O Panu Jezusie jako najlepszym nauczycielu modlitwy mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej w Watykanie rozpoczynając nowy cykl katechez o modlitwie „Ojcze nasz”.
Jego słów w auli Pawła VI wysłuchało dzisiaj około 7 tys. wiernych.
Oto tekst papieskiej katechezy w tłumaczeniu na język polski:
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Dzisiaj rozpoczynamy cykl katechez o modlitwie „Ojcze nasz”.
Ewangelie przekazały nam bardzo żywe opisy Jezusa jako człowieka modlitwy. Jezus się modlił. Pomimo bezzwłoczności swojej misji i naglącej potrzeby tak wielu ludzi, którzy Go o coś proszą, Jezus odczuwa potrzebę odsunięcia się w samotność i modlitwy. Ewangelia Marka mówi nam o tym szczególe od samego początku misji publicznej Jezusa (por. 1, 35). Jego pierwszy dzień w Kafarnaum zakończył się triumfalnie. Po zachodzie słońca do drzwi, gdzie mieszkał Jezus przychodziły rzesze chorych: Mesjasz głosił i uzdrawiał. Wypełniały się starodawne proroctwa i oczekiwania wielu ludzi cierpiących: Jezus jest Bogiem bliskim, Bogiem, który wyzwala. Ale ten tłum jest jeszcze mały w porównaniu z wieloma innymi rzeszami, które zgromadzą się wokół proroka z Nazaretu. Niekiedy chodziło o zgromadzenia jak ocean, a Jezus jest w centrum wszystkiego, oczekiwany przez ludzi, spełniając nadzieje Izraela.
Jednak On uwolnił się z więzów; nie stał się zakładnikiem oczekiwań tych, którzy już Go wybrali na przywódcę. Zagrożeniem dla przywódców jest zbytnie przywiązanie się do ludzi i brak dystansu. Jezus zdawał sobie z tego sprawę i nie stał się zakładnikiem ludu. Począwszy od pierwszej nocy w Kafarnaum okazuje się być niezwykłym Mesjaszem. W drugiej części nocy, gdy zapowiada się świt, uczniowie wciąż Go szukali, ale nie mogli Go znaleźć. Gdzie jest? Dopóki Piotr nie znalazł Go w miejscu odosobnionym, całkowicie pochłoniętego modlitwą. Powiedział do Niego: „Wszyscy Cię szukają!” (Mk 1,37). Ów okrzyk zdaje się być klauzulą dołączoną do plebiscytu, dowodem na sukces misji.
Ale Jezus mówi swoim uczniom, że musi pójść gdzie indziej; że to nie ludzie mają Go szukać, ale to On przede wszystkim szuka innych. Dlatego nie może zapuszczać korzeni, ale zawsze musi być nieustannym pielgrzymem na drogach Galilei (ww. 38-39), a także pielgrzymem ku Ojcu, to znaczy modlić się do Niego, idąc drogą modlitwy. Jezus się modli.
Wszystko dzieje się podczas nocy modlitwy.
Na niektórych kartach Pisma Świętego wydaje się, że wszystkim rządzi przede wszystkim modlitwa Jezusa, Jego bliska relacja z Ojcem. Dotyczy to zwłaszcza nocy w Getsemani. Ostatni etap drogi Jezusa (absolutnie najtrudniejszy z tych, które przebył do tej pory) zdaje się znajdować swój sens w nieustannym słuchaniu Ojca przez Jezusa. Jest to z pewnością modlitwa niełatwa, co więcej jest to w pełnym tego słowa znaczeniu agonia, a jednak modlitwa zdolna do zniesienia drogi krzyżowej.
Oto punkt najistotniejszy: Jezus się modlił.
Jezus modlił się intensywnie w wydarzeniach publicznych, uczestnicząc w liturgii swego narodu, ale szukał również miejsc sprzyjających refleksji, oddalonych od zawirowań świata, miejsc, które pozwoliłyby zstąpić do tajemnic Jego duszy: jest prorokiem, który zna kamienie pustyni i wstępuje wysoko na góry. Ostatnie słowa Jezusa, zanim wyda ostatnie tchnienie na krzyżu, to słowa psalmów, czyli modlitwy Żydów, modlił się za pomocą modlitwy, których nauczyła Go Matka.
Jezus modlił się tak, jak modli się każdy człowiek na świecie. Jednak w Jego sposobie modlitwy zawarta była również pewna tajemnica, coś, co na pewno nie umknęło spojrzeniu Jego uczniów, skoro znajdujemy w Ewangeliach to błaganie tak proste i bezpośrednie: „Panie, naucz nas się modlić” (Łk 11,1 ). Widzieli jak Jezus się modlił i chcieli się nauczyć, jak to się robi stąd; „Panie, naucz nas się modlić”. A Jezus nie odmawia, nie jest zazdrosny o swoją bliskość z Ojcem, ale przyszedł właśnie po to, aby wprowadzić nas w tę relację. I tak staje się nauczycielem modlitwy dla swoich uczniów, podobnie jak z pewnością chce nim być dla nas wszystkich. Również my powinniśmy mówić: „Panie, naucz mnie się modlić”.
Nawet jeśli modlimy się od wielu lat, zawsze musimy się uczyć! Modlitwa człowieka, ta tęsknota, która rodzi się tak naturalnie z jego duszy, jest prawdopodobnie jedną z najbardziej nieprzeniknionych tajemnic wszechświata. I nawet nie wiemy, czy modlitwy, które kierujemy do Boga, są tymi, które chce On usłyszeć. Biblia daje nam także świadectwo modlitw nieodpowiednich, które ostatecznie zostają odrzucone przez Boga: wystarczy przypomnieć przypowieść o faryzeuszu i celniku. Tylko ten ostatni wraca do domu ze świątyni usprawiedliwiony. Faryzeusz był bowiem człowiekiem pysznym i podobało się jemu, gdy ludzie widzieli, że się modli, ale udawał modlitwę. Jego serce było zimne. A Jezus powiedział, że ten człowiek nie jest usprawiedliwiony, „Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,14). Pierwszym krokiem do modlitwy jest pokora. Udanie się do Ojca i powiedzenie: Ojcze; udanie się do Matki Bożej i powiedzenie: „Spójrz na mnie: jestem grzesznikiem, jestem słaby, niedobry”. Każdy wie, co powiedzieć. Ale zawsze zaczynamy od pokory – a Pan słucha. Pokorna modlitwa jest wysłuchana przez Pana.
Zatem rozpoczynając ten cykl katechez o modlitwie Jezusa, rzeczą najpiękniejszą i najsłuszniejszą, jaką wszyscy powinniśmy uczynić jest powtórzenie prośby uczniów: „Nauczycielu, naucz nas się modlić”. Warto powtórzyć te słowa obecnie, w okresie Adwentu: „Panie, naucz mnie się modlić”. Wszyscy możemy pójść nieco bardziej do przodu i lepiej się modlić. Trzeba o to jednak prosić Pana: „Panie, naucz mnie się modlić”. Uczyńmy to w obecnym okresie Adwentu. Z pewnością nie pozwoli On, aby nasze błaganie trafiło w próżnię.
Dziękuję.
tłum. st (KAI) / Watykan