Czy można żyć bez nadziei?
W doczesności każdy z nas potrzebuje nadziei po to, by przyjąć dar życia i mierzyć się z trudami codzienności. Kto traci nadzieję, ten popada w zniechęcenie, a nawet rozpacz. Tak było w przypadku biblijnego Judasza. Wystarczyło mu odwagi do tego, by uczciwie rozliczyć się z przeszłością, ale zabrakło nadziei na to, że zdoła żyć w nowy sposób. Być człowiekiem to być kimś zagrożonym przez otaczający nas świat, przez złych ludzi, a nawet przez samego siebie: przez własną słabość, ignorancję, grzech. Po grzechu pierworodnym łatwiej nam czynić to, co nas krzywdzi niż to, co nas rozwija i co przynosi radość. Często boleśnie doświadczamy własnej kruchości i bezradności. Przez całą doczesność nasze życie rozgrywa się między zagrożeniem a nadzieją.
Dla człowieka pozbawionego nadziei życie staje się nieznośnym ciężarem
Każdego poranka budzimy się ze świadomością, że potrzebna jest nam nadzieja. Niestety wielu współczesnych ludzi szuka nadziei tam, gdzie nie można jej znaleźć. Zawodna jest nadzieja oparta na własnych siłach czy pokładana w drugim człowieku. Radykalne zagrożenie nadziei zaczyna się wtedy, gdy ktoś z nas stawia samego siebie lub innego człowieka w miejsce Boga. Warunkiem znalezienia nadziei jest uznanie, iż człowiek nie jest samowystarczalny i że własną mocą nie potrafi zapewnić sobie nadziei. Drogą do rozpaczy jest pycha, czyli pokładanie nadziei w samym sobie. Podobnie świat doczesny nie może być źródłem nadziei, gdyż nie jest on w stanie zaspokoić naszych największych ideałów, pragnień i marzeń. Właśnie dlatego nadzieja życia wiecznego na tej ziemi stałaby się dla nas raczej przekleństwem niż radością.
Człowiek nie jest źródłem, lecz poszukiwaczem nadziei
Fikcyjnej nadziei szukają ci ludzie, dla których doraźna przyjemność stała się ważniejsza niż miłość, wierność i odpowiedzialność. Dla chwili przyjemności gotowi są oni poświęcić swoje sumienie, zdrowie, a nawet życie. Szukanie przyjemności za wszelką cenę jest wyrazem ukrytej rozpaczy i przynosi bolesne konsekwencje. W podobnej sytuacji znajdują się ci, którzy uwierzyli w mit o istnieniu łatwego szczęścia, czyli szczęścia osiągniętego bez wysiłku, czujności i dyscypliny. Powtarzają oni dramat grzechu pierworodnego, gdyż ulegają złudnej nadziei, że bez pomocy Boga odróżnią dobro od zła i że sami staną się jak bogowie. Oczarowanie fikcją łatwego szczęścia prowadzi do dramatycznego rozczarowania i kończy się — jak na początku historii ludzkości — utratą raju oraz utratą nadziei.
Nadzieję można znaleźć wyłącznie w twardej rzeczywistości, gdyż w świecie miłych fikcji prawdziwa jest tylko rozpacz
Jest wiele sytuacji, które oddalają nas od nadziei. Szczególnym zagrożeniem jest utrata czegoś lub kogoś ważnego. Jest to sytuacja jeszcze bardziej bolesna niż dotkliwy brak, gdyż oznacza utratę czegoś, co już miałem albo zerwanie więzi z kimś wyjątkowym, kto był dla mnie skarbem i umocnieniem. Utrata może dotyczyć różnych rzeczy i wartości. Może to być utrata urody, zdrowia czy pieniędzy, pracy, stanowiska czy wolności, np. w wyniku przestępstwa czy popadnięcia w uzależnienia. Najbardziej dotkliwy ból wiąże się z odejściem kogoś bliskiego. Ból rozstania może wydawać się wtedy nie do zniesienia. Żałoba po śmierci kochanej osoby staje się dramatyczną próbą nadziei również dla tych, którzy wierzą, że Bóg nie wycofuje nigdy raz ofiarowanego życia i że śmierć jest jedynie doczesna.
Radykalnym zagrożeniem nadziei jest utrata kogoś, kto był dla nas wsparciem i radością
Zagrożeniem nadziei jest nie tylko utrata czegoś lub kogoś ważnego, ale też lęk o to, że coś takiego może się nam przydarzyć. Obawa o przyszłość to obecnie najczęstsze zagrożenie nadziei. Wielu z nas nie odczuwa braku rzeczy koniecznych do życia, ani też nie przeżyło straty kogoś kochanego. Nie ma natomiast takich ludzi, którzy byliby zupełnie wolni od obaw, że mogą utracić coś lub kogoś cennego. Obecnie żyjemy w cywilizacji zaprogramowanego lęku, gdyż nasze obawy wynikają nie tylko z kruchości ludzkiego losu, ale są też podsycane i wyolbrzymiane przez tych, którzy na naszych niepokojach pragną się dorobić. Ludzie zalęknieni o przyszłość są bowiem skłonni do „ubezpieczania się” na każdą okoliczność i do „zabezpieczania się” od każdego potencjalnego zagrożenia.
Zastępować nadzieję jakąś polisą ubezpieczeniową to tak, jakby wierzyć, że zakup trumny daje gwarancję życia wiecznego
Formą zamaskowanej utraty nadziei są różne postaci magii. Przejawem magicznej mentalności jest również tak zwane myślenie „pozytywne”, a zatem myślenie wybiórcze, czyli irracjonalne i życzeniowe. Magia pozwala jedynie „pozytywnie” myśleć, podczas gdy nadzieja pozwala pozytywnie postępować. Fascynowanie się magią to naiwna próba ucieczki od twardej rzeczywistości. Tymczasem nadzieja to siła, która umożliwia przekształcanie tej rzeczywistości w taki sposób, by uczynić ją miejscem prawdy, dobra i piękna. Przejawem utraty nadziei jest też wiara w horoskopy, wróżby, przeznaczenie czy szczęśliwy zbieg okoliczności. Tego typu wiara to szukanie nadziei w bezrozumny sposób. Magia, przepowiednie czy horoskopy są ważne jedynie dla tych, którzy nie odróżniają nadziei od jej karykatury.
To nie od horoskopu ani wróżby, lecz ode mnie zależy to, w jaki sposób postępuję i czy mogę mieć nadzieję na dobrą przyszłość
Bez nadziei nikt z nas nie jest w stanie normalnie funkcjonować, podobnie jak nasze ciało nie może żyć bez powietrza, snu czy pokarmu. Być człowiekiem nadziei to kwestia życia lub śmierci. Mimo to trudno nam precyzyjnie zdefiniować, czym jest nadzieja. Jej życionośne znaczenie dostrzegamy zwykle dopiero wtedy, gdy zaczynamy ją tracić. Popadniecie w stan beznadziei to synonim bezradności i dramatycznej rozpaczy. Taki stan prowadzi do desperacji i prób samobójczych. Najbardziej radykalnym zagrożeniem nadziei nie jest jednak rozpacz, lecz obojętność na własny los. Rozpacz oznacza, że nadal pragnę żyć, że mam jeszcze siłę, by cierpieć i że walczę jeszcze o nadzieję na lepszą przyszłość. Tymczasem zobojętnienie na własny los oznacza całkowitą utratę nadziei.
Najbardziej radykalnym zagrożeniem nadziei nie jest rozpacz, lecz obojętność na własny los.
To, co cenne, okazuje się zwykle trudne do zdobycia. Wymaga bowiem mądrości, wysiłku, odwagi i czujności. Właśnie dlatego niektórzy ludzie szukają jedynie namiastek nadziei. „Głupi miewa czcze i zwodnicze nadzieje” (Syr 34,1). Czasem zwodnicza nadzieja prowadzi wręcz do śmierci, jak ma to miejsce w przypadku ludzi zarażonych wirusem HIV, którzy mieli „nadzieję”, że prezerwatywa zapewni im „bezpieczny seks”. Podobnie czczą nadzieją jest przekonanie, że wszyscy, którzy są młodzi, piękni, znani i bogaci, mają zapewnioną dobrą przyszłość niezależnie od ich zachowania. Tymczasem wielu takich ludzi popada w śmiertelne uzależnienia i traci nadzieję. Inny przejaw zwodniczej nadziei, to wiara w to, że człowiek może uniknąć bolesnych konsekwencji błędnego postępowania.
Zwodniczą podstawą nadziei jest oczekiwanie, że ludzie ocenią mnie w sprawiedliwy sposób
Kto ulega zwodniczej nadziei, ten próbuje wymyślić dla niej „niepodważalne” uzasadnienie. Często manipuluje w tym celu wynikami nauk czy statystykami. Najgroźniejsza sytuacja jest wtedy, gdy ktoś „uzasadnia” swoją czczą nadzieję błędnie rozumianą religią czy pobożnością. Magicznie rozumiana pobożność przejawia się w przekonaniu, że skoro jestem człowiekiem wierzącym, to Bóg uratuje mnie w każdej sytuacji. Tymczasem Bóg nie może uratować mnie przede mną samym, ani przed bolesnymi skutkami moich niedojrzałych więzi z innymi ludźmi. Stwórca obdarzył każdego z nas świadomością i wolnością. On nawet los własnego Syna zawierzył w nasze ręce! Ufność wobec Boga — oderwana od naszego sposobu postępowania — staje się karykaturą nadziei.
Niektórzy „uzasadniają” swoje fałszywe nadzieje karykaturalną wizją Boga i religii
Od innych ludzi możemy pożyczyć książki, pieniądze, a nawet mieszkanie. Jednak nie sposób pożyczyć od kogoś nadzieję, gdy odczuwamy jej brak w naszym życiu. Nadzieja nie bierze się stąd, że ktoś z ludzi dzieli się z nami swoim optymizmem czy że pociesza nas wtedy, gdy przeżywamy zwątpienie albo czujemy się bezradni. Współczucie i serdeczne pocieszanie kogoś, kto przeżywa bolesne trudności, jest potrzebne. Czasem może wręcz ratować komuś życie. Ale to jedynie doraźna pomoc. Bycie pocieszanym przez innych to coś innego niż umacnianie w sobie nadziei. Nadziei nie można ani pożyczyć, ani osiągnąć jej wprost, czyli w oderwaniu od naszego sposobu postępowania. Aby znaleźć nadzieję, trzeba najpierw szukać miłości, bo miłość jest jedyną ojczyzną nadziei.
Drugi człowiek nie może pożyczyć mi swojej nadziei, podobnie jak nie może pożyczyć mi swojej szlachetności
Wszystkie drogi zaczynają się tam, gdzie mieszka człowiek i prowadzą do innych ludzi. Podobnie nadzieja rodzi się z wiary w miłość i prowadzi do miłości. Bóg stworzył nas z miłości i dlatego ten, kto kocha i nie przyjmuje miłości, traci nadzieję. Życie poza miłością staje się bezsensownym trudem. Poza miłością wszystko traci sens: życie i umieranie, rzeczy i ludzie, zdrowie i wykształcenie, marzenia i ideały. Także nadzieja traci sens poza miłością. Człowiek nadziei to ktoś, kto wie, że nie jest produktem ślepego przypadku, lecz ukochanym dzieckiem świadomej siebie Miłości. Miłość to fundament niezawodnej nadziei, a nadzieja to potwierdzenie wiary w miłość. Nadzieja, która nie łączy wiary z miłością, staje się tak bezużyteczna, jak trakcja elektryczna, odłączona od elektrowni.
Człowiek nadziei jest pewien, że moc Bożej miłości większa jest niż siła zła
Pancerzem miłości jest wyłącznie dojrzała miłość. Wielu ludzi myli miłość z uczuciem, akceptacją, tolerancją. Największym zagrożeniem nadziei jest mylenie miłości z uległością wobec zła i krzywdy. Człowiek dojrzały okazuje miłość w sposób dostosowany do zachowania drugiej osoby i nie pozwala się krzywdzić. Kieruje się zasadą: To, czy kocham Ciebie, zależy ode mnie, ale to, w jaki sposób wyrażam miłość, zależy od Twojego postępowania. Tego uczy nas Chrystus, który ludzi szlachetnych uzdrawiał, rozgrzeszał i chronił, a przewrotnych upominał i wzywał do nawrócenia. Miłość wymaga stosowania również drugiej zasady: To, że kocham Ciebie, nie daje Ci prawa, byś mnie krzywdził. Właśnie dlatego Kościół w skrajnych przypadkach nawet małżonkom zezwala na separację, czyli miłość na odległość.
Kto dojrzale kocha, ten najlepiej chroni w sobie nadzieję
opr. mg/mg