Wypromowanie ogólnopolskiego telefonu zaufania oraz budowa na terenie całego kraju systemu pomocy dla kobiet w nieplanowanej ciąży – takie podstawowe cele stawia sobie nowopowstające stowarzyszenie „Dwie Kreski”.
– Ruch pro-life w Polsce skupiony jest na informowaniu, czym jest aborcja i działaniach na rzecz właściwego ustawodawstwa w tej kwestii. Brakuje natomiast systemowego, obecnego w społecznej świadomości, wsparcia dla kobiet w nieplanowanej ciąży, będącego realną alternatywą dla dokonania aborcji – twierdzą członkowie stowarzyszenia.
- Gdy w wyszukiwarkę Google wpisze się hasło „niechciana ciąża” łatwo znaleźć konkretne propozycje rozwiązania w postaci aborcji. W gruncie rzeczy brakuje alternatywy. Kobieta w trudnej sytuacji, bez wsparcia partnera i rodziny, narażona na społeczny ostracyzm, może nie widzieć rozwiązania, co innego mogłaby w zasadzie zrobić. Wydaje się, że do społecznej świadomości przebiło się istnienie „Okien życia”. Ale między testem ciążowym a „Oknem życia” jest kilka długich, bardzo trudnych miesięcy – mówi Paweł Woliński, jeden z członków stowarzyszenia „Dwie kreski”. – Doszliśmy do wniosku, że w tym zakresie brakuje ogólnopolskich systemowych rozwiązań, które obecne by były w świadomości i wyobraźni publicznej i że jest to luka, którą ze strony ruchu pro – life w Polsce koniecznie trzeba zapełnić – wyjaśnia.
Stowarzyszenie „Dwie Kreski” formalnie istnieje od października 2018 r. Jest to organizacja nastawiona na wszelką pomoc kobietom w ciąży, poza – o czym jasno informuje – aborcją. Stowarzyszenie nie ma charakteru religijnego. Gromadzi wielu katolików, dla których motywacją jest wiara ale również osoby niewierzące i innych wyznań. Podejmuje współpracę z szeregiem instytucji, zarówno o charakterze świeckim jak i religijnym. Obecnie trwa proces przekształcania stowarzyszenia ze zwykłego w rejestrowe.
Dzieła już ogólnopolski telefon zaufania: 533 312 112. Numer odbierany jest codziennie w godzinach od 18 do 23. Pomocy szukać można również poprzez mail i czat dostępny na stronie www.dwiekreski.pl.
Jak informuje Agata Erkiert, przewodnicząca stowarzyszenia ”Dwie Kreski”, związanych jest z nim ok. 500 osób. Kilkadziesiąt osób angażuje się też w różnych miejscach Polski na rzecz tworzenia środowisk i wspólnot, które mogą w wymiarze lokalnym oferować wsparcie kobietom, dla których ciąża jest problemem. Jest też ok. 50 – osobowa grupa wolontariuszy dyżurujących przy telefonie.
-Ten telefon dzwoni z coraz większą częstotliwością. Konkretna pomoc udzielana jest co najmniej kilku kobietom w miesiącu. Rozmowa czasem kończy się rzuceniem słuchawką, a czasem gorącym podziękowaniem, zapewnieniem, że ten telefon bardzo pomógł. Czy ta rozmowa rzeczywiście pomogła, była pozytywnym impulsem? – mamy nadzieję, że tak ale tak naprawdę nie wiemy, jak kończą się wszystkie takie historie jednorazowego kontaktu – mówi Agata Erkiert.
Paweł Woliński zwraca uwagę, że ta anonimowość jest właśnie bardzo potrzebna. – Rozmawiamy w pełnej poufności. Po tym telefonie ani my, ani nikt inny nie dowie się kim jest osoba, która do nas dzwoni i w jakiej jest sytuacji. Nawet jeżeli po rozmowie z nami kobieta zdecyduje się dokonać aborcji, nie musi się obawiać, że będziemy mogli ją w jakikolwiek sposób zidentyfikować. Jeśli chcemy pomagać osobom, które się wahają, musimy mieć świadomość, że ktoś, kto nosi się z zamiarem aborcji niekoniecznie rozumuje w kategoriach „jestem matką a to jest dziecko”. Ta świadomość może przyjść później, czasami po latach, a może też nie przyjść nigdy. W tym pierwszym kontakcie poczucie anonimowości, możliwości wycofania się, nieprzyjęcia pomocy daje nam istotną przewagę nad wyspecjalizowanymi instytucjami prowadzonymi przez państwo lub Kościół, które są ale nie do końca spełniają swoją role, zwłaszcza wobec osób, które się wahają. Zgłoszenie się do domu samotnej matki czy jakiegoś ośrodka pomocy tworzy już pewną sytuację nieodwracalną - zwykle wiąże się z podaniem danych, PESEL, rejestracją w NFZ jako kobieta w ciąży itp. Kontakt z nami tego nie wymaga – podkreśla Paweł Woliński.
Jak zaznacza, w wielu domach dla samotnych matek wcale nie ma tłoku. – Wiele kobiet tam nie trafia. I trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak jest. Działa infrastruktura, która mogłaby takim kobietom pomóc ale tak się dzieje, że one do tych miejsc nie docierają. Bo nie wierzę, że takich kobiet potrzebujących pomocy nie ma. Na czym polega ta luka w systemie? Być może odpowiedzią jest zaistnienie w powszechnej świadomości takiego anonimowego telefonu życia i zaproponowanie formuły pomocy mniej zinstytucjonalizowanej.
Kobiety, które decydują się na skorzystanie z pomocy Stowarzyszenia są w bardzo różnych sytuacjach. – W zależności od tego, gdzie dana osoba mieszka, czy potrzebuje dachu nad głową, czy rozważa wychowywanie dziecka, czy chciałaby od razu oddać je do adopcji, czy może pozostać w swoim lokalnym środowisku, czy też wolałaby je zmienić, by uniknąć stygmatyzacji, możemy proponować jej taką czy inną pomoc – stwierdza Paweł Woliński. Jak zaznacza, misją stowarzyszenia „Dwie Kreski” nie jest tworzenie na nowo infrastruktury pomocowej lecz raczej kierowanie potrzebujących do miejsc już istniejących, wyspecjalizowanych w takiej pomocy, czy wskazanie oparcia w istniejących lokalnie małych wspólnotach wolontariuszy, którzy są gotowi nieść pomoc i wsparcie kobietom.
Ważne jest przy tym, by stowarzyszenie miało właśnie wymiar lokalny, po to, by każda kobieta mogła w swojej okolicy znaleźć ludzi gotowych wesprzeć, pomóc, pokierować a może nawet przyjąć pod swój dach. Jak wyjaśnia Paweł Woliński, po pierwszym telefonicznym kontakcie, o ile kobieta zdecydowałaby się skorzystać z pomocy, kontakt z nią nawiązać może taka lokalna grupa, która po rozpoznaniu konkretnych potrzeb, jest w stanie je zaspokoić – czy to poprzez wsparcie materialne, czy duchowe, czy poprzez skierowanie do odpowiednich specjalistów lub instytucji, czy wreszcie pośrednictwo w kontaktach z ośrodkiem adopcyjnym. Kobieta mogłaby takie wsparcie uzyskać w swoim własnym otoczeniu. Jeśliby zaś, przeciwnie, chciała na czas ciąży wyrwać się ze swego środowiska, po to, by ukryć informację o dziecku, lokalna wspólnota we współpracy z innymi wspólnotami na terenie całego kraju mogłaby zapewnić jej bezpieczny pobyt na czas ciąży nawet na drugim końcu Polski.
- Chodzi o dach nad głową, utrzymanie, pracę, załatwienie wszystkich formalności związanych z adopcją. Tak, by kobieta wychodząc ze szpitala po porodzie i wracając do swojej rodzinnej miejscowości, pozostała z tą bolesną tajemnicą sama ze sobą. Tak, by nikt na miejscu o nic jej nie oskarżał, by nie chodziła z piętnem wyrodnej matki, co oddała dziecko, by nie było żadnego lokalnego ostracyzmu. Ten aspekt jest czasami najważniejszy, wręcz decydujący. W naprawdę wielu przypadkach, gdyby ktoś do kobiet w takiej sytuacji wyciągnął rękę, dałoby się uniknąć wielu aborcji – twierdzi Paweł Woliński.
Jego zdaniem w tego rodzaju wolontariacie potrzebne jest szczególne zaangażowanie kobiet. Otwiera się w wielu wypadkach też szeroka przestrzeń do działania dla zakonów żeńskich. – Wydaje się, ze w naturalny sposób mogłyby one służyć pewną siecią wsparcia – zaznacza.
-Warto podkreślić, że my nie tworzymy żadnej oryginalnej koncepcji. Tak to działa w innych krajach, m.in. w USA: informacja na temat pomocy a następnie dystrybucja tej pomocy. Cały ruch pro – life stoi tam niejako na dwóch nogach. Pierwsza to pokazywanie prawdy o aborcji poprzez m.in. wystawy oraz działania na rzecz prawnej ochrony nienarodzonych. Druga to oferowanie pomocy bez potępiania czy oceniania- pomocy materialnej ale także modlitwy. Te „dwie nogi” są potrzebne. Niektórzy twierdzą, że najważniejsze jest prawo i że dzięki odpowiedniej prawnej ochronie życia, aborcja stopniowo przestanie być problemem. Wydaje się jednak, że prawo nie wystarcza. Pokazuje to przykład Irlandii – tam było prawo całkowicie chroniące życie dziecka, lepsze niż w Polsce. Ale to nie zadziałało… - mówi Paweł Woliński.
- Możemy zresztą zadać sobie pytanie, dlaczego przez 30 lat pracy ruch pro – life w Polsce skupił się w zasadzie na jednym rodzaju aktywności – działaniach na rzecz odpowiedniego prawa chroniącego nienarodzonych poprzez kampanie, wystawy, banery, pikiety przed szpitalami itp. Dlaczego w wystarczający sposób nie rozwinął się obszar pomocowy? W Polsce tego rodzaju działalność prowadzi zaledwie kilka ośrodków, m.in. ks. Kancelarczyk z Bractwa Małych Stópek czy ks. Dzierżanowski w Opolu – zaznacza Paweł Woliński.
W kontekście tworzenia systemowego wsparcia dla kobiet w nieplanowanej ciąży pojawia się też pytanie o działania, które mogłoby lub powinno podjąć państwo. Zdaniem Pawła Wolińskiego przestrzeń do działania dla instytucji publicznych istnieje, choć państwo nie powinno być „zastępczym partnerem” dla kobiety, jak w Szwecji, gdzie w sposób systemowy w istocie zdjęto odpowiedzialność za dzieci z mężczyzn.
Jak informuje Agata Erkiert najbliższe plany stowarzyszenia „Dwie Kreski” to przede wszystkim promocja telefonu zaufania, rozszerzanie godzin jego działania, rekrutowanie i profesjonalne szkolenie kolejnych wolontariuszy oraz zakładanie lokalnych wspólnot.
„Budujemy sieć wolontariuszy w całym kraju. Szukamy osób, które są gotowe udzielić wsparcia potrzebującej kobiecie – bez potępiania, czy krytykowania. Przygotowujemy warsztaty dla wolontariuszy telefonu zaufania oraz osób, które chcą pomagać kobietom bezpośrednio - w swojej miejscowości. Staramy się odpowiadać na potrzeby, jakie ma kobieta, dlatego szukamy specjalistów (psychologów, lekarzy, prawników, mediatorów, doradców laktacyjnych), a także ludzi dobrej woli, którzy chcą podzielić się swoim czasem, wspomóc materialnie” – czytamy na stronie dwiekreski.pl.
Znaleźć można tam wszystkie informacje, jak dołączyć do stowarzyszenia oraz jak można je wesprzeć.
maj / Warszawa