Lekarze uratowali matkę i dziecko

Artykuł pochodzi z gazety "Dobre nowiny", gazety okolicznościowej o charakterze jednodniówki, tym razem poświęconej tematyce pro-life

Ponad 40 lat temu pani Janina Malinowska nie dopuściła do zabicia swojego nienarodzonego dziecka, choć musiała przejść operację macicy bez znieczulenia. W trzecim miesiącu ciąży kobieta była operowana, gdyż w macicy narosło kilka mięśniaków, z których największy był wielkości główki sześciomiesięcznego dziecka. Po latach pani Janina chciała pamiętać tylko tyle, że... to właściwie syn uratował jej życie... Żadnego bólu, cierpienia...

 

— Już następnego dnia po akcie miłości wiedziałam, że jestem jakaś inna, że coś się we mnie zmieniło. Czekałam jakiś czas, by się przekonać, że rzeczywiście noszę dzieciątko w moim łonie. Potem poszłam do bardzo znanej w Krakowie pani ginekolog, która mnie przebadała i skierowała na specjalistyczne badania. Umówiła się ze mną na kolejną wizytę, mówiąc że coś jej się nie podoba. Po konsultacji z drugim lekarzem potwierdziła, że jestem w ciąży, ale mój stan jest bardzo ciężki i — jej zdaniem —nie będę mogła nawet naturalnie poronić — wspominała Janina Malinowska.

Diagnoza drugiego lekarza była identyczna. Kobieta usłyszała słowa: „Bez operacji tu się nie obejdzie”. — To było jak kubeł zimnej wody, gdyż było to moje pierwsze dziecko — podkreślała pani Malinowska.

 

Podpowiadali aborcję

W tym czasie wokół kobiety unosiła się aura niebezpieczeństwa. Ci, którzy wiedzieli, że z jej zdrowiem jest coś nie tak — szczególnie mąż i siostra lekarka — bali się o nią i o dziecko. Byli i tacy, którzy podpowiadali aborcję. — Nikt jednak nie powiedział tego wprost, bo wszyscy wiedzieli, jak bardzo kocham dzieci. Taką możliwość podpowiadali mi jednak w sposób zawoalowany — mówiła Janina Malinowska.

Lekarze uratowali matkę i dziecko

 źródło: photogenica.pl

Lekarz umówił się z panią Janiną w szpitalu Narutowicza w Krakowie. W umówionym terminie kobieta zgłosiła się do szpitala. — Po badaniu lekarz zapytał mnie czy decyduję się usunąć dziecko?. Odpowiedziałam, że nie, że boję się o moje maleństwo. Wtedy lekarz powiedział mi: „Będziemy ratować dziecko i panią. A wszystko w rękach Boga”. Nie potrzeba mi było mocniejszych słów. Odpowiedziałam mu, że ja także wszystko powierzam Bogu — wyznała pani Janina.

Po kilku dniach kobieta zgłosiła się ponownie do szpitala, tym razem na operację, gdyż — zdaniem lekarzy — tylko zabieg mógł uratować życie kobiety i dziecka. — Choć wcześniej bardzo przeżywałam każde skaleczenie czy zastrzyk, tym razem. Mimo że wiedziałam, co może się stać, byłam niezwykle spokojna, radosna — opowiadała pani Malinowska.

Operacja trwała siedem godzin. — Moja siostra opowiadała mi potem, że lekarz, który mnie operował, po wyjściu z sali powiedział: „Harataliśmy na żywca” - mówiła kobieta.

Okazało się, że w macicy pani Janiny znajdowało się kilka mięśniaków, które podczas operacji usunięto. W tym czasie, w macicy rozwijał się już trzymiesięczny syn pani Janiny...

 

Wojtek

Po operacji, lekarze uprzedzili panią Malinowską, że nie będzie mogła urodzić dziecka siłami natury. Istniało realne zagrożenie, że w trakcie porodu może dojść do pęknięcia macicy. — Ten czas dziewięciu miesięcy, pomimo takich trudnych spraw, wspominam jako jeden z najcudowniejszych okresów w moim życiu. Czułam się lekka, szczęśliwa, pełna pogody ducha. Jakże wspaniale było czuć ruchy dziecka, wyobrażać sobie, jak wygląda, czy rusza ręką czy nogą. Te ruchy dają matce niewyobrażalną radość — mówiła kobieta.

23 września 1968 r. pani Janina, załatwiwszy wiele różnych spraw, zgłosiła się do szpitala. Dzień później na świat przyszedł Wojciech.

— Kiedy wybudziłam się po zabiegu, zapytałam pielęgniarki, czy moje dziecko jest zdrowe. Strasznie płakałam z radości, bo bardzo chciałam mieć syna. Nigdy nie zapomnę jego pierwszego płaczu, kiedy leżał przy mnie. Rozwinęłam go z becika i oglądałam. Jak bardzo się nim cieszyłam! Narodziny mojego syna wspominam jako najwspanialszy dzień mojego życia — mówiła z uśmiechem kobieta.

 

Artykuł pochodzi z gazety "Dobre nowiny"

Dobre Nowiny to gazeta okolicznościowa o charakterze jednodniówki. Wydawana jest od blisko 10 lat przez Dom Wydawniczy “Rafael” i zwykle ukazuje się kilka razy w roku. Każdy numer jest tematyczny. Nakłady poszczególnych wydań wahają się od 100 tys. do 1 mln egzemplarzy. Dystrybucja w 80-90% opiera się o parafie, gdzie gazeta jest zwykle rozdawana.

Najnowszy numer Dobrych Nowin jest poświęcony tematyce pro-life. Kierowany jest nie tylko do zadeklarowanych obrońców życia, ale przede wszystkim do tych, którzy mają wątpliwości, że należy bezwzględnie chronić życie. Szczególny nacisk położyliśmy na tematykę in-vitro, oraz kwestię dopuszalności aborcji w pewnych sytuacjach w polskim prawie. Choć Polacy w większości deklarują postawę pro-life, to jednak niestety skłonni są zgadzać się na wyjątki. Ta gazeta stworzona została po to, by przekonywać czytelników do postawy bęzwzględnego opowiedzenia się za życiem.

Dobre Nowiny powstały przy współpracy z wieloma ruchami pro-life, a naszym działaniom pobłogosławił ks. bp Grzegorz Ryś, przewodniczący zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Nowej Ewangelizacji. Wydaniu towarzyszy akcja “Urodziny Dla Wszystkich”. Szczegóły na stronie www.UrodzinyDlaWszystkich.pl

 

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama