Damy sobie wbić gwóźdź?

W mediach publicznych mamy po raz kolejny "czystkę" - czy nie jest to najlepszy dowód na to, że nie są to media publiczne, ale polityczne?

Większość z nas jest zapewne bardzo zadowolona z faktu, że może żyć w wolnym kraju. Przynajmniej tak mówią nam w telewizji. Czy jednak w parze z wolnym rynkiem idzie u nas wolność słowa?

Co mają ze sobą wspólnego telewizyjne programy: „Misja specjalna” Anity Gargas, „Pod prasą” Tomasza Sakiewicza, „Antysalon” Rafała Ziemkiewicza, „Bronisław Wildstein przedstawia” i „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego? Wszystkie wyrzucono z ramówki TVP w ciągu ostatnich kilku miesięcy. A co z kolei łączy ich twórców? Mieli odwagę być krytyczni i dociekliwi wobec posunięć władzy.

Wygląda na to, że w mediach publicznych mamy do czynienia z kolejną „czystką”. Coraz częściej dziennikarze, którzy poszukują prawdy i prowokują ludzi do myślenia, tracą pracę. Powód jest prosty — niewłaściwe poglądy przy braku wolności słowa.

Jak to się robi w telewizji?

Często wmawia się nam, że dopóki mamy szeroką przestrzeń publiczną, w której możemy zabrać głos i dopóki jest internet, dopóty nie musimy się martwić o wolność słowa w Polsce. − Nie zgadzajmy się na powtarzanie takiego mitu − ostrzega Anita Gargas i dodaje, że dopóki wolne słowo nie będzie upowszechniane w mediach publicznych, dopóty nie możemy mówić w naszym kraju o wolności słowa. − Jeśli pewne osoby i środowiska nie podlegają krytyce, nie ma wolności słowa. Okazało się, że „Misja specjalna” jako program z definicji zajmujący się krytyką nie ma w mediach racji bytu − tłumaczy jego twórczyni. Od października ubiegłego roku nie ma go już na antenie. − Przy jego zdejmowaniu zastosowano cały arsenał środków, które potrafią „zamydlić” sytuację, żeby wmówić widzom, że program zostaje zdjęty z innego powodu niż przyczyny polityczne — stwierdza Gargas.

Jak walczy się z niewygodnymi programami? − To się nie odbywa tak, że przychodzi dyrektor albo prezes i mówi: twoje poglądy mi się nie podobają, w związku z tym nie będziesz już pracował. Zdarzyło mi się raz, że osoba zdejmująca mnie z programu „Pytanie na śniadanie” w Dwójce sformułowała tego rodzaju komunikat. Zazwyczaj jest to proces rozłożony na etapy. Program „wygasza się”, tak aby nie zostało to zauważone przez widzów — mówi Jan Pospieszalski. Stosowane przy tym metody to m.in. ciągła zmiana godzin nadawania programu, nieprzedłużanie kontraktu z jego twórcą, nieuwzględnianie danej audycji w nowej ramówce czy obcinanie jej budżetu.

Radiowe przypadki

Ale mamy przecież jeszcze Polskie Radio. Może to medium publiczne rządzi się innymi prawami? − Tam się dzieją takie same rzeczy — sprowadza nas na ziemię dziennikarka Teresa Bochwic. — W Polskim Radiu nie ma już wielu osób, które były bardzo niewygodne i należało je usunąć, jak chociażby Krzysztofa Skowrońskiego czy Tomasza Sakiewicza — zauważa Bochwic, będąca od 2008 r. wiceprzewodniczącą Rady Etyki Mediów, z pracy w której zrezygnowała w październiku ubiegłego roku na znak protestu przeciw brakowi obiektywizmu w opiniach Rady.

Audycja, którą prowadziła w III Programie Polskiego Radia Katarzyna Hejke, opowiadała o Kresach. − Raz uznałam, że można w niej poruszyć sprawy polityczne. Sytuacja była zupełnie wyjątkowa, chodziło bowiem o ustawę dotyczącą szkolnictwa polskiego na Litwie i dramatyczną walkę Polaków o polskie szkoły. Stwierdziłam, że ten temat należy poruszyć w gronie polityków, których zaprosiłam do studia. Używając delikatnych słów, ta audycja była totalną kompromitacją przedstawiciela PO, a jednocześnie, jak się później okazało, moją ostatnią w Trójce. To był listopad ubiegłego roku. W grudniu audycja nie pojawiła się z powodu zmian w ramówce, miała być w styczniu. Jednak w styczniu otrzymałam SMS-a, że w ogóle ją zdjęto − opowiada Katarzyna Hejke.

