reklama

Mało znany irlandzki epizod w życiu świętego Jana Henryka Newmana

Skorzystam z okazji, że Ojciec Święty zamierza ogłosić św. Jana Henryka Newmana doktorem Kościoła i opowiem o mało znanych, a wartych pamięci faktach z jego życia, kiedy Newman został pierwszym rektorem katolickiego uniwersytetu w Dublinie – pisze o. Jacek Salij OP.

o. Jacek Salij OP

dodane 13.08.2025 09:05

Otóż w Wielkiej Brytanii studia wyższe przez całe wieki były gruntownie zamknięte przed katolikami. W całej Irlandii nie tylko że nie było uniwersytetu, ale nawet jeśli jakaś wyższa uczelnia tam działała, dostępna była tylko dla anglikanów. Dopiero w połowie XIX wieku antykatolicka dyskryminacja zaczęła się rozluźniać i w roku 1851 biskupi irlandzcy mogli już zastanawiać się nad założeniem uniwersytetu katolickiego w Dublinie. Poprosili wtedy Newmana, żeby zajął się jego urządzeniem i został pierwszym jego rektorem.

Wprawdzie Newman nie był dla Irlandczyków kandydatem idealnym na ten urząd. Był przecież Anglikiem, a katolikiem zaledwie od kilku lat. Ale całe swoje dorosłe życie spędził na brytyjskich uniwersytetach i był dobrze zorientowany w różnorodnych problemach  związanych z funkcjonowaniem tak specyficznej uczelni. To z tego względu Kościół irlandzki poprosił go o tę przysługę. 

Kilka lat życia zajęło mu rzetelne krzątanie się przy tworzeniu struktur tego uniwersytetu oraz rozglądanie się za uczonymi z prawdziwego zdarzenia, którzy daliby się zaprosić do pracy na tej uczelni.

Jednak ten wybitny myśliciel zrobił jeszcze coś zupełnie nieoczekiwanego. Mianowicie postanowił wygłosić serię wykładów, objaśniających, czym jest i jaką rolę powinien spełniać uniwersytet w naszej europejskiej kulturze.

Po polsku zbiór tych wykładów, w książce pt. „Idea uniwersytetu”, wydał w roku 1990 wybitny szekspirolog, autor wciąż wysoko cenionych „Dziejów literatury angielskiej”, prof. Przemysław Mroczkowski.

Uniwersytet – to podstawowa teza wszystkich dziewięciu wykładów – jest to nie tylko instytucjonalna, ale przede wszystkim duchowa wspólnota ludzi aktywnie uprawiających różnorodne dyscypliny naukowe. Zrozumiałe, że Newmana szczególnie interesowało miejsce teologii na uniwersytecie i poświęcił temu tematowi aż trzy wykłady. W tamtych czasach w środowiskach zajmujących się uprawianiem nauki popularna była opinia, że teologia w ogóle nie jest nauką, a niektórzy nawet postulowali, żeby w ogóle usunąć ją z uniwersytetów.

Newman przypomniał po prostu, że „teologia od niepamiętnych czasów ma w naszej kulturze swoje miejsce, miejsce swoje własne, oraz uznanie w świecie intelektualnym. Jest i była akceptowana przez najróżniejsze umysły i systemy religijne najbardziej wobec siebie zantagonizowane… W naszych krajach teologia panuje nad słownictwem, spotyka nas na każdym kroku w literaturze… Również każdy, kto zabiera się do uprawiania filozofii, od teologii zaczyna i wprowadza ją, kiedy zapragnie, bez jakiegokolwiek tłumaczenia się”. 

Owszem, można zadekretować nieobecność teologii na uniwersytecie, ale wtedy będzie ona uprawiana w sposób nieprofesjonalny, a nieraz karykaturalny. Nieuchronnym rezultatem aktu kasacyjnego będzie jedynie wzrost w środowiskach uniwersyteckich myślenia pseudoteologicznego. 

Mówiąc obrazowo, teologia jest to taki ogród, którego nie da się zlikwidować, można jedynie postanowić go nie uprawiać. Otóż w nieuprawianym ogrodzie jabłoń zapewne jeszcze zaowocuje, a nawet marchewka potrafi wyrosnąć, przede wszystkim jednak plenią się chwasty. Rzecz jasna, również w ogrodzie uprawianym pojawiają się chwasty, ale jakoś trudno byłoby zgodzić się z poglądem, że w gruncie rzeczy to wszystko jedno, czy się ogród uprawia czy nie.

Można podać mnóstwo konkretnych przypadków takiego nieprofesjonalnego wejścia na teren teologii. Ktoś na przykład potrafi „przypomnieć” naukę świętego Tomasza z Akwinu, jakoby w przypadku konfliktu prawa natury z prawem stanowionym należało iść za tym ostatnim – i mało go to obchodzi, że święty Tomasz wyraźnie i jednoznacznie nauczał czegoś dokładnie odwrotnego. 

Ktoś inny, z grubą ignorancją faktów i z lekceważeniem podstawowych zasad hermeneutyki tekstów, będzie „przypominał”, jakoby Kościół przez całe wieki zgadzał się na aborcję przez pierwszych czterdzieści dni od poczęcia. I nie pomogą tu żadne sprostowania ani protesty: ogród, który niegdyś należał do teologii, jest przecież bezpański i każdy może w nim robić wszystko, co mu się podoba! 

Nawet Boga potrafił jakiś uczony fizyk przedstawiać jako kogoś, kto przy stwarzaniu świata musiał się podporządkować prawom wyższym od Niego. A wydawałoby się, że na temat Boga osiągnęliśmy już zgodę przynajmniej w dwóch punktach. Po pierwsze, że jeśli się nie zamierza mówić o Nim poważnie, to nie powinno się o Nim mówić wcale. I po wtóre, że nawet jeśli ktoś nie wie, czy Bóg jest, to powinien wiedzieć przynajmniej jedno: że jeśli Bóg jest, to na pewno nie jest On nie-Bogiem. 

Zdaniem Newmana, lekceważący teologię uniwersytet zaczął pełnić bardzo dziwne funkcje wyznaniowe. Mianowicie stał się główną siłą napędową agnostycyzmu i relatywizmu pojmowanych na sposób religijny, bo uznawanych za ostateczne zasady, wedle których winno się organizować współczesne społeczeństwo. Ponieważ zaś ta nowa religia nie uświadamia sobie swojej wyznaniowości, jej wyznawcy są znacznie mniej zdolni niż ludzie świadomie religijni do kontrolowania swoich skłonności do fanatyzmu. Newman zwracał uwagę na to, że zwycięska na takich uniwersytetach mentalność agnostyczna „ma upór fanatyka religijnego, którym gardzi, nie tłumacząc się tak jak fanatyk tradycyjny, że swojej doktryny nauczył się, jak sądzi, z nieba”.

 

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

reklama