Abp Tadeusz Wojda: Jest to moment wielkiej próby dla Kościoła w Polsce

- Jest rzeczą całkowicie zrozumiałą, że mój sposób bycia i zarządzania będzie inny od abp. Sławoja Leszka Głódzia, czy wcześniej abp. Gocłowskiego – deklaruje w rozmowie z KAI nowy metropolita gdański, abp Tadeusz Wojda. Wyjaśnia, że „Pasterz winien być znacznie bliżej swych owiec, dzieląc ich problemy, radości i smutki”

Dodaje także, że zawsze stara się „dialogować z ludźmi i wszystkie trudne sprawy rozwiązywać w oparciu o zasadę dialogu”. Podkreśla, że „trzeba też szukać nowych form duszpasterzowania, bowiem głównym zadaniem jest budowanie Bożej wspólnoty, która ma fundament ewangeliczny”.

Marcin Przeciszewski, KAI: Księże Arcybiskupie, czy nie żal było opuszczać piękne i spokojne Podlasie - i zaledwie po niespełna czterech latach rządów - udawać się na burzliwe fale Pomorza Gdańskiego, do zupełnie innej społeczności?

Abp Tadeusz Wojda, Metropolita Gdański: Bardzo dobrze wspominam te cztery lata na Podlasiu i to nie tylko jeśli chodzi o wspaniałą naturę ale również i ludzi. To był piękny czas, który umożliwił mi nabranie doświadczeń w sprawowaniu posługi biskupiej. Od strony ludzkiej, z pewnością szkoda wyjeżdżać, tym bardziej, że udało się wspólnie uruchomić trochę nowych inicjatyw duszpasterskich. I tu nagle przyszła wiadomość, że muszę się przenieść do Gdańska. Ale taki jest los kapłanów czy biskupów. Trzeba iść tam gdzie nas posyłają, taka jest nasza misja.

KAI: Jak w oparciu o dotychczasowe doświadczenia - i w przededniu nowych wyzwań - Ksiądz Arcybiskup postrzega istotę posługi biskupiej we współczesnym Kościele? Idąc do Białegostoku Ksiądz Arcybiskup mówił, że „pasterz powinien być na początku, w środku i na końcu stada; powinien pachnieć owcami”. Jak to należy rozumieć?

- Są to słowa papieża Franciszka, który mówi, że pasterz powinien być z ludźmi i dla ludzi, a to, co robi, robi dla dobra tych ludzi. Istota posługi biskupa jest taka sama jak kiedyś, ale sytuacja na tyle się zmieniła, że musi ona nabrać nowego kształtu. Zmienił się przede wszystkim sposób bycia z ludźmi, pasterz winien być znacznie bliżej swych owiec, dzieląc ich problemy, radości i smutki. Papież mówi często o Kościele jako o „szpitalu polowym”, o miejscu, gdzie przychodzą ludzie pokiereszowani, poranieni… I trzeba do nich wychodzić oraz wypracować różne formy pomocy. Taka powinna być postawa pasterza, który oczywiście sam nie jest w stanie tego wszystkiego zrobić, ale ma szereg narzędzi w postaci różnych agend duszpasterskich Kurii oraz Caritas. Ważną rolę odgrywają różnorodne wspólnoty czy ruchy katolickie, a rolą pasterza jest je wspomóc i pozwolić im działać.

KAI: Jakie więc najważniejsze, a również najpilniejsze zadania widzi Ksiądz Arcybiskup, jakie stoją dziś przez nowym Pasterzem archidiecezji gdańskiej?

- Najpierw muszę głębiej poznać rzeczywistość archidiecezji gdańskiej. Dopiero kiedy spotkam się z odpowiedzialnymi za wszystkie agendy duszpasterskie, będę mógł z tego wyciągnąć wnioski i przygotować dokładniejszą analizę tego co jest dziś i tego, co potrzeba zrobić w przyszłości.

Pierwszą i podstawową misją biskupa jest zawsze głoszenie Ewangelii. Przecież na Ewangelii budujemy wszystko. Bez Ewangelii będziemy budować instytucje ludzkie, ale niekoniecznie Boże. A tymczasem mamy budować Bożą wspólnotę, która ma fundament ewangeliczny, którym jest miłość Chrystusa. Największe przykazanie, jakie Jezus nam zostawił w Wieczerniku, brzmi: „To jest Moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Nie chodzi tu o miłość jako sentyment, co dziś jest bardzo modne, ale o miłość jako Caritas, o czym mówił papież Benedykt XVI, która jest darem z siebie samego dla drugiego człowieka. Benedykt XVI wskazuje również na znaczenie „eros”, pojmowanej jako istnienie silnej relacji między miłością a boskością, wyrażającą się w budowaniu relacji międzyludzkich, jako wspólnoty zakorzenionej w Chrystusie. Dopóki tego nie zrozumiemy, to nie doświadczymy konsekwencji naszej wiary. I na tym polega istota misji Kościoła i każdego biskupa: prowadzenie ludzi do Chrystusa, dawanie ludziom możliwości zbliżenia się do Niego, a potem to już Chrystus w nas działa. To On przemienia serca i napełnia nasze życie swoją obecnością, i nami kieruje, jeśli poddamy się Jego woli. Z tej podstawowej misji wynikają wszystkie inne zadania biskupa.

KAI: Czy w związku z tym Ksiądz Arcybiskup zamierza zmienić styl zarządzania diecezją, który za jego poprzednika Biskupa-Generała określany był jako „typowo wojskowy”? W jakim kierunku?

- Oczywiście. To jest normalne, że każdy biskup jest inny i „po swojemu” zarządza diecezją, zgodnie zresztą z doświadczeniem, osobistymi predyspozycjami, czy też formacją. Ja zawsze staram się dialogować z ludźmi. Wszystkie trudne sprawy staram się rozwiązywać w oparciu o zasadę dialogu. Sądzę, że jest to najlepsza metoda, nawet w sprawach najtrudniejszych. Jest rzeczą całkowicie zrozumiałą, że mój sposób bycia i zarządzania będzie inny od abp. Sławoja Leszka Głódzia, czy wcześniej także abp. Tadeusza Gocłowskiego.

KAI: A jak Ksiądz Arcybiskup odczytuje ogłoszony 29 marca komunikat Nuncjatury Apostolskiej nt. abp. Sławoja Leszka Głódzia? A jak powinniśmy go czytać jako wierni?

- Komunikat Nuncjatury przyjąłem jako decyzję Stolicy Apostolskiej, która zna dokładnie całą historię, bowiem wcześniej przeprowadziła odpowiednie konsultacje. Trudno jest mi cokolwiek mówić w sprawie, o której dotychczas dowiadywałem się tylko z mediów.

KAI: Archidiecezja Gdańska ma charakter w dużej mierze wielkomiejski, będzie to kontakt z inteligencją, a także często z ludźmi niewierzącymi czy poszukującymi. Jakie formy ewangelizacji mogą być najbardziej odpowiednie w tym kontekście?

- Formy ewangelizacji będziemy tutaj wspólnie planować. W archidiecezji gdańskiej jest bardzo wiele wspólnot czy ruchów oraz stowarzyszeń katolickich, gdzie zaangażowanych jest wielu świeckich. W każdej parafii jest po kilkanaście czy nawet po kilkadziesiąt takich grup, nawet więcej niż w Białymstoku.

Warto będzie stworzyć wspólną platformę liderów tych środowisk, abyśmy wspólnie mogli zastanawiać się i rozeznawać jak przepowiadać Ewangelię w takiej społeczności jaką dziś stanowi Pomorze Gdańskie. Ważną rolę powinny w tym spełniać także rady duszpasterskie, które - mam nadzieję - istnieją tu w każdej parafii, a także na poziomie archidiecezji. Z pewnością będzie można je bardziej zdynamizować. Jestem przekonany, że liczne ruchy czy zrzeszenia katolickie stanowią olbrzymie bogactwo Kościoła, wspomagając go w dziele ewangelizacji. Trzeba dać im nowy impuls, aby ludzie ci poczuli się bardziej odpowiedzialni za Kościół i za to, co robią. Potrzebna jest też dobra współpraca poszczególnych ruchów i stowarzyszeń, aby nikt nie ograniczał swej działalności do „własnego podwórka”.

KAI: Dostrzega Ksiądz Arcybiskup dużą rolę świeckich w apostolskiej misji Kościoła?

- To jest dziś fundament, tym bardziej, że jest coraz mniej powołań kapłańskich czy zakonnych. Św. Wincenty Pallotti, mój duchowy mistrz, gdyż należę do założonego przezeń zgromadzania, kładł silny nacisk na współpracę ze świeckimi. Taką właśnie formację otrzymałem. Docenienie roli świeckich wynika też z mojego osobistego doświadczenia. Bowiem kiedy pracując w Watykanie jeździłem po świecie, zobaczyłem jak wiele naszych nieco klerykalnych stereotypów czy schematów myślenia należy zmienić, z dostosowaniem do dzisiejszych czasów. Trzeba też szukać nowych form duszpasterzowania, i to będziemy w Gdańsku wspólnie robić.

KAI: Co konkretnie należy w Kościele w Polsce zreformować w nawiązaniu do hasła „nawrócenia duszpasterskiego”, które jest lejtmotywem obecnego pontyfikatu?

- Kiedy papież Franciszek mówi o nawróceniu duszpasterskim, z jednej strony odnosi to do struktur Kościoła, które muszą stać się bardziej otwartymi i „wychodzącymi”, a z drugiej odnosi to do indywidualnej odpowiedzialności wierzących. Ostrzega przed „katolikami kanapowymi”, bo nie jest to wiara na dzisiejsze czasy. Wzywa też do silnego zaangażowania w wymiarze społecznym. Daje cały szereg jasnych wskazówek, które koniecznie u nas w Polsce trzeba realizować. Ważna jest też jego wizja Kościoła jako „szpitala polowego” dla ludzi pokiereszowanych, zranionych, itd. To wszystko prowadzi ku temu, aby Kościół stawał się coraz bardziej dynamiczny i misyjny, do wizji Kościoła, który szuka ludzi zagubionych, a nie tylko czeka aż przyjdą, ale nieustanie ku nim wychodzi.

KAI: Apeluje o Kościół, który wychodzi na „peryferie” dzisiejszego świata. Bo nawet w Polsce ludzi zagubionych jest coraz więcej…

- Jest ich coraz więcej, gdyż czasy są bardzo trudne. Kiedyś żyliśmy w świecie prawd niezmiennych, a dziś wszystko się relatywizuje. Zygmunt Bauman kiedyś powiedział, że żyjemy dziś w „kulturze płynnej”. Jeśli ludzie tracą stałe punkty odniesienia - związane z wiarą, z Kościołem, z kapłanami, a także z prawdami obiektywnymi - to ich życie staje się coraz trudniejsze. Dlatego tych ludzi trzeba szukać.

Możemy do tego wykorzystać także wielki areopag mediów, jaki oferuje dzisiejszy świat. A media są fantastycznym narzędziem z jakiego Kościół dziś może korzystać. Poprzez środki społecznego przekazu możemy dotrzeć do wielu ludzi, do których nigdy byśmy nie dotarli. Myślę o tych, którzy nie są już związani z Kościołem, a może i stracili wiarę. A dobre słowo czy zachęta, jeśli trafi na podatny grunt, to jak ewangeliczne ziarno, może zakiełkować.

KAI: Polska dziś jest wewnętrznie podzielona i towarzyszy temu taki poziom negatywnych emocji, z jakim od dawna nie mieliśmy do czynienia. Tymczasem Ksiądz Arcybiskup mówi w jednej z niedawnych swych wypowiedzi: „Chcemy jednej wielkiej wspólnoty, wspólnoty ludzi szanujących się. Wspólnoty ludzi, którzy choć mają różne spojrzenia na rzeczywistość i różne zdania, to potrafią uszanować drugiego człowieka”. Jak do tego doprowadzić i jaką rolę może odegrać Kościół w tej dziedzinie?

- Budowanie wspólnoty jest to wymóg nie tylko z punktu widzenia chrześcijańskiego, ale i czysto ludzkiego. W każdym z nas jest przecież jakieś pragnienie dobra, chęć porozumienia się z drugim człowiekiem, nawiązania głębszych, międzyosobowych relacji.

Dlaczego w polskim społeczeństwie są tak głębokie podziały? Dlatego, że podkreślamy przede wszystkim zło w drugim człowieku. Owszem, zło potrafi się doskonale reklamować, a dobro jest ciche. Ale my musimy pracować, żeby każdy człowiek potrafił dostrzec w sobie dobro i potrafił to dobro wyrazić. Tymczasem wobec otaczającego nas krzykliwego zła, nawet nie jesteśmy w stanie mówić o dobru. Musimy więc umieć dobro dostrzec w każdym człowieku, niezależnie od jego światopoglądu czy opcji politycznej. Zauważyć, że to, co nas łączy jest o wiele ważniejsze, od tego, co nas dzieli.

Z kolei duszpasterstwo prowadzone przez Kościół, w różnych jego formach, powinno być zawsze próbą tworzenia wspólnoty, także w wymiarze społecznym i narodowym. To nie znaczy, że mamy jednakowo mówić i jednakowo myśleć. Każdy jest istotą ludzka jedyną w swoim rodzaju, a Pan Bóg jest na tyle kreatywny, że każdego stwarza innym. Ale to nas nie powinno dzielić czy prowadzić do niechęci, ale dzięki tej różnorodności jesteśmy komplementarni i możemy wspólnie zbudować jakieś dobro.

KAI: Także Gdańsk i Trójmiasto jest miejscem wielkiej różnorodności, w tym i politycznej. Kilkaset metrów od katedry oliwskiej mieszka Lech Wałęsa, Gdańsk jest też matecznikiem Platformy Obywatelskiej. Rozumiem, że Ksiądz Arcybiskup będzie otwarty na dialog z tymi wszystkimi środowiskami?

- Nigdy nikomu drogi czy drzwi nie zamykałem. Zawsze próbuję rozmawiać. Bywa, że pewne sytuacje nas oddalają, ale wtedy tym bardziej powinniśmy próbować nawiązać rozmowę i dać możliwość drugiemu przedstawienia swego punktu widzenia.

KAI: Podczas ingresu przed katedrą manifestowali aktywiści ruchów LGBT. Co by im powiedział Ksiądz Arcybiskup?

- Przede wszystkim życzę im dobra jako ludziom, żeby nie czuli się odrzucani, bo Kościół ich nie odrzuca. Kościół jest otwarty także na osoby LGBT, ale czy skorzystają z tego, zależy od nich samych. Czym innym jest ideologia bądź określony program, z którym można polemizować, a czym innym osoba, której zawsze należy się szacunek. Każdy człowiek jest Bożym stworzeniem i każdy ma prawo do szacunku. Drzwi Kościoła są szeroko otwarte a Pan Jezus umarł za wszystkich.

KAI: Ksiądz Arcybiskup w ramach Konferencji Episkopatu jest m. in. członkiem Kościelnej Komisji Konkordatowej. Wiemy, że model „Konstytucyjno-Konkordatowy” wprowadzony w Polsce w latach 90-tych, jest jednym z najlepszych w Europie modeli funkcjonowania Kościoła w przestrzeni publicznej i w relacjach z państwem. Tymczasem pojawiają się liczne głosy dezawuujące ten model i żądające jego zmiany. Co na to Ksiądz Arcybiskup?

- Jest to model wypracowany na początku wolnej Rzeczypospolitej i zgadzam się z tym, że jest to dobry model. Opiera się on na zasadzie wzajemnego respektu, ale i autonomii i niezależności Kościoła i państwa. Także wyraźnej autonomii Kościoła i świata polityki. A to, że czasem dochodzi do bliższych relacji, wynika to pewnie z polskiej tradycji, wzajemnego zapraszania się. Ale nie oznacza to żadnego „sojuszu ołtarza z tronem”. Warto ten model ocalić, gdyż inaczej będzie nam grozić wroga separacja, będąca spuścizną rewolucji francuskiej. A wówczas prawo do wolności religijnej może być zagrożone.

Ponadto warto podkreślić, że model ten został wypracowany przez środowiska nie koniecznie związane z Kościołem. A skoro politycy ci widzieli, że jest do dobre rozwiązanie, to nie z sympatii dla Kościoła, ale przyjęli go w interesie polskiego państwa i całego społeczeństwa.

KAI: Wierni chcą lepiej poznać nowego pasterza: Proszę o kilka słów o źródłach swego powołania, tym bardziej, że tą sama drogą poszedł brat, a i siostra jest w zakonie? Skąd ten fenomen, gdzie są jego źródła?

- W naszej rodzinie panował silny klimat wiary. Oboje rodzice dużo się modlili, a Mama nawet, aby któryś z synów poszedł do seminarium bądź do zakonu.

KAI: I modlitwa ta została wysłuchana w 300 procentach…

- Najpierw siostra poszła do klasztoru, później ja odkryłem swe powołanie. Wreszcie młodszy brat. Brat dziś jest proboszczem w Otwocku pod Warszawą, a siostra w zgromadzeniu sióstr elżbietanek cieszyńskich w Miodku nieopodal Tarnowskich Gór.

KAI: A jaki był ten decydujący moment, odkrycia powołania, w życiu Księdza Arcybiskupa?

- Kiedy byłem jeszcze w szkole podstawowej, pewien misjonarz u nas w parafii głosił rekolekcje i mówił o powołaniu. Zapytałem go, co trzeba zrobić, żeby pójść do seminarium. Żartobliwie spojrzał na mnie i powiedział: skończ najpierw szkołę podstawową, później średnią i potem pójdziesz do seminarium. Tak mi to przez kilka lat chodziło po głowie, że kiedy kończyłem szkołę podstawową, to zgłosiłem się do mojego proboszcza ks. Jana Nowobilskiego, skądinąd bardzo świątobliwego kapłana, i powiedziałem mu o tym pragnieniu. Ucieszył się i pokierował dalej. Wyglądało to w ten sposób, że jeden list na mój temat napisał do bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej a drugi do pallotynów w Warszawie. Powiedział mi: tam pójdziesz, skąd przyjdzie pierwsza odpowiedź. Pierwsi odpowiedzieli pallotyni. Podjąłem więc kontakt z pallotynami. Uczęszczałem więc do liceum ogólnokształcącego i na spotkania formacyjne w duchu charyzmatu pallotyńskiego. Następny krok, to pallotyńskie seminarium. A kiedy później zapytałem go dlaczego akurat napisał pod te adresy, wyjaśnił, że jego wujkiem był ks. Józef Stanek, pallotyn, zamordowany przez Niemców kapelan Powstania Warszawskiego, dziś błogosławiony. Czuł do niego ogromny szacunek i bardzo też cenił pallotynów.

KAI: A skąd zainteresowania misyjne, które tak wpłynęły na dalszy życiorys Księdza Arcybiskupa?

- Po święceniach kapłańskich trafiłem najpierw na parafię w Warszawie, a potem do Sekretariatu Misyjnego księży pallotynów w Ząbkach pod Warszawą. Kierował nim wówczas bardzo wybitny kapłan i misjonarz ks. Stanisław Kuraciński. Tam poznałem wielu misjonarzy, tam też głosiłem rekolekcje misyjne dla młodzieży. Wcześniej miałem zajęcia z misjologii w seminarium w Ołtarzewie. W pewnym momencie potrzeba było nowego wykładowcy misjologii w seminarium. W tym celu, jako młody pallotyn z doświadczeniem w sekretariacie misyjnym, zostałem wysłany na studia misjologii do Rzymu na Uniwersytet Gregoriański. A po ich skończeniu zaproponowano mi pracę w Kongregacji.

KAI: Przez 27 lat pracował Ksiądz w Kongregacji Ewangelizacji Narodów, która jest podstawową strukturą misyjną Kościoła, zarządzającą – jak się mówi – jedną trzecia katolickiego świata. Na czym ta rola polegała, i co temu okresowi życia Ksiądz zawdzięcza? Jakie doświadczenia stamtąd przywozi do Polski i do Gdańska?

- Rozpocząłem pracę w Kongregacji po 3-miesięcznej podróży misyjnej po Afryce. Jako pracownik Kongregacji dostałem pod opiekę ileś terytoriów misyjnych. Każdy z pracowników miał pod opieką około stu diecezji misyjnych i wszystkie materiały z danego terytorium przychodziły do niego. Trzeba było je analizować, przygotowywać propozycje konkretnych rozwiązań czy wnosić na tzw. kongresy Kongregacji, które odbywały się w każdy piątek i gdzie podejmowane były najistotniejsze decyzje. W ślad za tym przygotowywało się propozycje odpowiedzi. Z każdym rokiem zakres mojej odpowiedzialności zwiększał się, w pewnym momencie zostałem kierownikiem biura, a potem podsekretarzem koordynującym pracę pracowników w Kongregacji.

KAI: W jakich krajach misyjnych Ksiądz Arcybiskup się specjalizował?

- W Kongregacji Ewangelizacji Narodów jest taka metoda pracy, że poszczególni jej pracownicy nie zacieśniają się do jakiejś jednej, małej strefy geograficznej, ale co jakiś wymieniają się zakresem obowiązków, tak aby lepiej poznać problemy w różnych częściach świata. Zajmowałem się więc różnymi terytoriami. W większości była to Afryka, a potem Antyle i Ameryka Łacińska.

KAI: Poznał więc Ksiądz Arcybiskup wielką pracę misyjną dzisiejszego Kościoła. Jakie doświadczenia przywiózł stamtąd do Polski? Które z nich można implantować do rzeczywistości Kościoła w Polsce?

- Bardzo ważne były dla mnie liczne podróże do krajów misyjnych, dające możliwość bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością Kościoła na misjach. Podstawowym doświadczeniem z jakim się spotkałem, jest otwartość Kościoła na lokalne różnorodności i na dialog z różnymi kulturami. Pokazuje to, że dla każdego – niezależnie z jakiego kontekstu kulturowego pochodzi - w Kościele jest miejsce. Na początku pracy w Kongregacji patrzyłem na Kościół z polskiego punktu widzenia. Po pewnym czasie dostrzegłem, że Kościół może być zupełnie inny niż u nas. Kościół przecież, na każdym terenie wiąże się z lokalną historią i kulturą. Przenika daną kulturę przesłaniem Ewangelii, a z drugiej strony bierze z tej kultury, to co jest w niej dobre.

Weźmy chociażby Europę środkową, która jest bardzo zróżnicowana, mimo, że jest niewielkim terytorium. W Polsce Kościół ma specyfikę, do której jesteśmy przywiązani, ale w sąsiednich Czechach Kościół jest zupełnie inny, a jeszcze inny na Słowacji, na Białorusi, Litwie czy w Niemczech. W każdej rzeczywistości kulturowo-społecznej Kościół się zakorzenia, a przy tym nie traci swej uniwersalnej tożsamości. Te doświadczenia umacniają mnie w przekonaniu, że jeśli nie będziemy się zamykać, ale otworzymy się na tę różnorodność, to otwierają się nowe perspektywy. To doświadczenie, potrzeby szerokiego spojrzenia i korzystania z doświadczeń innych Kościołów lokalnych, chciałbym wnosić w przestrzeń polskiego katolicyzmu.

KAI: Biorąc pod uwagę te wszystkie doświadczenia, jak postrzega Ksiądz Arcybiskup przyszłość Kościoła w Polsce, gdyż wszyscy zdajemy sobie sprawę, że żyjemy w sytuacji jakiegoś niebezpiecznego przełomu?

- Jest to moment wielkiej próby dla Kościoła w Polsce. Mówi się, że ludzie odchodzą, że są apostazje, że zmniejsza się frekwencja młodzieży na religii. To wszystko prawda. Może należałoby zapytać tych, którzy odchodzą, czy faktycznie byli w Kościele. Możliwe, że zostali skaleczeni przez takie czy inne wydarzenia bądź przez naszą postawę. Jest to proces zmiany mentalności, który się dokonuje w Polsce. 10 czy 20 lat temu była inna rzeczywistość. Dziś mamy inne warunki i ten Kościół dojrzewa, i musi się zmieniać, odpowiadając na te niełatwe wyzwania.

Cechą charakterystyczną dnia dzisiejszego, jest fakt, że zauważamy znacznie więcej zła w łonie samej wspólnoty Kościoła, czego nie do końca byliśmy dotąd świadomi. Dziś świadomość tego się zmienia, i bardzo dobrze, gdyż wiemy, iż zło trzeba napiętnować, że trzeba je wyeliminować. Jest ono skazą na Kościele i z tego powodu cierpi cała wspólnota. A zło jest nie do pogodzenia ani z wiarą, ani z miłością, ani z krzyżem Jezusa Chrystusa, ani z naszym powołaniem. Są to rzeczy, nad którymi trzeba czuwać i usuwać je z kościelnego życia.

KAI: Benedykt XVI ostrzegał, że te „brudy” jakie są w Kościele mogą przyćmić blask Ewangelii.

- Z pewnością. Podziwiam tych wiernych, którzy nie tracą nadziei i podtrzymują mocną wiarę, pomimo takich czy innych gorszących sytuacji.

KAI: Na ostatnim zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski pojawił się pomysł kolejnego Synodu Plenarnego, jako miejsca pogłębionej dyskusji o problemach i misji Kościoła dziś, a także niezbędnych decyzji. Co sądzi o tym Ksiądz Arcybiskup?

- Faktycznie pojawiła się taka propozycja. Uważam, że jest to bardzo dobry pomysł. W dzisiejszych czasach powinniśmy na Kościół spojrzeć z nieco innej perspektywy i myślę, że zjawiska, które widzimy i które obserwujemy - powinny nas do tego zachęcać. Jest to, moim zdaniem, dobra okazja i właściwy moment, aby taki synod zwołać. Mogłaby to być szeroka i dobra dyskusja, która dałaby możliwość bardziej pogłębionego i szerszego spojrzenia na Kościół w perspektywie aktualnych wyzwań. Byłaby to też okazja do uświadomienia szerszym kręgom wiernych ich odpowiedzialności.

Rozmawiał Marcin Przeciszewski

Marcin Przeciszewski (KAI) / Gdańsk

« 1 »

reklama

reklama

reklama