Musimy stanąć na wysokości zadania

Dlaczego Kościół na zachodzie Europy zepchnięty został na margines? Czy Kościołowi w Polsce grozi to samo?

Z ks. Tomaszem Dudą, proboszczem parafii św. Mikołaja Biskupa w Krześlinie, rozmawia Monika Lipińska.

Ma Ksiądz za sobą 13 lat spędzonych z dala od Polski - najpierw w Boliwii, potem w Hiszpanii. Jak zrodziła się w życiu Księdza misja pt. „Misje”?

Myśl o pracy misjonarza przyszła wraz z myślą o kapłaństwie. Do Centrum Formacji Misyjnej przyjęty zostałem, mając dwa lata kapłańskiego stażu - w Sobolewie i w parafii Podwyższenie Krzyża Świętego w Łukowie. Po trwającym rok przygotowaniu, w tym kursie językowym w Hiszpanii, wyjechałem do Boliwii. Osiem lat na misji w Bulo-Bulo to okres ciężki, a zarazem najpiękniejszy i najbardziej owocny w sensie duchowym. Czuło się tam potrzebę Ewangelii, nadziei, jak też realnej, doraźnej pomocy. Wraz z innymi misjonarzami starałem się nieść je ludziom, głosząc Dobrą Nowinę, budując i później prowadząc dom dla dziewcząt, troszcząc się o potrzeby i edukację dzieci, rodzin. Zostałbym tam do końca życia, gdyby nie względy zdrowotne; niestety tropiki są dla nas, Europejczyków, zabójcze. Nadarzyła się dobra okazja, ponieważ do Bulo-Bulo przyjechał ks. Andrzej Kubalski, tak jak ja pochodzący z parafii Polskowola. Misję, którą przez trzy lata prowadziliśmy wspólnie, zostawiłem więc w dobrych rękach. Po powrocie poprosiłem o „rok szabatowy” z myślą o powrocie do pewnego stanu równowagi i spędziłam go we Francji. Przez kilka tygodni gościłem na zastępstwie w Hiszpanii. Kiedy wikariusz biskupi archidiecezji Saragossa usłyszał, że dosyć nieźle sobie radzę w języku hiszpańskim, zaproponował mi posługę. Wróciłem do Polski, ale zaproszenie „żyło” w umyśle i sercu. Po roku ksiądz biskup udzielił mi pozwolenia na wyjazd. W Hiszpanii brakuje księży, toteż zaczynałem jako proboszcz od czterech parafii, potem na pewien czas doszły jeszcze dwie.

Boliwia, Hiszpania, Polska - możliwe jest znalezienie płaszczyzny porównania odległych krajów o tak różnych kulturach?

Do Hiszpanii zdecydowanie bliżej jest Boliwii niż Polsce. Podbijając Amerykę Płd., Hiszpania i Portugalia narzuciły jej swój język i kulturę. Hiszpanów i Boliwijczyków łączy dzisiaj podobny sposób wyrażania swojej wiary. W ich kościołach nie znajdziemy obrazów, są natomiast figury, i to starannie ubrane, które obowiązkowo wynosi się na procesje, bije im brawo, krzyczy: „Niech żyją!”. Takich punktów styczności jest wiele. Należy też do nich bardzo żywiołowe uczestnictwo w liturgii. Zdecydowanie więcej jest też uśmiechu w kościele. Wypływa to z kultury, ale ma też pewnie związek z klimatem. Fotograf z jednej z moich hiszpańskich parafii na pamiątkę wręczył mi zdjęcie kościoła. „Żeby było ładniej, dokleiłem na niebie chmury” - przyznał. Bo żeby uchwycić w kadrze chmury, musiałby czekać kilka ładnych miesięcy.

Powrót „do domu” każe Księdzu myśleć o misjach jak o zamkniętym rozdziale?

Mam to do siebie, że wiążę się dosyć mocno z moimi parafianami pod względem emocjonalnym. Żegnając się z moją trzódką w Hiszpanii, usłyszałem: „Będziesz o nas pamiętał?”. „Niemożliwe, żebym o was zapomniał!” - odpowiedziałem. Codziennie modlę się za ludzi, których Pan Bóg postawił na mojej drodze, bo wśród nich zostawiłem kawałek serca. Taki jest sens naszej pracy: dawać innym to, co mamy najlepszego.

O Polsce i Hiszpanii, usytuowanych na dwóch przeciwległych krańcach kontynentu, przez wieki mówiono, że są przedmurzem chrześcijańskiej Europy.

Stereotypy nie wytrzymują próby czasu. Po chrześcijańskiej potędze pozostała w Hiszpanii przede wszystkim architektura. Na terenie czterech podlegających mi parafii odprawiałem Msze św. w 17 kościołach i kaplicach - pięknych, zabytkowych. Dowodzą one, że poziom rozwoju tamtejszego Kościoła musiał być swego czasu naprawdę imponujący. Dzisiaj Kościół w Hiszpanii przedstawia nikłą siłę oddziaływania na ludzi. Jeśli jeszcze w ogóle można mówić o jakimś wpływie, to dotyczy to działalności pomocowej, społecznej, głównie przez Caritas. Biorąc pod uwagę wiek praktykujących Hiszpanów, widać, że w pewnym momencie proces przekazywania wiary młodszemu pokoleniu gwałtownie został przerwany. Zdecydowana większość osób uczestnicząca w życiu Kościoła to osoby starsze - „70+”. Owszem, są Pierwsze Komunie św. i bierzmowania. Zdarza się jednak, i to często, że w ciągu dwóch lat przygotowań do sakramentu bierzmowania młody człowiek ani razu nie uczestniczy w Mszy św. Takie są realia.

Jaki był mechanizm tych przeobrażeń?

Po upadku dyktatury gen. F. Franco obecność Kościoła w społeczeństwie była zaznaczona dosyć mocno jeszcze przez ok. dekadę. Potem zmiany nastąpiły lawinowo. Wyeliminowanie Kościoła z życia społecznego było zamierzone i miało na celu wprowadzenie nowego porządku, nowego społeczeństwa, nowego układu opartego na ideologii marksistowskiej, ale w nieco nowej odsłonie. Nie chodziło o walkę klas, bo społeczeństwo było już dosyć zamożne i idee te nikogo zbytnio nie interesowały. Przeobrażenie marksizmu poszło w kierunku obyczajowości. Starano się wywrócić dotychczasowy porządek moralny, w dużej mierze biorący swój początek w chrześcijaństwie. Transformacja ta zakończyła się dość dużym sukcesem. W chwili obecnej jest wiele tematów, których tamtejszemu Kościołowi trudno, a nawet nie wolno poruszać. To kwestie homoseksualizmu, aborcji, ideologii gender.

Kościół w kraju nazywanym ziemią mistyków i męczenników, ojczyzną Opus Dei i neokatechumenatu ma szansę odrodzić się?

Każda wspólnota chrześcijańska ma szansę na odrodzenie, ze względu na żywego Boga, który w nich jest obecny. Są jednak etapy rozwoju i upadku. Kościół w Hiszpanii nie jest na etapie rozwoju. W minionych latach został on tam wyszydzony, wyśmiany, a przez to - pozbawiony możliwości oddziaływania na ludzi, bo wiele osób przestało nas traktować poważnie. Oskarża się Kościół o wiele złych rzeczy i, co najgorsze, nie rozważa możliwości przebaczenia. Często miałem wrażenie, że zostaliśmy zepchnięci na boczny tor i zamknięci w zakrystii. Dla nas, kapłanów, bycie tam ma jednak wielki sens. Chodzi o towarzyszenie osobom, które przez całe życie były wierne Chrystusowi i Kościołowi. Nie możemy ich zostawić w ostatnim etapie życia. Mówi się o odnowie Kościoła na Zachodzie, ale dla mnie to bardziej życzenie niż fakt. Ja tej odnowy nie widziałem. Widziałem za to tzw. resztę Izraela, która trwa przy Bogu pomimo trudności.

Kościołowi w Polsce grozi „droga hiszpańska”?

Z perspektywy czasu mogę dzisiaj powiedzieć, że Boliwia, Hiszpania i Polska to są trzy odsłony tego samego Kościoła, ale na różnych etapach. W Boliwii miałem okazję zobaczyć Kościół, który się rodzi. W Hiszpanii - Kościół, który chyba na dzień dzisiejszy umiera. Polskę umieściłbym pośrodku, ale z tendencją ku Hiszpanii. Uważam, że procesy, jakie obecnie zachodzą w polskim Kościele i w umysłach naszych wiernych przypominają te, które kilka dekad temu miały miejsce na Zachodzie. Polska jest chyba ostatnim lub prawie ostatnim krajem w Europie, gdzie wartości tradycyjne, takie jak wiara, rodzina, małżeństwo heteroseksualne, są jeszcze w społeczeństwie mocno zakorzenione. Szybko zbliża się jednak i do nas olbrzymie tsunami ideologiczne, które ma wyeliminować Kościół z życia społecznego, a przynajmniej zredukować do poziomu, w którym jego oddziaływanie na społeczeństwo będzie bardzo znikome. O ile przez Zachód przeszła fala laicyzacji polegająca na tym, że Kościół wyszydzono, ośmieszono lub pominięto, tj. zrobiono z niego instytucję, która jest dosyć archaiczna, niezrozumiała, niepoważna, niemodna itp., wobec czego nie warto się z nią zadawać, o tyle w Polsce wytoczono działa o wiele cięższe. Z księży próbuje się zrobić nie tyle osoby niezrozumiałe i niepoważne, co niebezpieczne. Twórcom tej machiny propagandowej zależy na tym, aby społeczeństwo patrzyło na nas jak na potencjalnych przestępców, dewiantów, pedofili, a my sami - byśmy nosili w sobie poczucie winy. Nikt nie przeczy, że winnych należy pociągnąć do odpowiedzialności. Ale do jednego worka opatrzonego etykietą „niebezpieczny” wrzuca się wszystkich księży. Jeśli ludzie tak zaczną na nas patrzeć, odcięty nam zostanie dostęp duszpasterski do młodego pokolenia. Przypuszczam, że o to właśnie chodzi - wytrącić nam z rąk przyszłość Kościoła, czyli dzieci i młodzież.

Polski Kościół jest na to przygotowany?

Powinniśmy dużo rozmawiać o tej nowej rzeczywistości. Szukać odpowiedzi na trudne pytania. Wracać do źródeł, do sedna naszej wiary. Także troszczyć się o to, by w duszpasterstwie pojawiła się nowa jakość, uszyta na miarę nowych, trudnych czasów - żeby nasza posługa pociągała i była atrakcyjna. Treść tego, co przekazujemy, jest najpiękniejsza na świecie: miłość do Boga, drugiego człowieka, radość, nadzieja. Trzeba jednak zatroszczyć się o formę tego przekazu. Myślę, że to jest ten moment, kiedy możemy i musimy jeszcze wiele zrobić, aby wyjść naprzeciw tej wielkiej transformacji społecznej i kulturowej, która już się dokonuje. Czy staniemy na wysokości zadania?

Jakim duszpasterzem chciałby Ksiądz być w tej nowej rzeczywistości, z bagażem doświadczeń pracy na Zachodzie?

Na pewno wiarygodnym i autentycznym. Jeżeli chodzi o przepowiadanie, za najlepszy sposób uznaję przepowiadanie poprzez przykład własnego życia, pokornej służby i zatroskania o drugiego człowieka. W całym tym bałaganie i zagubieniu ideowym, przez który przechodzi świat, trzeba zwracać uwagę na to, że wiara w Boga buduje nasze człowieczeństwo i wynosi je na wyższy poziom. Po prostu warto wierzyć w Boga, bo to nam w tej rzeczywistości pomaga. Przez to jesteśmy bardziej autentyczni, otwarci, radośni, mamy więcej empatii, odnajdujemy w sobie więcej nadziei.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 31/2019

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama