„Newman wierzył, że umysł i serce, dogmat i pobożność, sumienie i autorytet Kościoła, wierność i zmiana, wiara i rozum mogą się harmonijnie łączyć. Całe życie kierowała nim ta logika wiary. Tej logiki genialnie bronił. Tej logiki bardzo potrzeba dziś Kościołowi” – pisze ks. Tomasz Jaklewicz, felietonista Opoki.
Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej podało, że św. John Henry Newman zostanie ogłoszony doktorem Kościoła. Decyzja ta zapadła 31 lipca na spotkaniu papieża Leona XIV z prefektem Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych kard. Marcello Sameraro. W angielskojęzycznej części Kościoła wieść ta została przyjęta z entuzjazmem. Wielu hierarchów i znawców Newmana podkreśla znaczenie jego osoby i nauczania dla katolicyzmu, zwłaszcza w sferze anglo-amerykańskiej.
Paul Shrimpton w „First Things” zwraca uwagę na ogrom dorobku angielskiego konwertyty i zadaje słuszne pytanie, jak interpretować jego spuściznę pisarską, która liczy trzydzieści sześć tomów w jednolitym wydaniu, plus kilka prac opublikowanych pośmiertnie, wraz z trzydziestoma dwoma opasłymi tomami listów i dzienników. „Czy istnieje sposób na sprowadzenie jego myśli do kilku zgrabnych kategorii? Jakie konkretne przesłanie św. Jan Henryk ma do przekazania naszemu współczesnemu światu?”.
Warto wspomnieć, że do myśli kard. Newmana, zwłaszcza na temat sumienia, odwoływał się chętnie Benedykt XVI. Jan Paweł II cytował go w słynnym przemówieniu do młodzieży na Westerplatte („Potrzeba ludzi, którzy znają swoją religię i którzy ją zgłębiają; którzy dokładnie wiedzą, jaka jest ich pozycja; którzy są świadomi tego, w co wierzą, a w co nie; którzy tak dobrze znają swoje Credo, że potrafią z niego zdać sprawę; którzy do tego stopnia poznali historię, że umieją jej bronić”). Na Newmana powoływał się także często papież Franciszek uzasadniając „nowości” swojego nauczaniu ideą rozwoju doktryny głoszoną przez angielskiego teologa.
Komentarz do problemu sumienia
Niewątpliwie jednym z najbardziej aktualnych tematów drążonych przez Newmana było rozumienie sumienia, zwłaszcza jego relacji do zewnętrznego autorytetu. Benedykt XVI twierdził wręcz, że życie i twórczość świętego Anglika można nazwać komentarzem do problemu sumienia.
Najczęściej przywoływanym zdaniem w tym kontekście są słowa ze słynnego „Listu do Księcia Norfolk” „Gdybym miał wznieść poobiedni toast, nawiązujący do religii, (…) z pewnością wzniósłbym go za papieża. Najpierw jednak za sumienie, następnie za papieża”. Liberalni katolicy powołują się często na to zdanie biorąc je jako argument do lansowanej przez siebie tezy o autonomii sumienia, które działa, jeśli nie w kontrze, to przynajmniej niezależnie od kościelnego autorytetu.
Nic bardziej odległego od oryginalnej myśli Newmana! Sumienie w rozumieniu wielkiego konwertyty nie jest mechanizmem obronnym przeciwko władzy zewnętrznych nauczycieli, nie jest też narzędziem subiektywizmu służącym tworzeniu wyjątków od obiektywnej prawdy. Sumienie wedle Newmana jest głosem prawdy pochodzącej od Boga rozbrzmiewającej we wnętrzu jednostki. Jest „pierwotnym namiestnikiem Chrystusa”.
Toast za sumienie ma pierwszeństwo przed toastem za papieża, ponieważ to w sumieniu człowiek rozpoznaje i uznaje autorytet papieża, a szerzej Kościoła. Pierwszeństwo sumienia nie oznacza bynajmniej prawa do lekceważenia zewnętrznego autorytetu. Władza sumienia i władza Kościoła pochodzą od Boga i służą tej samej sprawie – prowadzeniu człowieka do prawdy.
„Sumienie ma prawa, ponieważ ma obowiązki” – pisał Newman, dodając gorzko: „Ale w dzisiejszych czasach dla znacznej części społeczeństwa prawo i wolność sumienia zasadza się właśnie na obywaniu się bez sumienia, ignorowaniu Prawodawcy i Sędziego, niezależności od niewidzialnych zobowiązań”. Ta diagnoza dotyczy dziś już nie tylko sporej części społeczeństwa. Nowoczesne, liberalne rozumienie sumienia dochodzi do głosu także w Kościele. Niektórzy duszpasterze żyją w schizofrenii, mówiąc z jednej strony o niezmiennych zasadach moralnych, a z drugiej o prawie sumienia do ich zmiany. To absurd, przeciwko któremu Newman protestował.
Duch liberalizmu w religii
Ze sprawą sumienia wiąże się drugi ważny dla Newmana temat liberalnego podejścia do prawdy w religii. W przemówieniu z okazji odbierania nominacji kardynalskiej wielki Anglik wyznał: „Przez trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat z całych sił przeciwstawiałem się duchowi liberalizmu w religii. Nigdy święty Kościół nie potrzebował obrońców przeciw niemu bardziej niż teraz, choć niestety, jest to błąd rozlewający się lawinowo na całą ziemię”. Co rozumiał przez „liberalizm w religii”? To „doktryna, która twierdzi, że w religii nie istnieje żadna prawda pozytywna, ale że jedno credo jest równie dobre jak każde inne (…). Nie godzi się ona z uznaniem jakiejkolwiek religii za prawdziwą. Uczy ona, że wszyscy mają być tolerancyjni, gdyż wszystko jest kwestią opinii”.
Newman nazywał tego rodzaju podejście „zasadą antydogmatyczną”. Zawsze akcentował, że chrześcijaństwo jest prawdą i dogmaty stoją na jej straży:
„Od czasu, gdy miałem piętnaście lat, dogmat był moją fundamentalną zasadą religijną i innej religii nie znam. Nie mogę zrozumieć innego rodzaju religii, religia wyłącznie jako uczucie jest dla mnie snem i szyderstwem. Równie dobrze może istnieć miłość synowska bez faktu istnienia ojca, jak pobożność bez faktu istnienia Najwyższej Istoty”.
Od czasów Newmana pycha rozumu urosła w siłę. Przenika współczesną kulturę. Liberalne traktowanie dogmatów szerzy się w Kościele. W tym kontekście aktualność myśli Newmana jest niezwykła.
Nie był on rzecz jasna zwolennikiem mechanicznego powtarzania dogmatów czy bezrefleksyjnego recytowania katechizmu. W dziele „O rozwoju doktryny chrześcijańskiej” dowodził, że doktryna zmienia się, ale nie w ten sposób, by stała się inna, lecz „aby pozostała ta sama”. Rozumiał doskonale trudności w wierze wynikające z zarzutów stawianych Kościołowi przez naukę, kulturę, polityków czy media. Dlatego tak bardzo akcentował konieczność intelektualnej i duchowej formacji katolików. Wzywał kapłanów i świeckich do tego, aby rozumieli w co i w kogo wierzą. Nigdy nie uważał, jak część współczesnych hierarchów i teologów, że odpowiedzią na walec sekularyzacji może być jakiś rodzaj „lżejszego”, bardziej strawnego chrześcijaństwa, prywatnej duchowości czy społecznej aktywności Kościoła akceptowanej przez państwo. Szukał wyjścia z religijnych wątpliwości nie przez szukanie kompromisów ze światem, ale odkrycie doktrynalnej i sakramentalnej pełni wiary.
Newman wierzył, że umysł i serce, dogmat i pobożność, sumienie i autorytet Kościoła, wierność i zmiana, wiara i rozum mogą się harmonijnie łączyć. Całe życie kierowała nim ta logika wiary. Tej logiki genialnie bronił. Tej logiki bardzo potrzeba dziś Kościołowi.