Dlaczego modlimy się za zmarłych, ale nie komunikujemy się z nimi?

Kościół gorąco zachęca do modlitwy za zmarłych, wyznaje wiarę w obcowanie świętych, a jednocześnie zdecydowanie potępia wszelkie formy spirytyzmu i wywoływania duchów zmarłych. Jakie są powody?


Zacznijmy od tego ostatniego. Katechizm omawia je w rozdziale poświęconym wróżbiarstwu i magii: „Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem - połączonym z miłującą bojaźnią - które należą się jedynie Bogu.” (KKK 2116) W kolejnym punkcie Katechizm dodaje, że „spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne”.

W Biblii tematyka wywoływania duchów zmarłych pojawia się przy okazji postaci króla Saula, który usiłował wywołać ducha Samuela (1Sm 28). Choć można by to uznać za wyraz jego religijnej czci wobec wybitnego sędziego Izraela, jednak jest to religijność „na własną rękę”, która nie jest miła Bogu, traktuje bowiem Boga i świętych jako narzędzia do osiągania własnych celów. Mało kto zwraca uwagę na to, że Saul już wcześniej, za życia Samuela dopuścił się podobnego grzechu. Nie mogąc się doczekać na przybycie męża Bożego, Saul sam złożył ofiarę całopalną, choć nie miał prawa tego czynić. Już wtedy Samuel ostrzegł go, że tego rodzaju uzurpacja władzy w sferze duchowej jest ciężkim grzechem przeciw Bogu (1 Sm 13). Słowa Samuela nie trafiły do przekonania króla, niedługo później bowiem dopuścił się kolejnego grzechu, gdy po zwycięstwie nad Amalekitami nie zniszczył całego ich dobytku, ale wbrew wyraźnemu nakazowi zachował zwierzęta, rzekomo po to, aby złożyć z nich ofiarę Bogu (1 Sm 15). Jak widać, Saul był być może gorliwy, ale jego religijność działała na zasadzie „to ja dyktuję warunki Bogu”. I to właśnie jest istota wszelkich grzechów związanych z magią, wróżbiarstwem, a także wywoływaniem duchów.

Niebo – sfera przebywania Boga, aniołów i świętych – jest tym, do czego dąży każdy chrześcijanin. Dopóki jednak żyjemy w sferze doczesności, tajemnice związane z niebem „widzimy jakby w zwierciadle, niejasno” (1Kor 13,12). Nie wolno nam samodzielnie próbować wydrzeć tych tajemnic Bogu. Możemy natomiast otwierać się na działanie Boga, który na różny sposób odsłania przed nami swoje tajemnice, gdy uzna, że jest to dla nas dobre i że jesteśmy wystarczająco dojrzali: przez proroctwa, sny, widzenia i inne doświadczenia mistyczne. Nie chodzi więc o to, że Bóg nie pragnie się z nami komunikować, ale że inicjatywa należy do Niego.

Co jednak zrobić w sytuacji, gdy doświadczamy jakiejś formy komunikacji ze zmarłymi, której sami nie inicjujemy, a po prostu przychodzi do nas w formie snów czy odczuć? Tego rodzaju doświadczenia nie są rzadkie. Zdarza się, że pogrążeni w żałobie bliscy doświadczają czegoś, co psychologowie nazywają „komunikacją po śmierci”, w której pogrążeni w żałobie wierzą, że widzą, słyszą głosy, czy w inny sposób doświadczają obecności swoich zmarłych bliskich. Są to zjawiska, które psychologia odnotowuje, jednak nie potrafi ich w sposób satysfakcjonujący wyjaśnić. Z punktu widzenia teologii można uznać, że Bóg w niektórych przypadkach pozwala na to, aby zmarli komunikowali się z nami, w szczególności, gdy ich dusze znajdują się w czyśćcu i proszą nas o modlitwę.

Tego rodzaju zdarzenie legło u podstaw praktyki zwanej „gregorianką”. Św. Grzegorz Wielki (540-604) jako przełożony klasztoru na wzgórzu Celio przeżywał dylemat związany ze śmiercią współbrata, Justusa. Okazało się bowiem, że przy mnichu znaleziono złote monety, co było sprzeczne z regułą benedyktyńską. Pochowano go w niepoświęconej ziemi, św. Grzegorz jednak nie chciał zakończyć na tym sprawy i postanowił, aby codziennie odprawiano msze w intencji zmarłego niegodnego brata. W trzydziestym dniu ów zmarły ukazał się jednemu z braci, Kopiozjuszowi, który nie wiedział nic o odprawianych mszach, mówiąc, że dzięki nim został uwolniony od kary. Sytuację tę opisał św. Grzegorz w swych Dialogach (Patrologia Latina 77,416). Wieść o tym zdarzeniu przekroczyła progi klasztoru benedyktyńskiego i w kolejnych wiekach docierała do wiernych, zapoczątkowując praktykę Mszy św. gregoriańskich, czyli trzydziestu kolejnych Eucharystii sprawowanych w intencji zmarłego. Kościół oficjalnie uznał tę praktykę w 1884 r.

Msze święte za zmarłych są jedną z form pomocy, jakiej możemy udzielić duszom znajdującym się w czyśćcu. Jak mówi Katechizm: „Kościół od początku czcił pamięć zmarłych i ofiarował im pomoce, a w szczególności Ofiarę eucharystyczną, by po oczyszczeniu mogli dojść do uszczęśliwiającej wizji Boga. Kościół zaleca także jałmużnę, odpusty i dzieła pokutne za zmarłych” (KKK 1032).

Trzeba jednak zawsze pamiętać, że prawdziwa religijność nie ma w sobie nic z automatyzmu czy duchowej buchalterii. Całkowicie błędne jest myślenie, jakoby poprzez odmówienie jakiejś ilości modlitw czy ofiarowanie trzydziestu Mszy można było „wymóc” na Bogu wpuszczenie danej osoby do nieba. W modlitwie jakość i szczerość intencji liczy się dużo bardziej niż ilość. Przypomina mi się tu zdarzenie, które miało miejsce ponad 30 lat temu w pewnej miejscowości na Podlasiu. Zastępowałem tam przez jakiś czas zakrystianina, przyjmując m.in. intencje mszalne. Pewien mężczyzna poprosił o odprawienie „gregorianki” za zmarłego ojca, jednak do końca tamtego roku nie było to możliwe, ponieważ większość intencji było już zajętych. Zasugerowałem więc, że mogę przyjąć jedną intencję w tej parafii albo spróbować skontaktować się z jakimś klasztorem, w którym jest więcej kapłanów. Odpowiedź, którą usłyszałem, zaszokowała mnie: „Mi tam wszystko jedno. I tak nie wierzę w zmartwychwstanie i chyba nikt w naszej wsi w takie rzeczy nie wierzy. Po prostu tata zostawił pewną sumę pieniędzy i prosił, żeby po jego śmierci zamówić za to msze gregoriańskie”. Być może był to skrajny przykład automatycznego traktowania praktyk religijnych przy jednoczesnym braku wiary. Warto jednak zastanowić się, czy i w nas samych gdzieś nie kryje się takie mechaniczne rozumienie wartości modlitw i Eucharystii.

W dniach oktawy uroczystości Wszystkich Świętych (czyli od 1 do 8 listopada, a w roku 2021 przez cały listopad) istnieje możliwość ofiarowania odpustu za zmarłych przy nawiedzeniu cmentarza lub kościoła oraz spełnieniu tzw. „zwykłych warunków”. Należą do nich: odmówienie modlitw Ojcze nasz i Wierzę w Boga oraz dowolnej modlitwy w intencjach papieskich. Zwracając uwagę na te „zewnętrzne” warunki zapominamy jednak często o tym, że łączą się one z „wewnętrznymi” – stanem łaski uświęcającej i wolnością od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, także powszedniego. Samo zaś nawiedzenie kościoła lub cmentarza musi mieć charakter „pobożny”. Oznacza to, że zyskiwania odpustów nie można traktować jedynie w kategorii zewnętrznej praktyki, ale istotna jest nasza duchowa postawa. Nawiedzenie cmentarza dla większości osób nie wiąże się z wielkim trudem. Czy jednak równie łatwo przyjdzie nam oderwać się od grzechów, do których być może tak bardzo się przyzwyczailiśmy, że ich nawet nie zauważamy: od lenistwa, obmawiania bliźnich, nadużywania alkoholu czy złych słów wypowiadanych w gniewie?

I tu warto uświadomić sobie, co właściwie wyznajemy, wypowiadając w Credo słowa „wierzę w świętych obcowanie”. Wyjaśnia to Konstytucja Dogmatyczna o Kościele: Dopóki Pan nie przyjdzie w majestacie swoim (...) jedni spośród uczniów Jego pielgrzymują na ziemi, inni dokonawszy żywota poddają się oczyszczeniu, jeszcze inni zażywają chwały, widząc ‘wyraźnie samego Boga troistego i jedynego, jako jest’, wszyscy jednak, w różnym stopniu i w rozmaity sposób, złączeni jesteśmy wzajemnie w tej samej miłości Boga i bliźniego i ten sam hymn chwały śpiewamy Bogu naszemu. (...) Łączność zatem pielgrzymów z braćmi, którzy zasnęli w pokoju Chrystusowym, bynajmniej nie ustaje, przeciwnie, według nieustannej wiary Kościoła, umacnia się jeszcze dzięki wzajemnemu udzielaniu sobie dóbr duchowych. Albowiem mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, jeszcze mocniej utwierdzają cały Kościół w świętości” (KK 49)

Duchowa łączność działa więc w obydwie strony: my, żyjący, możemy ofiarować nasze modlitwy za zmarłych, którzy przebywają w czyśćcu. Jednocześnie jednak ci, którzy już osiągnęli zbawienie, wstawiają się za nami, „utwierdzając nas w świętości”. To, co może wydawać się po ludzku niemożliwe: przezwyciężenie własnych wad, nałogów i słabości, staje się możliwe dzięki wstawiennictwu świętych. I nie mówimy tu wyłącznie o świętych kanonizowanych – jeśli nasi krewni doznali już oczyszczenia i osiągnęli chwałę nieba, z całą pewnością nie zapomnieli o swych bliskich, ale stale modlą się za nas. Warto więc, aby uroczystość Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny (Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych) i cały listopad był nie tylko czasem intensywniejszej modlitwy za zmarłych, ale doświadczenia tej wspaniałej rzeczywistości obcowania świętych, którą wyznajemy co niedzielę.

« 1 »

reklama

reklama

reklama