Chrześcijańska Rosja

List do Redakcji od księdza katolickiego wydalonego z Rosji - historia katolików w Rosji

Ambasador Rosji na Watykanie ujawnił, że już można posyłać do Rosji księży katolickich, tylko nie tych wydalonych, a innych. Biskupowi Mazurowi zarzucono oficjalnie używanie japońskiego tytułu Sachalina w liście Bożonarodzeniowym; innych kapłanów oskarżono o „działalność handlową”. Jako jeden z pięciu wydalonych postaram się ustosunkować do wielu aspektów i spraw z życia tej społeczności pomijając milczeniem krzywdzące pomówienie stylem sięgające lat 50-tych, czy też dzisiejszych oskarżeń wobec kleru w Chinach. Tam również księża szykanowani są nie za poglądy, a za „przestępstwa kryminalne”. Pachnie to też epoką Barbarossy, bo i wtedy imperator chciał decydować, jakich biskupów ma wyznaczać papież. Mój obecny tekst zainspirowali kieleccy klerycy z redakcji gazety OBECNI, za co im serdecznie dziękuję. Z uwagi jednak na powagę sytuacji, upływający czas oczekiwania na powrót do Rosji, pragnę, by tak jak poprzednie, był to również „list otwarty” - modlitwa o powrót dla Biskupa Mazura i innych kapłanów do swoich owieczek. One czekają!

I. ZAANGAŻOWANIE KOŚCIOŁA W SPRAWY SPOŁECZNE I KULTURALNE

Mam opowiedzieć o Kościele katolickim w Rosji, o jego wkładzie w ogólnoeuropejską tradycję w zakresie kultury, w życie społeczne etc. Będę mówił jako świadek, ale skorzystam też z pewnych lektur, jakie mi pozostały w pamięci. Nie będę się silił na dokument naukowy, nie posiadam takich kompetencji. Moje lektury i notatki, a także komputer, wszystkie rzeczy osobiste, pozostały na dalekim Sachalinie i proszę mieć mnie za usprawiedliwionego, jeśli pewne sformułowania będą emocjonalne i niedokładne. W tej części wypowiedzi skoncentruję się na doświadczeniu europejskim Rosji. Owszem korci mnie opowiadać o Syberyjskim Kościele, który w dziedzictwie kulturowym Azji ma obszerny wkład i to z silnym europejskim „przysmakiem”. Nasi zesłańcy Polacy, Niemcy, narody Bałtyckie niosły europejskość w samo serce Azji. Opowiem o tym jednak później.

1.Nieśmiertelne miasteczko Azów.

Zanim jako kapłan trafiłem na Syberię przez 7 lat pracowałem na tzw. Północnym Kaukazie i tam utkwiło mi w pamięci miasteczko Azów. To symbol europejskości w wydaniu zachodnim. Bardzo ciekawy przypadek włoskiej kolonii tzw. Lewantu w średniowieczu. I wtedy i dziś Kaukaz był tyglem narodów i miejscem spotkania kultur bliskowschodniej, bizantyjskiej, rzymskiej, a nawet turańskiej. Miasteczko powstało w latach 60-tych XI wieku i jest wiele starsze od Moskwy. Jest reliktem z czasów Kaganatu Chazarskiego. Mieli tu wedle legendy gościć w młodości bracia Sołuńscy: Cyryl i Metody, aby na prośbę Imperatora załagodzić spory religijne, jakie toczyły między sobą ludy chrześcijańskie, muzułmańskie i Żydzi. To tutaj powstał synkretyzm: religia karaimów uznająca Jezusa, Mahometa i Mojżesza za równych sobie proroków. Azów był też ofiarą najazdów kipczackich (kazachskich), połowieckich i mongolskich. Założył je Książę Azak - stąd nazwa miasta. Po upadku kaganatu tutaj powstała Złota Orda, która dała swobody Wenecjanom i Genueńczykom. Miasteczko otrzymało nowy tytuł TANA, nawiązujący do legendarnej osady Tanais odległej o kilkanaście kilometrów, będącej również stolicą państewka Bosforskiego. Tam z kolei miał gościć św. Andrzej Apostoł. Kilka wieków później car Piotr zburzył Azów, by po raz trzeci budować miasto o podobnej nazwie i znaczeniu na tym terenie. TAGANROG, to z kolei nieudany pomysł, by mieć stolicę nad morzem. Zburzony przez Turków Taganrog nigdy nie stał się stolicą, ale pomysł przetrwał i został zrealizowany w Petersburgu, w zupełnie innym zakątku Rosji. Okolice Azowa straciły swoją historyczną szansę. Natomiast Kościół katolicki skutecznie pełnił swą misję i robi to nadal. A więc przystępuję do opisania tzw. PRIAZOWIA, z punktu widzenia katolickości tych terenów.

Miasto Azów ze względu na swe wzloty i upadki nawiązuje do greckiego słowa Tanatos. Zdaje się chodzi o śmierć, nie mam słownika pod ręką... pamiętam tylko, że miejscowi nawiązywali do tego słowa. Inni mówili, że to ma związek ze słowem anastasia [gr. nieśmiertelność]. W mojej wypowiedzi można będzie znaleźć potwierdzenie tych przypuszczeń. Kaukaz cały wije się w morzu krwi, konfliktów, ale też szybko powstaje i odradza się na nowo jak Feniks.

2. Średniowieczne parafie katolickie.

Tak, więc Żydzi, Grecy, Chazarowie, Osetyńczycy i Czerkiesi byli w Azowie zawsze, stąd obecność kościołów prawosławnych i meczetów oraz synkretycznych świątyń Karaimów. Średniowiecze jednak to hegemonia włoska. Mieścił się tu konsulat wenecki i kilka kościołów. Genueńczycy mieli tzw. Kościół Szpitalny, inny kościół miał tytuł Najśw. Marii Panny, był też kościółek św. Franciszka. Wenecjanie pobudowali kościół św. Marka, który był siedzibą biskupią. Pierwszym misyjnym hierarchą był dominikanin Reinaldo de Spoleto w 1300 r. Potem było kilku franciszkańskich hierarchów i znowu dominikanie: kilkanaście osób. Kapłani oprócz funkcji religijnych pełnili rolę nośników kultury, lecz także mieli wkład w akcje humanitarne. W tym czasie kwitł handel niewolnikami i księża będąc jedynymi wykształconymi ludźmi spisywali akty notarialne zawieranych transakcji. Zdarzało się ze wykupywali czerkieskie dzieci by je ochrzcić i dać im wolność. W naszym dzisiejszym rozumieniu nie był to czyn w pełni altruistyczny, ale należy przypuszczać, że pozostawanie w Azowie przy miejscowej parafii z pełnią praw obywatelskich było lepszym losem niż status sługi w dalekich włoskich miasteczkach. Opisane dzieje znane są z dokumentów weneckich i potwierdzone przez rosyjskich archeologów. W 1475 roku Turcy zniszczyli kościoły i zbudowali na ich gruzach meczety. Mnie jednak udało się zlokalizować w starym porcie teren kościoła św. Marka. Tam właśnie niewielka diaspora katolicka przez kilka lat przypominała te stare dzieje poprzez organizowanie nabożeństw, prelekcji i działania Caritas. Ta nieliczna wspólnota katolicka wspólnie z protestantami zajęła się losem narkomanów i innych osób uzależnionych. Legendarny chrześcijański bard: nawrócony narkoman z Tuły Igor Baranszczikow był częstym gościem tego ośrodka. W okolicach Azowa rozwijały się w ostatnich latach jeszcze inne odnowione wspólnoty katolickie.

3. Powrót Kościoła.

Dokonało się to dzięki wspomnianemu Piotrowi Wielkiemu. Złamał on hegemonie Turków w tym terenie i choć miasto Taganrog przechodziło z rąk do rąk to wpływ Greków i Włochów powrócił do średniowiecznych proporcji. Żywioł rosyjski i ormiański zwielokrotnił chrześcijański koloryt tych okolic. Budowa kościoła Świętej Trójcy rozpoczęła się w 1806 roku. Jej sponsorem był Aleksander Wielki, który Taganrog kochał i tutaj zmarł.

Sprowadzono tu franciszkanów i karmelitów. W uzasadnieniu budowy kościoła senatorzy z Petersburga pisali: „my przecież włoskie wino pijemy, dlaczego mamy ich wierze nie sprzyjać”. Marmurowe dekoracje do kościoła przywożono z Włoch. Kościółek był neoklasyczny, ołtarz z tabernakulum w formie pelikana, jak i cały kościół był autorstwa włoskiego artysty Rossiniego. Potencjalnym parafianinem mógł być młody Garibaldi, który tutaj szukał chleba, zanim stał się antyklerykałem. Ojciec Marchlewskiego, profesor chemii, uczył w tym samym gimnazjum, w którym Antosza Czechow zdobywał wiedzę. Należy przypuszczać, że i on był łagodniejszych poglądów od syna Juliana. Wszyscy ci ludzie: kupcy, marynarze, profesura etc., niewątpliwie odcisnęli piętno na życiu miasta i okolicy. Sam Czechow zdradza w swojej twórczości, że jest przesiąknięty tolerancją i zrozumieniem dla wielu kultur, co musiał zaczerpnąć dzięki „genius loci” Taganroga. Obecnie parafia się odradza i nawet na kilka lat udało mi się w „kowbojskim stylu” przekonać warszawskich i białoruskich karmelitów by wrócili na stare śmieci. Wahającego się ojca Kasjana Dezora OCD, mimo wieku przywiozłem do maleńkiego domku wykupionego z funduszy „Renovabis” na ulicy Swierdłowa. Starał się on bardzo o zwrot budynku kościelnego, gdzie dziś mieści się Dziecięca Biblioteka. Nie uszanowano jednak jego starań i wieku. Podobnie jak ja, niczego nie osiągnąwszy, ten świątobliwy kapłan wyjechał na Syberię. Teraz opiekują się placówką księża z Tarnowa i dobre dzieła trwają. Miejscowy Caritas realizuje projekt taniej apteki parafianie polskiego, ormiańskiego czy niemieckiego pochodzenia jako świadkowie przeszłości świętowali 300-lecie miasta w 1998 roku, a wkrótce będą świętować 200-lecie istnienia parafii. Mała trzódka, ale dzielna. Warto wiedzieć i pamiętać.

4. Rozkwit

Funkcje Tany i Taganroga u progu XX wieku przejął Nowoczerkassk i Rostow nad Donem. Tam trafiła polska profesura. Do Rostowa ewakuowano w 1905 zdaje się roku Uniwersytet Warszawski, a parę lat później do Nowoczerkasska wyjechała Politechnika Warszawska. Tam osiedlili się profesorowie i studenci. Księgozbiory, meble, pomoce dydaktyczne, etc. - również wywieziono z Warszawy. Pewna pani mówiła mi, że zinwentaryzowano nawet kosze na śmieci, nic więc dziwnego, że zaistniał tam kościół katolicki. W Rostowie u progu rewolucji pracowało 3 księży (Polak, Niemiec i Ormianin) i było 6 tys. parafian, także polska szkoła i towarzystwa dobroczynne. W Nowoczerkassku był jeden kapłan na 3 tys. wiernych i piękny kościółek, który się zachował i w 1995 roku był zwrócony wspólnocie katolickiej na drodze sądowej. Jedna z niewielu tego typu victorii i to w sercu kozaczyzny. Rdzeń parafii Nowoczerkassk stanowiły ostatnio rodziny niemieckie, które wróciły z Kazachstanu. Biskup Syberii Zachodniej Jozef Werth w prywatnej rozmowie potwierdził, że jego rodzice pochodzili z tych okolic. Ostatni kapłan rostowski (Stanisław Kordasiewicz), był znanym filantropem i miałem szczęście rozmawiać kiedyś w tramwaju z przypadkowym starcem, który jako prawosławny chłopiec korzystał z jego dobroczynności i pamiętał pogrzeb z 1936 roku. Ten pogrzeb stał się demonstracją wiary i życzliwości całego miasta dla tego niezwykłego księdza. Kapłan z Nowoczerkasska Jan Lang był wywieziony na Ałtaj i tam zmarł z głodu. Te scenę widziała pani Łucja Hoffmann jako dziewczynka i wróciwszy z Syberii stała się jedną z najaktywniejszych parafianek. Ona pomogła wybrać architekta i plac pod nowy kościół w Rostowie nad Donem. Stary, neogotycki kościółek zburzono w 1952 roku. Wszystkie kaukaskie miasteczka posiadały katolicką mniejszość i kościoły, kaplice czy domy modlitewne. Niewątpliwie to wpływało na kulturę i życie społeczne. Dziś ta diaspora jest zahukana i lęka się swego cienia. Jednak istnienie kapliczek w Azowie, Taganrogu czy kościołów w Nowoczerkassku i Rostowie oraz aktywna PRACA sióstr Misjonarek św. Rodziny i Salezjanów na polu resocjalizacji młodzieży przysparza im zasług i odwagi. Wysiłki Caritas i inne działania przywracają katolikom należne miejsce i szacunek. Jako komplement należy traktować wydalenie dwu kapłanów tzn. ks. Mackiewicza SDB i mnie, którzyśmy sporo sił włożyli w odnowienie tych struktur. Owszem budując kościoły mieliśmy do czynienia ze sporymi wydatkami i otrzymywaliśmy znaczne ofiary z zagranicy, ale mówienie o nas, żeśmy „cinkciarze” to przesada i prowokacja. Będąc w jednym szeregu z niesamowicie dynamicznym Biskupem Syberii Wschodniej Jerzym Mazurem, wybitnym ekumenistą włoskim ks. Stefano di Caprio (to on zorganizował zeszłoroczny telemost Rzym-Moskwa umożliwiając rozmowę rosyjskich katolików z nie wpuszczanym do Rosji Papieżem) i słowackim werbistą z Jarosławia ks. Krajnikiem mam prawo tak mówić i myśleć, że dziś Rosja nie docenia naszych starań, a wręcz ośmiesza i szkaluje te wspólnoty oraz tych księży, którzy dla tego kraju oddali się bez reszty. Owszem budując kościoły trzeba mieć pieniądze i sponsorów. Ostatnio jednak nazwano wydalonych z Rosji księży „handlarzami”, a franciszkanom z Moskwy, jakby w odwecie za wspaniałe dzieło naukowe po rosyjsku: „Encyklopedia Kościoła Katolickiego”, wysunięto zarzut o „prowadzenie domu publicznego”.

5. Najszczytniejsza karta.

Moi ministranci kiedyś mnie agitowali, by odwiedzić szpital wojskowy w Rostowie nad Donem. Trwała wojna z Czeczenią, a w Rostowie bazował sztab tej kampanii. Tam też składowano w „wagonach lodówkach” tzw. „gruz 200” czyli nierozpoznane trupy. Bałem się, że moje wizyty będą skomentowane jako „prozelityzm”, ale gdy mi opowiedziano, że ranni żołnierze są źle traktowani, korytarze zapaćkane krwią, brak wszystkiego, mimo moich obaw, kupowaliśmy szczotki i szufelki do porządkowania sal szpitalnych. Nie było papieru toaletowego. Nosiliśmy cytrusy a nawet... papierosy. Gdy nam zabroniono nosić żywność, całymi workami z terenu woziłem zebrane od dobrych, biednych ludzi książki. Nasz polski Caritas i pani Ochojecka na wyścigi wozili koce lekarstwa i inne rzeczy. Nasz ówczesny dziekan ks. Bronisław Czaplicki zszarpał sobie zdrowie i nerwy jako proboszcz parafii w mieście Groźny i kilku innych w Dagestanie Kabardino-Bałkarii i Stawropolskim Kraju. Był tytanem pracy, a dziś profesorem w Petersburgu, bo tylko na to mu pozwala obecnie zdrowie. Nie pamiętam, by strona rosyjska mu kiedyś dziękowała. Nas owszem pochwalono w telewizji i na tym koniec. Ile dobra niósł nasz kościół pocieszając prostych ludzi w te beznadziejne chwile..., a przecież wojna trwa nadal. Podobnie jak ja czy ks. Czaplicki, również kapłan z Soczi Bogdan Sewerynik, był zaangażowany w łagodzenie dramatów wojennych w Abchazji. Zbudował piękny kościół i musiał wyjechać do Moskwy, bo zbyt wiele go te trudy kosztowały psychicznie. Jako Wikariusz Generalny Biskupa Kondrusiewicza starał się on o zwrot moskiewskiej świątyni św. Piotra i Pawła. To go też kosztowało sporo nerwów i jest typowym przykładem ofiarnego do granic możliwości księdza, którego nie wydalono, ale „zdeterminowano do wyjazdu” nieludzkim traktowaniem. Inny bolesny przykład kapłana ofiarnego, to otruty w 1999 roku proboszcz z Astrachania - mój sąsiad i rówieśnik - miał tylko 40 lat. Zginął, bo był „za dobry”. Przyjmował pod swój dach wielu głodnych i bezdomnych. Trucicielką też była taka osoba, choć można się spierać, czy truła z własnej inicjatywy, czy też sprawę sfingowano jak „dom publiczny” w Moskwie.

II. POCZUCIE TOŻSAMOŚCI I RELIGIJNE ZAANGAŻOWANIE CZŁONKÓW KOŚCIOŁA

Katolicy w Rosji to wspólnoty malutkie, ale mocno umotywowane, ambitne. Wiedza religijna pewnych jednostek i ambicje świeckich godne pozazdroszczenia. Wielu neofitów na moich oczach odkrywało w sobie powołanie, czy to kapłańskie, zakonne czy katechetyczne. Wielu świeckich żonatych katechetów miało aspiracje by stać się diakonami, na co teoretycznie maja prawo. Brak jednak odpowiednich szkół, a Petersburskie Seminarium już 8 lat mozolnie walczy o swoje przedrewolucyjne budynki: piętro za piętrem, korytarz za korytarzem.

Tym niemniej zdarzali się ludzie bierni oczekujący tylko wygód ze strony „zagranicznych” duszpasterzy, że „wszystko samo się zrobi”. Widywałem sytuacje, gdzie słaba znajomość rosyjskiego w wypadku misjonarzy zniechęcała do słuchania kazań, katechezy czy wręcz do korzystania z sakramentu pokuty. Deprymujące jest, że większość parafii jest manipulowana ostatnio poprzez wszechobecnych agentów służb specjalnych, jakimi rozwodniono wspólnoty, by je skłócić, zmanipulować i rozbić. I takie rzeczy są w Rosji na porządku dziennym. Śmiem przypuszczać, że bolesne poniekąd przypadki złamanych kapłańskich powołań, mają tutaj swe źródło, bo pamiętamy „rewelacje Piotrowskiego” z procesu ks. Popiełuszki. Ujawnił on zakulisowe akcje, jak to manipulowano w Polsce klerykami posyłając do seminariów agentów: złodziei czy homoseksualistów, jak polecano kobietom inspirować romanse. Wszystko po to, by złamać i ośmieszyć Kościół. Ponad wszelką wątpliwość i dziś jest to robione tam w Rosji. Przekonałem się o tym korespondując pocztą elektroniczną z ks. Biskupem Mazurem. Treści wzięte z moich listów trafiały potem do prasy, choć miały wewnętrzny „konfidencjonalny” charakter. Są to realne trudności i ludziom w Rosji nie jest łatwo odzyskać swoją katolicką tożsamość czy też ją utrzymać. Tego rodzaju kłopoty ma też rozrzucony na niesłychanych odległościach kler. Jako neoprezbiter miałem dużo gorliwości i pragnienie praktykowania wiary w ten sam sposób jak w Polsce, ale już sprawa spowiedzi czy kierownictwa duchowego natrafiała na „barierę geograficzną”. Najbliższy ksiądz mieszkał w odległości o 500 km ode mnie. Pociągi niebezpieczne, niepunktualne i trudno zdobyć bilet. Każde kupno biletu to inwigilacja, bo w komputerowo wypisanym bilecie stoi nazwisko i nr paszportu. Czasem odmawiano sprzedaży, bo „obcokrajowiec”.

Tożsamość rosyjskiego katolika to głównie „solidarność etniczna”. Mimo kompleksów, powoli i wytrwale Polacy poszukują swoich kaplic czy miejsc spotkań. To samo czynią Ormianie czy Niemcy. Na Kaukazie sporo tzw. Chaldejczyków. Rosjanie do nas nie idą głównie z powodów psychologicznych. Wmówiono im ze prawosławie to „ruska wiara”, a każda inna - to „nie nasza”. Niechęć do Polaków katolików ma swoje tło literackie. Pan Gogol jest autorem książki „Taras Bulba”, ukazującej czasy Bogdana Chmielnickiego w krzywym zwierciadle. Polacy i katolicyzm są tam ośmieszani. Narodowa epopeja „Borys Godunow” Puszkina opisuje czasy Dymitra Samozwańca w podobny sposób. Złe schematy powiela w swoich dziełach Fiodor Dostojewski, ukazując nas jako oszustów i cwaniaków. Wiele mówi się o okupacji Moskwy przez hetmana Żółkiewskiego, a mało o pacyfikacjach Warszawy dokonanych przez Suworowa etc. Słowo Katyń nadal z trudem przechodzi przez usta rosyjskich polityków. Zaprawdę nie łatwo być Polakiem i katolikiem w Rosji. O Niemcach mówi się do dziś, że to faszyści. O Ormianach, że czarnuchy. Koreańczycy - to żółtki. Osiedlali się oni na Kaukazie nie mając w czasach sowieckich praw obywatelskich. Pokutuje to do dziś.

Po ogłoszeniu Rosji „terytorium kanonicznym prawosławia” i sławetnej nagonce na katolików i protestantów ludzie chętniej poszliby do „jehowitów” niż do katolickiego kościoła, gdyby nie mieli silnej woli, motywacji, wiary, odwagi czy „dyrektywy służbowej”. Tak oto mamy katolików etnicznych w Rosji i nie ma mowy o prozelityzmie z prostego powodu: „to się nikomu nie opłaca”. Prosty obywatel ma zbyt wiele trosk, by się zadręczać łamigłówką wyznaniowa stworzoną przez „miejscowe tradycje” i manipulowane media.

III. ŚWIADOMOŚĆ RELIGIJNA SPOŁECZEŃSTWA

Katolicy w Rosji żyją w diasporze. Niska kultura czy wiedza religijna miejscowego prawosławia, szerzący się na tle czeczeńskiej wojny rasizm i ksenofobia względem „innych” wpływają ujemnie i na katolików. Wiara bywa kojarzona, czy mylona wręcz z pochodzeniem. Jeśliś ty Rosjanin tzn. prawosławny i niekonieczny tu chrzest, byleś się zdeklarował! I to na podobnej zasadzie jak niegdyś każdy Rosjanin powinien był być partyjny czy ateista - wierzący niepraktykujący! Jeśliś ty Tatarzyn czy Dagestańczyk, toś ty muzułmanin bez dwu zdań. Kałmuk, Buriat i Tuwijczyk to buddyści. I tylko Polak Niemiec czy Ormianin może być katolikiem z definicji.

Niebezpieczeństwo takiej społecznej schizofrenii jest duże, bo często deklarowana wiara stoi w sprzeczności z uczynkami. Tak jak w czasach marksistowskich. Deklarujemy jedno, a robimy coś innego. W miasteczku Batajsk miejscowy kapłan prawosławny na propozycje spotkania rzekł otwarcie: „TUT WAM JAROSŁAW NIE BIEŁARUŚ, NI UKRAINA...EKUMENIZMA NAM NIE NADA”. I nie tylko ekumenizmu. Najprostsze chrześcijańskie wartości jak grzeczność czy gościnność zostały zaprzepaszczone i znikają z tradycji rosyjskiej z każdym dniem, przykładem czego są relacje katolicko-prawosławne. Nie ma żadnej woli szczerego spotkania i dialogu.

IV. STOSUNEK WŁADZ POLITYCZNYCH DO DZIAŁALNOŚCI KOŚCIOŁA

Konstytucja Rosyjska preferuje prawosławie i widać to nie tylko w zapisach, ale i w praktyce życia. Mówi się o roli islamu, buddyzmu i wiary Mojżeszowej. Daje się im „zielone światło”. Reszta - katolicy i zwłaszcza protestanci są u siebie wyrzutkami społeczeństwa i zdarzenia ostatnich kilku lat są tego najlepszym dowodem. Należy się cieszyć, że po latach ateizacji coś drgnęło. Politycy deklarują swoje religijne sympatie. Pojawiają się w uroczystych chwilach na religijnych ceremoniach, ale też manipulują cerkiew prawosławną wykorzystując dla agitacji i zmniejszają jej wiarygodność w oczach prostych ludzi. Kler „elitarnych religii” zasiada w pierwszych rzędach podczas ważnych uroczystości państwowych, żyje bogato i jakby obok, poza standardami ubożejącego społeczeństwa. Księża prawosławni „pod publiczkę” poszli na wojnę do Czeczenii nie tylko jako kapelani... Widziałem ich w wielu programach TV z dumą noszących broń i wydających rozkazy. Oficjalni „immamowie” muzułmańscy też „pod publiczkę” potępiają „swoich” partyzantów tylko pogłębiając konflikt zamiast zaradzić, czy zaleczyć, czy ucieszyć prosty lud.

V.ROLA I ZNACZENIE INNYCH WYZNAŃ CHRZEŚCIJAŃSKICH

Protestanci, a zwłaszcza zielonoświątkowcy odnotowują spory sukces. Chwilami miałem wrażenie, że to na zasadzie „gdzie się dwóch bije”. Ich małe kościółki pękają w szwach, ich wierni chętnie, choć natarczywie ewangelizują, ale bywa, że i tam agentura sieje i zbiera żniwo... Pamiętam książkę „Przebacz mi Nataszo”. Jako kleryk w „samizdacie” kserowany egzemplarz czytałem z zapartym tchem, a przecież tak naprawdę niewiele się zmieniło. Kiedyś „czystki” religijne robili komsomolcy ze „specoddziałów”, a dziś „kozacy” czy inne bractwa cerkiewne. Podobna jest postawa muzułmanów. Obawiam się, że na katolików to też może mieć wpływ. O siebie samego się lękam, bo chwilami trudno mi tłumić gniew! Podobnie jak katoliccy księża i pastorzy protestanccy są notorycznie wydalani. Ratuje ich tylko uproszczony schemat studiów stąd większa liczba rodzimych powołań i kleru. Brak wymogu celibatu też odgrywa swą rolę: pastorem może być praktycznie każdy pobożny człowiek... byle żonaty!!!

VI. POBIEŻNA PROGNOZA NA PRZYSZŁOŚĆ

Rosja jest trudnym krajem do prognozowania. Drogi powrotu do przymusowego ateizmu już nie ma, ilość wiernych może tylko rosnąć. Prawda jest taka, że ateizm praktyczny, czy sytuacyjny, szerzy się wyśmienicie. Kompromisy moralne, cywilizacja śmierci, wojny, religijne waśnie, nie sprzyjają gwałtownej ewangelizacji.

To, czy z trudem odzyskiwana wiara będzie powierzchowna jak w przeszłości: sprowadzona do folkloru czy etnografii, czy też głęboka, Boża, to również zależy od naszego polskiego świadectwa. Posługa papieża, starania ekumeniczne, w tym również działania naszych polskich nielicznych, ale przecież ambitnych Braci Prawosławnych może być światełkiem w tunelu. Kapitalne znaczenie miałaby ich mediacja w sprawie wydalonych księży katolickich. Ważna jest też determinacja świeckich katolików w Rosji, którzy zdaje się zasmakowali w Kościele i już będą bronić tych opatrznościowych zdobyczy „pierestrojki”.

Módlmy się usilnie za Rosję, jak o to prosiła MB Fatimska, na różańcu.

Nie pozwólmy dyktować politykom jak mają się układać stosunki wyznaniowe. Niechaj hasło CUIUS REGIO EIUS RELIGIO pójdzie w niepamięć..., bo przecież jedyne terytorium kanoniczne Kościoła to KRÓLESTWO NIEBIESKIE, do którego wspólnie zmierzamy, a w nim nie ma przegródek, przywilejów, ani granic.

Ks. Jarosław Wiśniewski
ul. Czajkowskiego 2
16-020 CZARNA B.,
jarek_mg@hotmail.com
tel.: 085.7102969


opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama