Kawafis — reaktywacja

Libera dał nam nowego Kawafisa. Pomimo licznych skaz jego tłumaczenie jest żywe i zmysłowe


Jacek Dehnel

Kawafis — reaktywacja

Libera dał nam nowego Kawafisa. Pomimo licznych skaz jego tłumaczenie jest żywe i zmysłowe

Porywanie się na nowy przekład obszernego wyboru wierszy jakiegoś poety w sytuacji, gdy istnieje już tłumaczenie „kanoniczne”, wymaga nie lada odwagi. Im poeta i tłumacz kanoniczny wybitniejsi — tym większej. Dlatego imponuje mi porwanie się Antoniego Libery na Kawafisa — Kawafisa, z którym Zygmunt Kubiak praktycznie zrósł się w jedno przez ponad trzy dekady pracy nad kolejnymi wydaniami i opracowaniami (od Wyboru wierszy z 1967 roku, przez Wiersze zebrane z 1981, Kawafisa Aleksandryjczyka z 1995, po Wiersze i prozę z 2001, nie wspominając o innych wersjach i uzupełnieniach).

Wiadomo, że dla każdego czytelnika, który zetknął się już wcześniej z twórczością Starego Poety przełożoną na polszczyznę, Kawafis istnieje przede wszystkim przez Kubiaka, z Kubiakiem i w Kubiaku — i porównanie jego wizji w wizją Libery będzie absolutnie nieodzowne (nawet pojedyncze próby Miłosza, jakkolwiek ważne z uwagi na urodę i Miłoszowski wpływ na propagowanie tej poezji w Polsce, wypadają blado na tle pełnego dzieła Kubiaka).

Polska fraza Kawafisowska została ukuta przez tego właśnie tłumacza: podniosła, hieratyczna nawet, czerpiąca z polskich przekładów poezji antycznej, ale i z osobistych predylekcji Kubiaka (na przykład do ozdobnych szyków przestawnych — wystarczy choćby przeczytać jego posłowie z takim opisem domu poety: „Niczym szczególnym nie wyróżnia się ten dziewiętnastowieczny (jak sądzę) dom trzypiętrowy”, co niejeden użytkownik polszczyzny ująłby raczej tak: „Ten dziewiętnastowieczny, jak sądzę, trzypiętrowy dom nie wyróżnia się niczym szczególnym”. Zwłaszcza zważywszy, że tutaj frazę Kubiaka kształtują nie wymogi rytmu czy rymu, ale, dam głowę, jego własny sposób mówienia, który nierzadko rozpoznajemy w przekładach).

Nowa wersja zatem miała swój głębszy sens i tom Jeżeli do Itaki wybierasz się w podróż... wypełnia pewną lukę: brak innej dykcji Kawafisowskiej niż Kubiakowa. Jeśli chodzi o sam wybór, nie znalazło się w nim kilka wierszy, które są mi szczególnie bliskie, ale najsłynniejsze teksty Aleksandryjczyka są tu chyba w komplecie, wzbogacone o swoje najrozmaitsze odbicia i odpryski w innych wierszach. Taki już przywilej przygotowującego wybór tłumacza, że pomija to i owo wedle własnego smaku, tworząc nową całość.

Sam Kawafis rygorystycznie przestrzegał podziału wierszy na „opublikowane” („ekdota poiemata”), „odrzucone” („apokerygmena poiemata”) i „niepublikowane” („anekdota poiemata”) — pierwsze kierował do rozmaitych literackich periodyków i drukował na osobnych kartkach, które spinał w wersję kanoniczną, w „księgę idealną” swoich utworów; drugie w większości zniszczył, trzecie po prostu odkładał do szuflady, pisząc na nich odręcznie: „Nie do publikowania, ale tu może sobie zostać”.

Z podziału tego, zachowywanego z równą pieczołowitością przez Kubiaka, Libera zrezygnował na rzecz kolejności chronologicznej — wydaje mi się, że słusznie, bowiem teraz dla odmiany możemy przeczytać Kawafisa, kierując się bardziej własnymi sądami niż sądami autora (który, jak każdy z nas, nieomylny nie był).

 Sztuka i cielesność

Nie znam greki (ani starożytnej, ani nowożytnej), ciężko mi więc idzie porównywanie tych dwóch wersji i wyszukiwanie pominiętych czy przerobionych wyrazów, a o rozstrzyganiu sporów rzeczowych nie sposób nawet marzyć. Mogę jednak — nie rozstrzygając — zwrócić uwagę na istotne różnice między tymi przekładami oraz na niektóre fragmenty, które wydają mi się nieudane.

Zdarzają się bowiem w przekładach Libery rozmaite niedopatrzenia, skazy, które powinna była wyłapać korekta, wyraźnie przysypiająca — począwszy od zwykłych „brudów redakcyjnych”, polegających na pozostawieniu pozostałości po poprzedniej wersji tekstu (jak choćby „pozwoli mu to żyć jak naprawdę bogatym” z Orszaku Dionizosa, przemieszanie „pozwoli mu to być naprawdę bogatym” z „pozwoli mu to żyć jak ktoś naprawdę bogaty”), czy „drewno z hebanu” (Itaka) zamiast „drewna hebanowego” lub samego „hebanu”, po błędy poważniejsze, tkwiące głębiej. Jak choćby: „widzę tylko ruiny / mojego życia, które / przez wiele lat trwoniłem, aż w końcu roztrwoniłem”, gdzie wychodzi na to, że bohater trwonił nie życie, a ruiny (co wydaje się dwuznacznością niechcianą jednak i dość przypadkową).

W Czekając na barbarzyńców pretorzy i konsulowie przywdziewają drogie stroje, klejnoty. U Kubiaka „dlatego, że dziś barbarzyńcy przyjdą / a takie rzeczy olśniewają barbarzyńców”, u Libery istniejące w oryginale powtórzenie znika i fragment ten brzmi tak oto: „ponakładali pierścienie (...) bo barbarzyńcy mają dzisiaj wejść, a to ich fascynuje” — co można rozumieć również w ten sposób, że konsulowie i pretorzy się stroją, bo fascynuje ich wkroczenie barbarzyńców i chcą być z tej okazji szczególnie eleganccy.

Analogicznie w Koniach Achillesa czytamy: „Nie należało was dawać, moje nieszczęsne konie, / w podarunku śmiertelnym”. Użycie słowa „śmiertelnikom” usunęłoby zbędną dwuznaczność tego zwrotu, sugerującego jakiś śmiertelny podarunek, szatę Dejaniry bez mała. Pierwszy wers Hellenofila to „Dbaj o artyzm rysunku, który zostanie wyryty” — pomijam już niezręczne powtórzenie dwóch słów o podobnym rdzeniu (rysunek, ryć), ale artyzm z pewnością nie zostanie wyryty.

W wierszu W rozpaczliwej pogoni druga zwrotka na skutek elipsy („Mówił, że chce...”, pomijające podmiot, przez co nie jest jasne, że chodzi o drugiego kochanka — u Kubiaka pojawia się wyjaśniające „tamten”) daje możliwość całkowicie innego (i błędnego) odczytania. I tak dalej.

Niektóre zwroty wydają mi się niezbyt celne: „po prostu mnie wielbi, / jest chory na moim tle” razi niezręcznością, podobnie jak „Sztuka i cielesność, zmysłowe pożądania / miały wspólny mianownik”, co wydaje mi się zwrotem niekawafisowskim.

Z kolei wiersz Przejście mówiący o pierwszych inicjacjach (poetyckich, ale i seksualnych) zaczyna się u Libery od słów: „To, o czym w szkole nieśmiało roił sobie, z dnia na dzień / stanęło przed nim otworem” — ciekaw jestem bardzo, czy to taki rubaszny wtręt Kawafisa, nader dlań nietypowy, czy celowa zmiana ze strony tłumacza, czy wreszcie — omyłkowa dwuznaczność.

Z rzadka trafiają się błędy rzeczowe: Scypion Afrykański zmienia się w „Scypiona z Afryki” — a przecież Scypion (tak Młodszy, jak i Starszy) wcale z Afryki nie pochodził, otrzymał ten przydomek po walkach z Kartaginą. Wszystko to są jednak skazy, które łatwo będzie usunąć.

Współczesny język

Najważniejszą różnicę między wizją Libery a wizją Kubiaka stanowi chyba język. Język Kawafisa niewątpliwie czerpie swoją dostojność z tekstów antycznych i bizantyjskich, z ciągłego obcowania z inskrypcjami, kronikami, epigramami; słychać w nim wielką grekę przeszłości, wspaniały rytm i okresy; ale ma również swój znacznie żywszy, nowogrecki pierwiastek: to język ulicy, kawiarni, biura; w przekładzie Kubiaka potoczność jednak często ustępuje poważnym słowom i podniosłym frazom, do których tłumacz, w końcu filolog klasyczny, miał szczególne predylekcje.

Przekład Libery jest pod tym względem znacznie żywszy, znacznie współcześniejszy; wystarczy porównać dwa początki Tamtej nocy: „Pokój był tani i marny, / ukryty nad podejrzaną tawerną. / Z okna widziało się uliczkę, / brudną, ciasną. Z dołu dobiegały / głosy jakichś robotników / grających w karty, wesołych. / I tam, na zwyczajnym, nędznym łóżku / posiadłem ciało miłości” (Kubiak) z: „Pokój był tani obskurny, / na „górce” jakiejś spelunki. / Okienko wychodziło / na wąską, brudną uliczkę. / Na dole rżnęli w karty krzykliwi robotnicy. / To tam, na nędznym wyrku, / posiadłem, co kochałem” (Libera).

Fragmenty „prefekt był głupi, uroczyste, nadęte kukły” i „gromkie hasła” są oddane przez Liberę zwrotami „prefekt był durniem, sztywne, nadęte zera” i „górnolotne slogany” (Ze szkoły sławnego filozofa); „podejrzane postaci młodzieńcze” to „młode, nieznane, mętne typy” (W 25. roku jego życia), „oberże” i „lupanary” to „tawerny” i „burdele” (Po tawernach), zaś wersy „Antiochia, miasto fatalne, / wszystkie moje pieniądze pożarła” zastępuje „Antiochia, przeklęte miasto!/ Całą forsę mi zjadło” (Powinni się byli zatroszczyć).

Ta bezpośredniość, lakoniczność i prostota w wielu wypadkach działa znakomicie, jak w zakończeniu Króla Demetriusza: „i narzuciwszy na siebie jakieś najprostsze ubranie, / ulotnił się — jak aktor, / który po przedstawieniu / przebiera się i wychodzi” czy w końcówce Popołudniowego słońca („O czwartej po południu... O tej godzinie, wtedy, / rozstawaliśmy się na ów zaledwie tydzień, / który trwa po dziś dzień” — tam i podział na wersy, i słownictwo tylko wzmacniają tekst, czynią go celniejszym, boleśniejszym.

Ustawianie głosu

Wersy Libery są z reguły wyraźnie krótsze niż u Kubiaka — nawet jeśli częściowo wynika to z tego, że charakterystyczny dla Kawafisa zapis heksametru, z wyraźną przerwą po trzech pierwszych stopach, obaj tłumacze oddają inaczej: Kubiak dzieląc tam wersy na pół, Libera zaś zestawiając je ze sobą w jedną całość (trudno mi jednak wyrokować, która z tych dwóch propozycji jest bliższa oryginałowi).

Libera w ogóle stara się upraszczać. Stary człowiek, przełożony przezeń bez rymów, wydaje się znacznie lepszym i bardziej „kawafisowskim” (ze względu na rytm i frazy) wierszem niż w rymowanym przekładzie Kubiaka — pytanie jednak, czy oddaje to sprawiedliwość młodemu Kawafisowi, czy raczej go na siłę kształtuje na podobieństwo Kawafisa starego?

Kubiak cytuje Seferisa: „U Kawafisa ogromnie cenię, że zacząwszy od utworów przeraźliwie odległych od rzeczowości, potem, dzięki cierpliwości i pracy, odnalazł w końcu swój osobisty ton głosu. Do trzydziestego czwartego roku życia pisał bardzo niedobre wiersze. O tym, jak one są złe, nie można powiadomić cudzoziemskiego czytelnika, albowiem język przekładu zawsze z konieczności je poprawia”.

Sądzę, że przekład Kubiaka, pompatyczny, przesadny i we wszystkim okazujący swoją juwenilność, wierniej nam ukazuje tego trzydziestoczteroletniego urzędnika Wydziału Nawadniania, skłonnego — wtedy jeszcze — do pustosłowia niż wersja Libery.

Równocześnie obok języka żywego zdarzają się Liberze słowa takie jak „jął” i „aliści” (Niewierność), a Cezariona zaczyna znacznie podnioślej (i, dodam, w moim pojęciu gorzej, bo koturnowo): „Częściowo po to, by lepiej poznać epokę, / częściowo, by zabić czas, / czytałem ostatniej nocy tom z tekstami inskrypcji / z czasów Ptolemeuszy” niż Kubiak: „Po to, by sobie sprawdzić jakąś datę, / a trochę też po prostu dla rozrywki, wczoraj / w nocy wziąłem w ręce i zacząłem przeglądać / tom inskrypcji z czasów Ptolemeuszów”.

Czasami miałem wrażenie, że napięcie między przekładem kanonicznym a nowym jest tak silne, że Libera za wszelką cenę usiłuje — być może z powodu przeczulonej translatorskiej uczciwości — uniknąć rozwiązań już istniejących; tam, gdzie jest podniośle, pisze lżej, ale tam, gdzie Kubiakowi trafia się kawałek mniej koturnowy, Libera z kolei tłumaczy bardziej koturnowo.

Tu i ówdzie dziwiło mnie wycinanie typowych dla Kawafisa słów i zwrotów związanych z tradycją antyczną — nie wiadomo czemu w Krokach lararium i lary zmieniają się w opisowe „kaplicę bóstw domowych” i „bóstwa”, a nawet „bóstewka” (zwrot w „kącie kaplicy” zresztą budzi skojarzenie raczej z Dziadami Mickiewicza niż z Neronem, o którym traktuje wiersz), co wydaje mi się zabiegiem nieudanym, podobnie jak podmiana greckich Erynii na rzymskie Furie — to, że lary rodu Nerona drżą przed Eryniami, dodaje tylko smaku, skoro idzie o cesarza-poetę rozmiłowanego w grece (który mógł obrazić greckie boginie zemsty nie tylko swoimi zbrodniami, ale i zbezczeszczeniem Igrzysk Olimpijskich w 67 roku, podczas których śpiewał, grał i ścigał się rydwanami, we wszystkich konkurencjach zdobywając, mimo sromotnych przegranych, najwyższe laury).

W Pogrzebie Sarpedona Libera wycina przydomek Patroklosa: „syn Menojtiosa”, nader homerycko brzmiący, i przenosi go do przypisów znajdujących się z tyłu książki. Tradycyjnego „Filhellena”, przydomek wielu władców antycznych, zmienia na „Hellenofila”; oba te słowa istnieją w polszczyźnie, ale skoro w oryginale mamy „Filhellena”, po co to zmieniać na siłę? Chyba tylko z powodu chęci odróżnienia się od Kubiaka, nie zawsze szczęśliwej.

W tym wszystkim należy jednak zachować proporcje: skupiałem się tutaj głównie na skazach, ale obszerne fragmenty tej książki są bez zarzutu: żywe, a zarazem dostojne, pięknie skomponowane, przemyślane; Libera dał nam nowego Kawafisa i należy mieć nadzieję, że znajdzie czas na przełożenie nie wyboru, a wierszy zebranych i będziemy mieli Kawafisowski komplet w dwóch odsłonach (a potem, być może, w kolejnych). Kubiak nad swoją wersją pracował ponad trzy dekady, Antoniemu Liberze — i sobie, jako czytelnikowi — życzę tego samego. Bo widać, że warto.

JACEK DEHNEL — poeta, pisarz, tłumacz. Ostatnio wydał Saturn. Czarne obrazy z życia mężczyzn z rodziny Goya (2011)

opr. ab/ab



ZNAK
Copyright © by Miesięcznik ZNAK

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama