek (Wilczy Szaniec na Mazurach kosztował go 36 mln). Budowa ruszyła jesienią 1943 r. i trafiło na nią więcej cementu niż na wszystkie schrony w III Rzeszy u schyłku wojny. Korytarze wykuwali więźniowie z pobliskiego obozu Gross-Rosen. — To była mordercza praca, która pochłonęła dziesiątki tysięcy ofiar — twierdzą miejscowi przewodnicy.
Skalę hitlerowskich zamierzeń widać we Włodarzu. Betonowe fortyfikacje otaczają tu działa z czasów II wojny światowej. Niemcy wydrążyli tu ponad 3 km korytarzy, ale zwiedzać można tylko ich niewielką część. Prace w Riese zostały wykonane tylko w części. Przed wkroczeniem Armii Czerwonej wiele podziemnych konstrukcji zostało zniszczonych, a prowadzące do nich tunele zostały wysadzone.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama