Czy handpan nas zbawi?

Ukojenie psychiki to nie to samo, co pokój ducha. Nie można odmówić muzyce właściwości terapeutycznych, jednak żadna naturalna terapia nie sięga tak głęboko, aby dotknąć głębin naszego ducha – a tam właśnie może się dokonać prawdziwa egzystencjalna przemiana.

 

Zapewne czytelnik jest bardziej zorientowany od piszącego te słowa i nie trzeba mu tłumaczyć, co to jest handpan. Ja dopiero niedawno, podczas spaceru po Wrocławiu, miałem okazję natknąć się na ten przypominający kształtem żółwia czy małe powypadkowe ufo instrument. Jego klimatyczne brzmienie przyciągnęło turystów przebywających na wrocławskim rynku, choć konkurencja była niemała, bo za rogiem grali i śpiewali przybysze z Ukrainy. Ludzie byli na tyle zaczarowani, że nie tylko przystawali na dłużej, ale wrzucali całkiem spore sumy grającemu artyście do otwartego futerału, w którym trzepotały skrzydła banknotów.

Sam też stałem niemal urzeczony, przy czym słowo „niemal” nie jest tutaj bez znaczenia. Przypomniała mi się książka dzieciństwa, „Siódme wtajemniczenie” Edmunda Niziurskiego, która w pokoleniowej sztafecie znalazła się teraz na półce moich latorośli. Bohaterowie tej powieści zaczytują się legendarną książką zatytułowaną Niezwykłe przygody Anatola Stukniętego na początku. Jest to publikacja pisana w taki sposób, że nie sposób nie przeżywać tego, co przeżywa tytułowy bohater, niejako razem z nim. Jak twierdził Pleksik, „to jest taka książka, bracie, że kto raz ją zacznie czytać, już się od niej nie może oderwać, a potem zasypia”. Jest to zresztą powodem niemożności dotrwania do końca lektury. Bo dotarłszy do momentu, w którym Anatol zasypia, czytelnik nie jest w stanie oprzeć się pokusie i ląduje w objęciach Morfeusza.

Grający na handpanie nie przerywając gry powiedział do mikrofonu, że gdy gra na tym instrumencie, zauważa iż ludzie się relaksują, sam też – wyznał – staje się spokojniejszy. Co by było – pomyślałem tworząc fiction story w głowie – gdyby jeszcze trochę „podkręcić” zdolności tego instrumentu i grającego na nim artysty, do tego stopnia, że znikłoby owo „niemal” i słuchający naprawdę, chcąc nie chcąc, dawaliby się zauroczyć medytacyjnemu brzmieniu? Jak we wspomnianej kultowej książce w kultowym Niziurskim. Czy „turbodoładowany” handpan może stać się zbawieniem na niepokoje targające współczesnymi? Wystarczyłoby słuchać wystarczająco długo, by doznać ukojenia. Byłaby to taka melodia, że kto raz zacznie jej słuchać, już się nie może od niej oderwać.

Wracałby tedy taki delikwent po handpanowej sesji spokojny do domu, i uśmiechnięty jak artyści hanpanowi, których można sobie wyjutubować, gdy rozanieleni odtwarzają utwory z cyklu „Meditation Compilation”. Przytulałby żonę, z miłością spoglądałby na dzieci, od czasu do czasu „doładowując” się muzyką z jakiegoś odtwarzacza. Zewnętrznie nieporuszony, jak ocean w czasie bezwietrznej pogody, w środku skrywający jednak tajemnicze i niebezpieczne przecież głębie.

Dotrwałby tak do pierwszej scysji, albo do otwarcia przez dziecko zeszytu z zadaniami, albo do poniedziałkowego zetknięcia z szefem w pracy, i czar zapewne prysłby – podpowie czytelnik. Ale gdyby jednak nie, gdyby udało się przetrwać rodzinne burze i zawodowe sztormy, i wciąż być niesionym melodią handpanową? I gdyby ta medytacyjna muza, mimo wszystko powtarzalna jak mantra, nie nudziła się jak wonne kadzidełka swego czasu sprzedawane na ulicach, lecz trwało by jej oddziaływanie na spragnionego pokoju człeka? Otóż byłoby to największą z możliwych tragedią. Człek taki, by użyć Chrystusowej metafory, przypominałby grób pobielany z zewnątrz.

Naukowcy twierdzą, że głębia oceanu skrywa większe tajemnice niż kosmos. A głębia człowieka jest przecież przepastniejsza od całego uniwersum. A „całe stworzenie – pisał apostoł Paweł – aż dotąd jęczy i wzdycha”, i oczekuje że „zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia” (Rz 8,21-22), którą dzieli razem z człowiekiem „stukniętym” grzechem na początku. Jeśli nie można odmówić handpanowi pewnej zdolności kojenia rozkołysanej ludzkiej psyche, to trzeba oddalić pokusę uśpienia ducha, oraz ryzyko pomylenia spokoju z pokojem. Na początku było słowo, a nie dźwięk, i dlatego współczesny człowiek, podobnie jak jego przodkowie, jęczy i wzdycha, nawet jeśli nieświadomie, o słowo Dobrej Nowiny. Dobra Nowina zaś zakłada prawdę. Także o grzechu czającym się na dnie i głuchym jak pień, jeśli idzie o muzykę.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama