reklama

Anna Wójcik: zagrali moim dzieckiem, przegrali

Jedna z pań funkcjonariuszek dawała mi sugestię, że mam dwójkę małych dzieci i że dobrze by było, abym jednak coś zeznała w drodze, to szybciej wrócę do Warszawy – mówiła była szefowa gabinetu Mateusza Morawieckiego, opisując swój pobyt w areszcie.

Jakub Jałowiczor

dodane 08.04.2025 11:36

Kilka dni po wyjściu na wolność Anna Wójcik opowiedziała mediom o swoim pobycie za kratami.

Wójcik opuściła areszt śledczy w piątek 3 kwietnia. Postawiono jej zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i przyjęcia 3,5 mln zł łapówki za wpływanie na przetargi Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (RARS). Według mediów, obciążyły ją zeznania jednej osoby, przebywającego w areszcie Pawła Sz. Szefa firmy Red is Bad.

Urzędniczka w areszcie śledczym spędziła dwa miesiące. Na 19 dni aresztowano także jej męża. Ich starszy syn ma zdiagnozowane spektrum autyzmu. Opinia biegłego potwierdzająca negatywny wpływ rozłąki na dziecko przyczyniła się do uwolnienia Anny Wójcik.

Konieczne było także wpłacenie kaucji wynoszącej 400 tys. zł. W imieniu aresztowanej pieniądze wpłaciła Fundacja Niezależne Media.

Dziecko na celowniku

Urzędniczka nie ma wątpliwości, że śledczy grali sytuacją jej dziecka. Prokuratura publicznie podała jego imię.

„Żadne medium nie podało imienia mojego syna. Zrobiła to prokuratura – mówiła Wójcik telewizji wPolsce 24. – Dopiero po ingerencji mojego obrońcy zostało to zmienione. Czego my oczekujemy od prokuratury, skoro robi takie kardynalne błędy? A może to było świadome działanie, by ujawnić imię mojego syna, upokorzyć mnie i moją rodzinę?”

Uderzyli sądem opiekuńczym

Podczas przeszukania domu Anny Wójcik, funkcjonariusze zabrali telefon jej autystycznego dziecka.

„Poprosiłam funkcjonariuszy, aby nie zabezpieczali telefonu mojego syna, bo on miał w nim cały świat. Niestety nie posłuchali tego” – relacjonowała kobieta w Telewizji Republika. Naciski związane z dziećmi miały się pojawiać także w drodze do aresztu.
„Jedna z pań funkcjonariuszek dawała mi sugestię, że mam dwójkę małych dzieci i że dobrze by było, abym jednak coś zeznała w drodze, to szybciej wrócę do Warszawy” – opowiadała Wójcik.

„Ostatni moment, kiedy nie wytrzymałam jako matka, to wtedy gdy dowiedziałam, się, ze moja sprawa, mojego dziecka idzie do sądu opiekuńczego – dodała. – Pomyślałam, że mogę być pozbawiona praw rodzicielskich. Oni są zdolni do wszystkiego! Jak zobaczyli, że jedno przesłuchanie nie dało rady, drugie nie dało rady, uderzyli sądem opiekuńczym”.

Piekło kobiet

Wójcik nie ukrywała, że ma żal do rządzących.

„Moja rodzina została zniszczona. Tak nie powinien zachowywać się były RPO. Powinien stanąć w obronie mnie i mojej rodziny – powiedziała. – Zagrali moim dzieckiem. Tę grę przegrali”.

Pytała też, gdzie są działaczki, które demonstrowały przeciwko „piekłu kobiet”.

„Wołam do rządzących: opamiętajcie się! Bo tak nie wolno. To białoruskie metody, to stalinowski reżim, to co wyprawiacie. Chcę, by moja historia wybrzmiała. Chcę, by cała Polska usłyszała, co się robi z matkami!”

– apelowała Anna Wójcik.

Źródła: wpolityce.pl, tvrepublika.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.

1 / 1

reklama