To opowieść o odwadze, wierze i nowym początku. Karmelitanki bose z ul. Łobzowskiej w Krakowie od półtora wieku trwają na modlitwie i budzą nadzieję w sercach wiernych. Ich historia, pełna trudów i odrodzeń, jest świadectwem, że wierność Bogu może przemieniać nie tylko wspólnotę, ale i całe pokolenia.
Historia Karmelu Łobzowskiego to historia odrodzenia i odnowy. To historia, która nieustannie budzi w nas nadzieję. Powstanie tej wspólnoty pod koniec XIX wieku miało ogromne znaczenie. W czasie dominującej polityki likwidacji klasztorów, gdy również życie karmelitańskie na ziemiach polskich zanikało, założenie nowego klasztoru okazało się punktem zwrotnym. Wewnętrzny dynamizm, radykalizm i głębokie pragnienia sióstr wydały owoc nowego początku. Pierwsza przeorysza, m. Jadwiga Wielhorska, przyjechała z Francji. Pozostałe mniszki przybyły z Belgii. A zaraz za nimi Polki, czekające na możliwość realizacji powołania. Najpierw, w 1867 roku, zatrzymały się w Poznaniu. Jednak szybko dostały nakaz opuszczenia Królestwa Prus. Wtedy Kraków stał się ich domem.
Odnowa Karmelu
1 sierpnia 1875 roku zamieszkały przy ul. Łobzowskiej. Jednak nie poprzestały na pielęgnowaniu życia duchowego. Zabiegały o odnowę Karmelu. Były przekonane, że charyzmat modlitwy i kontemplacji, przekazany przez św. Teresę z Avila, jest bezcenny. Taki skarb trzeba ocalić. Pisały do Papieża, do Generała Zakonu. Wyprosiły pomoc dla karmelitów bosych w Czernej. Przybyła grupa zakonników z innych krajów Europy, co było konieczne, bo garstka Polaków w większości zajmowała się przede wszystkim polowaniem w cudzych lasach. Do Czernej przyjechał również o. Rafał Kalinowski, później ogłoszony świętym. Podjął decyzję o wstąpieniu do Karmelu pod wpływem kontaktów z siostrami, zwłaszcza z m. Marią Ksawerą Czartoryską, znaczącą postacią. Powstawały kolejne klasztory: braci w Wadowicach i Krakowie, sióstr – w Przemyślu i we Lwowie, a w 1920 roku ponownie w Poznaniu. Wszystkie przy mocnym wsparciu łobzowianek.
Karmel w Polsce się odrodził. Ale oczywiście nie chodzi o dzieła, ale o człowieka, o jego wnętrze. Siostry miały nadzieję, choć doświadczały wielu trudności. Bóg nie osłaniał w cudowny sposób przed cierpieniem, ale dawał łaskę, by przez nie przejść. One były odważne i pamiętały o ideałach.
Sam przyjazd do Krakowa oznaczał zostawienie tego, co było im już znane i bliskie. Przez 30 lat doświadczały dużego ubóstwa. Ciasna, stara willa była ich klasztorem, nie miały pieniędzy na wybudowanie nowego. Trudno się też zorientować kiedy pościły, a kiedy realnie głodowały. Gdy już powstał piękny klasztor, zaprojektowany przez wybitnych architektów – Tadeusza Stryjeńskiego i Franciszka Mączyńskiego, po zaledwie 9 latach wybuchła I wojna światowa i sakralne wnętrza napełniły się rannymi i chorymi. Szpital funkcjonował do roku 1921, a siostry w tym czasie zajmowały niewielką część budynku. Ich modlitwie towarzyszyły jęki chorych i krzyki operowanych. Gdy w końcu odzyskały klasztor – był zdewastowany. Ale one koncentrowały się wciąż na więzi z Bogiem i tam odnajdywały szczęście. II wojna światowa rozpoczęła się dla nich na dobre 3 września 1939 roku, gdy klasztor został zbombardowany. Cudem wszystkie przeżyły, ale musiały się ewakuować. Po roku wróciły, by znowu w 1943 uciekać – budynek zajęło niemieckie wojsko. Były świadome, jak wielką tragedią było dla świata szaleństwo Hitlera. Już w 1945 czytały raport z Dachau i oglądały zdjęcia z obozu. I wciąż podejmowały swoje jedyne zadanie – trwały na modlitwie, ufając Bogu.
Wierność tradycji, otwartość na ludzi
To, co istotne, nie zmieniło się przez te 150 lat. Niektóre zwyczaje są inne. Zamiast bosych nóg siostry mają skarpetki, nie zakrywają twarzy welonem, nie biczują się, a zimą raczej udaje się im ogrzać cele, przynajmniej do pewnego stopnia. Ale sposób życia, którym poprzedniczki były zafascynowane, i ich fascynuje. Ta niezwykła równowaga między samotnością, a byciem we wspólnocie. Godziny modlitwy i milczenia, przeplatane spotkaniami, głębokimi i zupełnie zwyczajnymi. Chwile poważnej liturgii i prostej radości. Od momentu powstania klasztoru siostry podtrzymywały pełen życzliwości kontakt z jedynym wtedy nie zamkniętym klasztorem karmelitanek bosych na Wesołej w Krakowie. Również dziś pielęgnują dobre relacje między wspólnotami. Podobnie wciąż podtrzymywana jest otwartość na towarzyszenie ludziom świeckim na ich drodze ku Bogu. Wtedy wybitną osobistością Świeckiego Zakonu była księżna Marcelina Czartoryska, wybitna uczennica Chopina. W kaplicy sióstr były wygłaszane konferencje dla pobożnych mieszkańców Krakowa. Obecnie przy klasztorze także formuje się wspólnota świeckich, a w Roku Jubileuszowym zostanie poprowadzona przez karmelitę bosego z Czernej Szkoła Modlitwy.
Po 150 latach od życiodajnego początku siostry wciąż chcą przekazywać sobie nawzajem i wszystkim, którzy tego potrzebują, paschalną nadzieję. W czasie oczyszczenia Kościoła może oznaczać to, po prostu, wierne bycie przy Chrystusie w doświadczeniu kruchości. Natomiast fundatorki przypominają, że siostry otrzymałyśmy skarb. One – bogate szlachcianki – wybrały pokorę i wolność. M. Maria Ksawera Czartoryska z radością zostawiła tytuł księżnej. Promieniowała łagodnością i wdzięcznością. Powtarzała, że Bóg jest dobry. M. Teresa Steinmetz, Belgijka, złożyła ślub pozostania w Polsce na zawsze. Bardzo chciała nauczyć się języka polskiego i bez trudności się nim posługiwała. Wyjazd na fundację przyjęła jako okazję całkowitego oddania się Bogu. Kronikarka napisała o niej: „Wiedziała, że jest kochana i sama kochała”. Może to jest klucz do wewnętrznej odnowy. Doświadczenie miłości, które przemienia i napełnia nadzieją. W każdy momencie relacja miłości z Bogiem może zacząć się dla nas na nowo.