Chrześcijanin nie jest kimś, kto udaje kogoś lepszego, ale wie, że jest grzesznikiem. Kontempluje oblicze Boga, który pragnie, aby nazywał Go Ojcem – to słowa Papieża z katechezy, w czasie której kontynuował refleksję nad modlitwą „Ojcze nasz”.
Franciszek przypomniał, że według Ewangelii św. Mateusza Jezus uczy modlitwy Pańskiej w czasie Kazania na górze. Słucha Go więc wielki tłum anonimowych twarzy. To oni, jako pierwsi usłyszeli zaproszenie Jezusa do nazywania Boga Ojcem. W kazaniu tym Mistrz z Nazaretu mówi całej grupie ludzi, że są błogosławionymi.
- Jezus obdarza wieńcem szczęśliwości szereg kategorii osób, które żyły wówczas - ale są także obecne w naszych czasach! - nie były zbytnio poważane. Błogosławieni ubodzy, cisi, miłosierni, osoby pokornego serca ... To właśnie jest rewolucja Ewangelii – wskazał Ojciec Święty. – Wszyscy ludzie zdolni do miłości, wprowadzający pokój, ci którzy do tej pory znajdowali się na marginesie dziejów, są budowniczymi królestwa Bożego. To tak, jakby Jezus powiedział: na czele idziecie wy, niosący w swoich sercach tajemnicę Boga, który objawił swoją wszechmoc w miłości i przebaczeniu!
W tym kontekście Papież zaznaczył, że ktoś, kto kocha rozumie, iż każde słowo Pana powinno być wprowadzone w życie, także to odnoszące się do miłości nieprzyjaciół.
- Z tych drzwi wejściowych, które wywracają wartości dziejowe wypływa nowość Ewangelii. Prawo nie powinno być zniesione, ale wymaga nowej interpretacji, która doprowadziłaby je do pierwotnego znaczenia. Jeśli osoba ma dobre serce, zdolne do miłości, to wówczas rozumie, że wszelkie słowo Boga musi zostać wprowadzone w życie, aż po najdalsze konsekwencje – stwierdził Papież. - Miłość nie ma granic: można kochać współmałżonka, przyjaciela a nawet wroga w zupełnie nowej perspektywie: «A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych» (Mt 5,44-45).
Z tego płynie wniosek – kontynuował Franciszek – że powinniśmy być dziećmi naszego Ojca, który jest w niebie.
- Chrześcijanin nie jest kimś, kto uważa się za lepszego od innych: wie, że jest grzesznikiem, tak jak wszyscy. Chrześcijanin to po prostu człowiek, który zatrzymuje się przed nowym płonącym krzewem, w obliczu objawienia Boga. On nie nosi zagadkowego imienia, którego nie można wymówić. Wzywa swoje dzieci, aby nazywały Go imieniem «Ojcze». To pozwala odnowić się Jego mocą oraz odzwierciedla promień Jego dobroci dla tego świata, tak bardzo spragnionego dobra, tak bardzo oczekującego na dobre wieści.
Papież podkreślił, ze Jezus ucząc swoich uczniów modlitwy „Ojcze nasz” odcina się od dwóch grup swoich czasów. Jedni to hipokryci, którzy potrafią tworzyć modlitwy ateistyczne, bez Boga po to, aby budzić podziw u ludzi. Wskazał również na grupę ludzi, która wysiaduje długo i często w kościele, a potem kłóci się z innymi i źle o nich mówi. Z autentycznej modlitwy płynie prawdziwe świadectwo. Modlitwa chrześcijanina bowiem ma tylko jednego wiarygodnego świadka: jest nim nasze sumienie, w którym nawiązuje się dialog z Ojcem.
Druga grupa to poganie, którym wydaje się, że dzięki swojemu wielomóstwu przekupią swoje bóstwo. A przecież nasz Ojciec wie, czego nam potrzeba, zanim poprosimy.
Papież zakończył katechezę zachwytem nad Bogiem, który nie potrzebuje żadnych ofiar, pragnie tylko, abyśmy w modlitwie weszli z Nim w dialog i odkryli, że jesteśmy Jego ukochanymi dziećmi.
źródło: vaticannews.va