Na antenie tego samego programu od września ubiegłego roku nie ma także audycji „Trójka po trzeciej”. 3 sierpnia dyskutowano w niej „w nieodpowiedni sposób” o niedoszłym przeniesieniu krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny na Krakowskim Przedmieściu i tu „przebrała się miarka”. — Audycja zniknęła po jednym e-mailu do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która skierowała go do prezesa Radia, a ten z kolei do Komisji Etyki. E-mail zawierał oskarżenia o działalność antypaństwową na antenie Programu III Polskiego Radia, czego Komisja Etyki nie potwierdziła. Stwierdziła natomiast, że nie działałem zgodnie z zaleceniami ramówki, co zresztą było absolutną nieprawdą. Zarówno program, jak i osoba mojego gościa były zatwierdzone przez Zarząd Polskiego Radia — wyjaśnia współprowadzący audycję Tomasz Sakiewicz.

Tak działała bezpieka

Obecnie redaktor Tomasz Sakiewicz walczy o wolność słowa przede wszystkim w prowadzonym przez siebie tytule prasowym. Jednak w naszym kraju i na tym polu nie jest łatwo, gdyż, jak zauważa, w Polsce „został przekroczony Rubikon cenzury”. − Dla mnie były to wydarzenia z maja 2009 r., kiedy dziennikarze i współpracownicy „Gazety Polskiej” dostali w krótkim czasie kilkadziesiąt wezwań do prokuratury, ABW i na policję. Ja sam dostawałem trzy dziennie − przyznaje Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny tego tygodnika. − Tej sytuacji nie da się wytłumaczyć błędami czy przypadkiem, a działania te niczym nie różniły się od praktyk stosowanych przez bezpiekę w latach 80. XX w., łącznie z ingerowaniem w życie rodzinne, wyciąganiem spraw osobistych czy rewizjami — stwierdza Sakiewicz.

Jak się więc okazuje, rola mediów w Polsce bywa różnie postrzegana. − Jeden ze sposobów rozumienia mediów, moim zdaniem właściwy, polega na tym, że istnieją one po to, aby społeczeństwo mogło się za ich pomocą wyrażać. Natomiast drugi jest zgodny z definicją towarzysza Macieja Szczepańskiego (przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji od października 1972 r. do sierpnia 1980 r. — przyp. red.) mówiącą o tym, że telewizja jest codziennym wbijaniem miliona gwoździ w milion desek — wyjaśnia Rafał Ziemkiewicz, dziennikarz i publicysta, dodając, że obserwujemy w tej chwili „powrót szerokim frontem do takiego rozumienia roli mediów w państwie, w której służą one tylko wbijaniu gwoździ, czyli tresowaniu społeczeństwa”.

Rada rządzi

Może łatwiej więc jest artystom estradowym, którzy o naszej polskiej rzeczywistości mówią żartobliwie i z przymrużeniem oka? Nic bardziej mylnego. − W Polsce nie ma żadnej wolności słowa, a każdy, kto chce powiedzieć coś niepoprawnego politycznie, ma straszliwe problemy i jest szykanowany — zauważa Jan Pietrzak, jeden z najbardziej znanych w naszym kraju satyryków i kabareciarzy. − Co jakiś czas wyrzucają mnie z jakiegoś lokalu, do którego jadę z kabaretem. Nie mogę zagrać nawet dla stu osób — przyznaje artysta. Jego zdaniem jest to efekt tego, że Polsce nie ma wolności słowa z powodu konstytucji, która ustanowiła Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. − Ta Rada jest najwyższą strukturą w polskim państwie, bowiem my, obywatele, mamy prawo wybrać posłów, senatorów i prezydenta, a dopiero te trzy organy państwowe wybierają członków Rady — mówi Pietrzak, zastanawiając się, dlaczego nie może wykupić godziny programu w jakimkolwiek radiu i nadawać tego, co chce, tak jak ma to miejsce np. w Ameryce? — Uważam, że mam do tego prawo i dopiero, kiedy będę mógł z niego skorzystać, będziemy mogli mówić o wolności słowa — stwierdza.

 

Solidarni w obronie słowa

Wypowiedzi zawarte w artykule pochodzą z konferencji na temat stanu wolności słowa w Polsce zorganizowanej w Warszawie 12 stycznia tego roku przez Stowarzyszenie Solidarni 2010 i Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczpospolitej. Wspólnie rozpoczęły one serię działań w obronie wolności słowa w Polsce, które, jak zapewniają, będą prowadzić aż do skutku. Zamierzają bowiem doprowadzić do odzyskania tej wolności w naszym kraju, w którym, ich zdaniem, w ostatnich miesiącach nasiliło się konsekwentne jej ograniczanie zagrażające polskiej demokracji.

Kolejną podjętą przez stowarzyszenia inicjatywą była zorganizowana 19 stycznia przed Urzędem Rady Ministrów demonstracja w obronie wolności słowa. Rozpoczęto także gromadzenie informacji na temat wykluczania z życia zawodowego niezależnych dziennikarzy, naukowców i twórców kultury, które zostaną zawarte w tzw. Księdze Cenzury. Zbierane są również podpisy pod petycją w obronie wolności słowa skierowaną do polskich władz, dostępną m.in. na: www.solidarni2010.pl.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama