Ja i On

Fragmenty książki "Byłem rabinem Rzymu. Historia wielkiego nawrócenia"

Ja i On

Eugenio Zolli

Byłem rabinem Rzymu

Historia wielkiego nawrócenia

ISBN: 978-83-60703-24-3

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007



Ja i On

Czy wszyscy ludzie czują pustkę w duszy i czy pozbywając się jej, słuchają i przyjmują Jego wezwanie, Jego, który jest daleko i blisko, blisko i daleko? — oto pytanie, które sobie stawiam. Dziwna definicja! — mówię do siebie w momencie samokrytyki. — Ale w czym zawiniłem? Szukam wytłumaczenia przed samym sobą. Jego głos dochodzi do mnie z daleka; oczekuję tak jak dziewczyna w mistycznej Pieśni nad pieśniami i słyszę go w górze, nade mną, w powietrzu, jakby na skrzydłach łagodnego wiatru7. Także i mnie, jak owej dziewczynie, wydaje się, że słyszę, jak zmierza od strony gór. Nie widzę Go, ale słyszę coraz bliżej, zawsze coraz bliżej. Idę na spotkanie, lecz Go nie znajduję. Czekam, jeszcze czekam, a moje czekanie staje się modlitwą, staje się wołaniem. Wołam Go, Jedynego, którego znam i nie znam. On zbliża się, a oczekiwanie staje się modlitwą jeszcze smutniejszą i żarliwszą. Już nie ja jestem tym, który Go woła, ale woła Go moja dusza. Ale Kim On jest? Jest zupełnie inny niż ja. To wszystko; poza tym nic nie wiem.

Zbliża się, czuję to. Przechodzi tak, abym Go nie widział. Nasłuchuję uważnie Jego głosu bez żadnego dźwięku... On przemawia tak jak miłość mojej mamy, jak jej smutek. Nawet nie szeptem. 7 Pnp 2, 8: „Głos mojego ukochanego! Oto on! Oto nadchodzi1 Biegnie przez góry, skacze po pagórkach”. Pnp 4, 16: „Powstań, wietrze północny, nadleć, wietrze z południa, wiej poprzez ogród mój, niech popłyną jego wonności! Niech wejdzie miły mój do swego ogrodu i spożywa jego najlepsze owoce”. Żadnej wizji, żadnego głosu. Może tylko jedno słowo, jedna sylaba, jeden jęk, jedno z tych, które wymykają się raz tacie, raz mamie. Nic, właściwie nic. Wówczas...

— Czy zatem czekam na to nic? — pytam sam siebie, a głos z głębi odpowiada:

— Nie, ty oczekujesz wszystkiego, i w tym jesteś cały ty...

— Ja w Nim? — kontynuuję dialog.

— Tak, ty w Nim, kiedy On jest w tobie.

— Wtedy nasłuchuję, oczekując Jego i mnie samego?

— Oczywiście, twoje prawdziwe „ja”, które nauczysz się poznawać, jest w Nim. On daje ci się w tobie samym.

— A zatem jest we mnie dwóch chłopców? Dwie dusze? Dwa „ja”? Albo jestem — Boże, wybacz — głupi?

— Nie, nie jesteś głupi. Czyż nie ustawiałeś woskowych świec blisko Świętej Arki w synagodze8? Póki świece nie są zapalone, są tylko zimnymi, nic nieznaczącymi przedmiotami. Kiedy zaś przed modlitwą shammash posługujący zapali je, powstają dwie rzeczy: świeca i płomień. Świeca nie jest płomieniem ani płomień nie jest świecą.

Jedno z drugim jest złączone, ale świeca pali się dzięki płomieniowi. Ty jesteś taką świecą, która dzięki Niemu staje się światłem. To jaśniejące światło jest Jego światłem, ty zaś dla Niego się zużywasz, ty dla Niego i w Nim musisz żyć; zatem jesteś płomieniem, który płonie, a płonącym płomieniem jest światło, jest On.

— A czy ja jestem Nim?

— Nie, nie jesteś Nim i On nie jest tobą, lecz ty jesteś w Nim, ponieważ On jest w tobie.

— A gdybym nie był w Nim?

— Byłbyś zgaszoną świecą.

— Więc ile mam z tego „ja”?

— W czasie gdy płoniesz, jesteś świecą i płomieniem, który jest twoim światłem, jesteś jednym z Nim. Jeżeli jesteś płomieniem, On w taki sam sposób jak każdy promień słoneczny stanowi jedno ze słońcem, bez zamiaru bycia słońcem.

— Wszystko to na pozór wydaje się łatwe do zrozumienia, ale w rzeczywistości nie jest.

— A czy zagadnienia z matematyki czy z fi zyki, które objaśnia ci ten niski profesor z białą brodą, rozumiesz natychmiast?

— Nie.

— Także i tutaj dopiero z czasem zrozumiesz, że jesteś z Nim w godzinach samotności, w taki sam sposób jak promień jest ze słońcem, mimo że słońcem nie jest.

Słońce idzie ku zachodowi. Podnoszę się z trawy i rozglądam dokoła. Wpatruję się długo w potężny pień dębu, o który opierałem się plecami. Widzę pogniecioną trawę. Musiałem tu siedzieć bardzo długo, sam i nie sam. Idę w kierunku domu i czuję, że w moim sercu zapaliło się światło, białe i zimne jak śnieg. Niebo nade mną zaczyna czerwienieć. Z jednej bramy jakiegoś zakładu wychodzą robotnicy, a z drugiej — grupa robotnic. Sklepy spożywcze są pełne klientów. Sprzedawcy są bardzo zajęci. Przez otwarte drzwi słyszy się: „Dla niej pół kilo...”. Przechodzę, nie słuchając. Z innego sklepu dochodzi do mnie: „Wszystko razem piętnaście i pięćdziesiąt”. Idę zamyślony. Wydaje mi się, że ukrywam w sercu pewien skarb, podczas gdy w głowie jawi się kłębowisko myśli: „Ach tak! Na honorarium za lekcje, które dawałem w domu D., muszę czekać jeszcze sześć dni. Jakże byłbym zadowolony, gdyby to było sześć godzin, a nie sześć dni...”.

Biedna moja mama i biedny mój tato. A ja? Biedny chłopak i nic więcej.


8 W synagogach zwoje Tory przechowuje się w szafach zwanych 'aron (arka), zwykle bogato zdobionych. Nazywają się tak ze względu na analogię do Świętej Arki, w której przechowywano Tablice Prawa. W synagogach w diasporze arkę ustawiano przy ścianie zwróconej w stronę Jerozolimy, w Izraelu zaś przy tej, która była od strony świątyni.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama