Jak w kluczu żurawi

Stary ksiądz, obserwując lot żurawi w kluczu, jak zgodnie zmieniały się na prowadzeniu, mówił, że podobnie jest wśród ludzi. Ale między ludźmi nie zawsze jest tak zgodnie i pięknie.

Sam moment ustąpienia Beaty Szydło z urzędu premiera mógł być dla wielu zaskoczeniem. Jeszcze 7 grudnia rankiem PiS skutecznie bronił jej przed wotum nieufności, wnioskowanym przez PO. Premier od partyjnych kolegów przyjmowała kwiaty i gratulacje. Aż tu nagle tego samego dnia wieczorem mamy rezygnację.

Ustąpienie Beaty Szydło mogło być odbierane jako skutek długotrwałego jej „grillowania” przez polityczne zaplecze. Pogłoski o wymianie premiera rozsiewano zdecydowanie za długo. To mogło zmęczyć nawet tak spokojną osobę jak Beata Szydło, odbierając jej zapał do pracy, autorytet wśród zagranicznych partnerów i własnych ministrów. Zresztą podkopywanie pozycji pani Szydło w PiS zaczęło się jeszcze w czasie trwania kampanii wyborczej i omal nie skończyło się źle. W formacjach postsolidarnościowych bowiem jest miejsce dla tylko jednego przywódcy. W PiS jest nim Jarosław Kaczyński. Ci, którzy myślą inaczej, są twardo uczeni pokory. Tej akurat Beacie Szydło ani wówczas, ani teraz nie zabrakło.

Fakt, że była pani premier zgodziła się zostać w rządzie Mateusza Morawieckiego, zaprzecza, jakoby jej odejście było efektem zmęczenia lub rozczarowania. Ona dalej chce pracować dla Polski i dla wizerunku własnej partii, który przez ostatnie dwa lata bardzo ociepliła i której wydatnie dopomogła dwukrotnie wygrać wybory. To, co obserwujemy, jest więc efektem chłodnej kalkulacji politycznej. Więcej o kulisach zmian piszą u nas Piotr Zaremba i Jacek Karnowski oraz mówi Eryk Mistewicz. Wszystko wskazuje, że między ustępującym i nowym premierem nie ma konfliktu. Zmiana jest płynna i nawet ministrowie w rządzie pozostali ci sami – przynajmniej do czasu.

Mateusz Morawiecki w sferze wartości zasadniczo w niczym się od Beaty Szydło nie różni. Ma tę samą wrażliwość chrześcijańską, patriotyczną i społeczną. Najbardziej różnią ich kwestie wizerunkowe, pokoleniowe i inne doświadczenie życiowe. Morawiecki już jako nastolatek miał doświadczenie w katolickim nurcie opozycji antykomunistycznej, jako szef trzeciego co do wielkości banku w Polsce najchętniej sponsorował inicjatywy patriotyczne, a kiedy wybuchł kryzys finansowy, zaczął od obniżenia swojej pensji o połowę. Jest mężem jednej żony, z którą wychowują czwórkę dzieci, w jego spojrzeniu na Polskę jest coś wizji Stefana Żeromskiego – co przyznał niedawno u nas w wywiadzie – i z pragmatyzmu inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego, budowniczego Gdyni. Zna biegle najważniejsze języki zachodnie, umie się poruszać po międzynarodowych salonach politycznych, gospodarczych i medialnych. Dał tego przykład, reprezentując Polskę na spotkaniu G20 w Baden Baden w marcu tego roku czy udzielając błyskotliwego wywiadu na żywo dla amerykańskiej telewizji Fox News we wrześniu tego roku. Takiego wizerunku w świecie bardzo nam dzisiaj potrzeba.

Ósmego grudnia miała także miejsce zmiana na stanowisku biskupa ordynariusza diecezji warszawsko-praskiej. Jest to zmiana ważna nie tylko dla jednej ze stołecznych diecezji, będącej właścicielem tygodnika „Idziemy”, Radia Warszawa i telewizji internetowej Salve. Dotychczas kierujący tą diecezją abp Henryk Hoser SAC jest bowiem człowiekiem, którego format i autorytet wykraczały nie tylko daleko poza Warszawę, ale także poza Polskę. Świadczy o tym choćby fakt, że do zbadania jednego z najbardziej delikatnych fenomenów w Kościele, jakim jest duchowość Medjugorie, papież Franciszek wyznaczył właśnie jego. Słowa abp. Hosera były natychmiast podchwytywane w prawie wszystkich mediach. Dla jednych był skałą oparcia, dla innych znakiem sprzeciwu – wszystko zgodnie z zawołaniem: „Bóg jest większy”.

Teraz rządy w diecezji warszawsko-praskiej przejął doskonale nam znany bp Romuald Kamiński. Wierzący biskup, otwarty na Pana Boga, Matkę Bożą i na ludzi. Przyjmujemy go z ufnością i nadzieją – jak się przyjmuje swojego. W dniu ogłoszenia zmiany na urzędzie biskupim widać było, że ma świadomość, jak wielkie są wobec niego oczekiwania. Za to abp Hoser promieniał radością, że nie będzie go już obciążać administrowanie diecezją, czego nigdy nie lubił.

Stary ksiądz, obserwując lot żurawi w kluczu, jak zgodnie zmieniały się na prowadzeniu, mówił, że podobnie jest wśród ludzi. Ale między ludźmi nie zawsze jest tak zgodnie i pięknie. Ostanie zmiany w Polsce i w Kościele udało się jednak przeprowadzić zgodnie – jak w kluczu żurawi. To budzi nadzieję.

"Idziemy" nr 51/2017

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama