Bezzasadny atak na Papieża Polaka. Watykański raport o McCarricku okiem prawnika

Raport o byłym kard. McCarricku nie daje żadnych podstaw do atakowania św. Jana Pawła II – pisze na łamach portalu teologiapolityczna.pl ks. Franciszek Longchamps de Bérier, profesor nauk prawnych. Dzieje McCarricka to historia oszusta, dbającego o zachowanie wszelkich pozorów poprawności.

W tekście napisanym specjalnie dla Teologii Politycznej, ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier wyjaśnia, że nie ma żadnych podstaw do atakowania osoby św. Jana Pawła II. Z watykańskiego raportu wyciąga słowa, padające z ust samego papieża Franciszka: „Jan Paweł II był człowiekiem tak rygorystycznym moralnie, o takiej prawości moralnej, że nigdy nie pozwoliłby na awans skorumpowanej kandydatury”. Należy pamiętać, że raport ogłoszony 10 listopada 2020 r. przez Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej, pełniący funkcję rządu zajmującego się sprawami doczesnymi Kościoła, dotyczy byłego kardynała Theodore’a McCarricka, a nie św. Jana Pawła II. Jednak w obliczu ataków na Papieża Polaka, nie można pozostać obojętnym. „Zaskakuje szczegółowość tego bezprecedensowego dokumentu oficjalnego najwyższej rangi, w którym przedstawiono całe życie, od 1930 r. aż do 2017 r., człowieka niesłychanie w świecie wpływowego i znanego. Ponieważ raport dotyczy pamięci instytucjonalnej oraz procesu podejmowania decyzji przez podmiot prawa międzynarodowego i aparat kierujący Kościołem powszechnym, warto spojrzeć na raport okiem prawnika. Trzeba to uczynić z perspektywy praworządności, gdyż pojawiają się próby formułowania na jego podstawie oskarżeń przeciwko konkretnym osobom: nieżyjącym i żyjącym, w tym przeciw papieżowi Janowi Pawłowi II i Stanisławowi kardynałowi Dziwiszowi” – podkreśla ks. prof. Longchamps de Bérier.

Brak podstaw do krytyki św. Jana Pawła II

McCarrick wspinał się umiejętnie po schodach „kościelnej kariery” w trakcie pontyfikatu św. Jana Pawła II, co dla wielu stało się okazją do ataku na papieża. Ks. prof. Longchamps de Bérier, pracujący na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie ma jednak wątpliwości, że watykański raport nie daje żadnych podstaw do jakiejkolwiek krytyki św. Jana Pawła II. Co więcej, analizując raport okiem prawnika, nie widzi w nim żadnych informacji, które miałyby wykazać winę kard. Stanisława Dziwisza. „Oskarżenia okazują się mało wiarygodne najpierw dlatego, że dokument jest analizą tego, o czym świadectwo dają odnotowane działania instytucji Kościoła katolickiego. Chodzi w nim o ustalenie wiedzy co do faktów na danych etapach postępowań o mianowanie (1977, 1981, 1986, 2000, 2005) oraz sposobu decydowania, zwłaszcza w kluczowych i najtrudniejszych momentach i zagadnieniach – na podstawie tej wiedzy lub ewentualnie wbrew zdobytym informacjom. Tak więc poza zakresem raportu znajdują się przynajmniej dwie złożone kwestie, dawno już rozstrzygnięte” – pisze ksiądz profesor, przypominając, że McCarrika spotkały już kościelne kary. „Będący biskupem członek kolegium purpuratów został przeniesiony do stanu świeckiego. Mówiąc językiem wojskowym, został hańbiąco zdegradowany z czterogwiazdkowego generała do szeregowca trzymanego w odosobnieniu” – podkreśla.

„Poza obszarem jakiegokolwiek rażenia raportu pozostaje kwestia orzeczenia o świętości papieża Jana Pawła II i jej ogłoszenia najpierw w postaci beatyfikacji przez papieża Benedykta XVI, a potem kanonizacji przez papieża Franciszka. Obie dokonały się na podstawie długich i szczegółowych postępowań, poprowadzonych ostatecznie przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych. Uważna lektura raportu uzmysłowi każdemu, że nie daje on żadnego punktu zaczepienia podważaniu procesów beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego ani nawet nie rzuca cienia na prawidłowość ich przeprowadzenia bądź wiarygodność wyników” – pisze na „Teologii Politycznej” ks. prof.  Longchamps de Bérier podkreślając jednocześnie, że osoby św. Jana Pawła II i kard. Dziwisza występują w raporcie zaledwie kilka razy. Niektóre media skupiły się jednak głównie na tych niewielkich fragmentach, dodając do nich jeszcze własną interpretację. Mowa oczywiście o nominacji, która otworzyła McCarrickowi drogę „na szczyt”. Ksiądz prawnik podkreśla, że jakiekolwiek postanowienia dotyczące awansowania McCarrika, zawsze podejmowano w oparciu o wiedzę posiadaną w danym momencie, a wszelkie pojawiające się plotki poddawano dokładnej weryfikacji.

„Kres wszystkiemu przyniosło w 2017 r. wiarygodne oskarżenie o molestowanie seksualne nieletniego. Doszło do niego na początku lat siedemdziesiątych, a więc przed sakrą biskupią w 1977 r. Wszelako były to czasy decydujące: był już brany pod uwagę do biskupstwa w 1968 i 1972 r. Od tamtych lat kolejne funkcje kościelne wypełniał wzorcowo. Dbał o powołania i miał w tym zakresie sukcesy: liczba kleryków w seminariach wzrastała. Zawsze niestrudzony, zdolny, błyskotliwy, sympatyczny i pracowity; geniusz w pozyskiwaniu funduszy i w organizacji przedsięwzięć. Cieszył się świetną opinię u innych biskupów. Dopiero od 2017 r. ludzie poczuli się ośmieleni. Zaczęły spływać dowody, które pokazały wytworzoną przez Theoodore’a McCarricka kulturę zastraszania zbudowaną dla osiągania osobistych celów. Swoisty geniusz okazał się zakładnikiem nieuporządkowanej seksualności, która nie tyle doprowadziła do upadku wpływowego hierarchy – nadal obieżyświat był już wtedy na głębokiej emeryturze – lecz przekreślenia dorobku całego życia” – czytamy na stronie „Teologii Politycznej”.

Co sprawiło, że McCarrick tak długo, i tak dobrze, miał założoną maskę? 

Potrzebni byli świadkowie winy. „Kwestia braku dowodów pozostawała kluczową do 2017 r., a przynajmniej do 2006 r. Wszyscy bowiem w Kościele znają normę, sformułowaną przez św. Pawła w Pierwszym Liście do Tymoteusza, że oto nawet „przeciwko prezbiterowi nie przyjmuj oskarżenia, chyba że na podstawie dwu albo trzech świadków” (5,19). A tu chodziło o biskupa – od 1977 r. Przyjęte w Nowym Przymierzu wymaganie oparcia oskarżenia na świadectwie więcej niż jednej osoby wynikało jeszcze z prawa Starego Testamentu. Wymóg dwóch świadków był elementem nowym dla świata rzymskiego. Prawo rzymskie nie od razu ugięło się pod chrześcijańskim wymogiem więcej niż jednego świadka. Znane powiedzenie: „jeden świadek, żaden świadek” będzie miało sens dopiero po ogłoszeniu tolerancji dla chrześcijan w 313 r. Wymóg oparcia oskarżenia na zgodnych zeznaniach przynajmniej dwóch świadków, podających tę sama przyczynę zarzutów, stanowi starożytny wyraz sceptycyzmu wobec subiektywnego zdania, przekazu pochodzącego z relacji jednego człowieka; to przejaw bezradności wobec, jak to dziś mówimy, słowa przeciwko słowu. Sceptycyzm ten nieobcy jest współczesnej kryminologii jako nauce o przestępstwie i wszystkim chyba naukom penalnym, ale też naukom historycznym o prawie. Dziś podnoszone jest w szczególności to, że fakt, iż ktoś z najszczerszym przekonaniem twierdzi, że z całą pewnością coś widział czy słyszał lub wie, w czymś uczestniczył lub był czegoś świadkiem, nie musi opierać się na kłamstwie. Zdecydowane przekonanie, że zeznaje się „jak było” i „całą prawdę” potrafi wynikać z wielu i różnorodnych czynników, które doprowadziły do nieprawidłowości lub nieświadomej nieprawdziwości wspomnienia. Zatem nie powinno się przyjmować zeznania i na jego podstawie argumentacji prawnej, jeśli pojawiłyby się rozsądne wątpliwości: po pierwsze, co do tego, że co najmniej dwie osoby zgłaszają przełożonemu kościelnemu popełnienie grzechu, a oskarżenia muszą się zgadzać (jak w procesie samego Jezusa Chrystusa); po drugie, co do wiarygodności i spójności zeznań, stanowiących podstawę oskarżenia” – tłumaczy ks. prof.  Longchamps de Bérier.

W watykańskim raporcie i w całej tej smutnej historii, św. Jan Paweł II i kard. Dziwisz pojawiają się zasadniczo tylko dwa razy. „Nie wchodzi w grę kwestia nominacji biskupa pomocniczego Nowego Jorku na ordynariusza diecezji Metuchen w 1981 r. czy uczynienie go następnie arcybiskupem Newark w 1986 r. Badanie w 1977 r. polegało między innymi na rozesłaniu poufnych ankiet do 52 osób. Teraz kandydat już był biskupem, należał do szkieletu hierarchii Kościoła. Kto inny miał się cieszyć zaufaniem? Jednak przy promocji na samodzielne biskupstwo ponownie zbadano nieskazitelność oraz osobiste predyspozycje do pełnienia konkretnych, nowych funkcji. Solidne i typowe sprawdzenie kandydatury przyniosło świetne opinie o osobie, którą uznano za być może trochę zbyt ambitną. Wzorowo zaś spełniona misja organizacji nowej diecezji Metuchen szybko przyniosła promocję na arcybiskupa w Newark w 1986 r. W obu nominacjach nie pojawiła się najmniejsza rysa na kandydaturze. Papieżowi Janowi Pawłowi II przedstawiono do podpisu dokumenty nominacji kandydata, który wszystkim wydał się pierwszorzędny i najwłaściwszy” – podkreśla ksiądz profesor. Św. Jan Paweł II pojawia się w raporcie obok kard. Dziwisza przy 1976 roku, jeszcze jako Karol Wojtyła. „Metropolita krakowski przybywa z wizytą do USA i arcybiskup Nowego Jorku nie jest pewny angielskiego swych gości. Ściąga z obozu młodzieżowego na Wyspach Bahama księdza Theodore’a McCarricka, który włada czterema obcymi językami: hiszpańskim, francuskim, włoskim i niemieckim. W obecności Kardynała z Krakowa pozwala sobie na żart, że musiał przerwać dla niego urlop. Dzięki temu został zapamiętany: podczas pierwszej wizyty biskupa Th. McCarricka w Rzymie papież Jan Paweł II zapytał, czy wtedy udało mu się powrócić na wypoczynek” – pisze ks. Franciszek Longchamps de Bérier.

Dzieje McCarricka to smutna historia oszusta

Druga historia, przedstawiona w raporcie, jest już nieco dłuższa. „Sprawny arcybiskup Newark staje się kandydatem do objęcia archidiecezji chicagowskiej w 1997 r., to znaczy stolicy kardynalskiej. Okazuje się, że chwilę wcześniej był sprawdzany przez służby watykańskie i metropolitę Johna kardynała O’Connora z Nowego Jorku. Chodziło o stosowność wizyty Jana Pawła II w Newark, do której doszło w 1995 r. Nic niepokojącego się nie pojawiło, a spotkanie diecezjan z papieżem okazało się duszpasterskim sukcesem. Kongregacja ds. Biskupów obradując na posiedzeniu plenarnym przy rozważaniu kandydatur na kardynalską stolicę w Chicago dowiaduje się o plotkach i oskarżeniach pojawiających się w związku z osobą Theodore’a McCarricka. Jednak kardynał O’Connor oświadcza, że nic o nich nie wie. Opowiada się przeciwko powołaniu arcybiskupa Newark z innych powodów. Potrzeba tam kogoś, kto lepiej poradzi sobie z powstałą sytuacja i niemałym kryzysem. Zmarły właśnie na raka trzustki metropolita Joseph kardynał Bernardin oskarżany był o molestowanie przez byłego kleryka. W końcu jednoznacznie się okazało, że fałszywie, ale sprawa ciągnęła się długo i nabrała rozgłosu, co wywołało spore zgorszenie i wyrządziło wiele szkód” – pisze ks.  Longchamps de Bérier. McCarrick zaczął być w niedługim czasie brany pod uwagę jako następca kard. O’Connora. Wtedy właśnie kard. O’Connor zasugerował, że krążą pewne plotki na temat  Theodore’a McCarricka. „Nie miał żadnych dowodów, ale dla bezpieczeństwa napisał poufny list o wszystkim. Znalazło się tam jego świadectwo, że chodzi co najwyżej o dawne sprawy, bo o żadnych nowych podejrzanych zachowaniach arcybiskupa Newark nie może być mowy. W tej sytuacji na wyraźne polecenie papieża Jana Pawła II substytut Stolicy Apostolskiej arcybiskup Giovanni Battista Re poprosił o przygotowanie opinii poprzedniego nuncjusza – arcybiskupa Agostino Cacciavillana, który pełnił swoją misję w USA przez osiem lat. Nie znalazł on żadnych podstaw do oskarżeń, natomiast zwrócił uwagę, że Theodore McCarrick nigdy nie miał szansy na nie odpowiedzieć. W tym czasie arcybiskupem Nowego Jorku zostaje kto inny. Papież Jan Paweł II żąda od obecnego nuncjusza Gabriela Montalvo sprawdzenia w USA wszelkich „plotek i pomówień” dotyczących McCarricka” – podkreśla ksiądz profesor.

Nuncjusz Gabriel Montalvo zwrócił się wówczas do czterech biskupów, od lat dobrze znających McCarricka. Trzech z nich słyszało o jakiś plotkach, ale podkreśliło, że nie ma na nie żadnych dowodów. W dodatku czwarty z biskupów napisał długi list, w którym przedstawia McCarricka w bardzo dobrym wręcz świetle. „Nuncjusz podsumowuje dochodzenie pisząc, że wciąż nie trafił na jakiekolwiek dowody; wszystko to plotki i pomówienia” – czytamy na stronie „Teologii Politycznej”. Co więcej, w tym samym czasie, na ręce nuncjusza napływają listy od czterech bardzo znaczących hierarchów Stanów Zjednoczonych, którzy sugerują mianowanie McCarricka na zwalniającą się właśnie inną stolicę kardynalską – Waszyngton. Nie widzą oni niczego, co poza wiekiem McCarrika, miałoby negować tę kandydaturę. Popiera ją również przechodzący na emeryturę stołeczny arcybiskup. „W zestawieniu z jego prośbą wątpliwości Johna O’Connora zaczynają tracić na znaczeniu: powstaje wrażenie, że arcybiskup Nowego Jorku po prostu nie chciał McCarricka na swego następcę” – analizuje ks. Franciszek Longchamps de Bérier.

Następnie całą dokumentacje otrzymuje w Rzymie abp Giovanni Battista Re. Zleca on przygotowanie opinii byłemu nuncjuszowi Agostino Cacciavillanowi, który z kolei twierdzi, iż Montalvo zasugerował się zbyt mocno zdaniem kard. O’Connora, a nie spojrzał na sprawę całościowo. „Ani arcybiskup Cacciavillan, ani arcybiskup Re nie wydają się wątpić w niewinność kandydata, jednak ten ostatni pisząc stanowisko definitywne proponuje nie powierzać McCarrickowi stolicy kardynalskiej z pragmatycznych względów: po to, aby nie stworzyć okazji do podniesienia starych oskarżeń. Nie posłuży to ani Kościołowi, ani kandydatowi. Do tej opinii przyłącza się papież, pisząc odręcznie In voto JPII 8.VII.2000. W ten sposób Jan Paweł II blokuje kandydaturę, której kongregacja ma nie brać pod uwagę przy badaniu, kto mógłby zostać arcybiskupem Waszyngtonu” – pisze ks. prof. Longchamps de Bérier.

„Powołując się na słuchy o istnieniu listu kardynała O’Connora (o istnieniu tego listu nigdy nie został poinformowany, toteż dopytywano się, skąd wiedział, że dotarł on do Stolicy Apostolskiej), Theodore McCarrick postanawia napisać własny list do papieża. Przedstawia to jako akt desperacji: wobec blokady instytucjonalnej spowodowanej decyzją papieża Jana Pawła II, adresuje pismo do osobistego sekretarza – biskupa Stanisława Dziwisza. Odręczny list, bez żadnych poufałości z adresatem, wygląda na gest dramatyczny. Tak też brzmi jego treść. Każdy może przeczytać całość w raporcie: świetnie napisany, dobry kompozycyjnie, unikający prostej obrony, wyrażający głównie pokorę autora. Deklaruje on gotowość ustąpienia nawet z obecnego stanowiska arcybiskupa Newark, jeśli rzeczywiście stracił zaufanie Ojca Świętego” – analizuje raport o McCarricku ks. Longchamps de Bérier zauważając, że w liście padły, jak już teraz wiemy, kłamliwe słowa, w których McCarrick mocno deklarował, że nigdy z nikim nie współżył. List napisany był w taki sposób, że papież uwierzył w uczciwość i czystość arcybiskupa, który wręcz sugerował gotowość ustąpienia, gdyby stracił papieskie zaufanie. Nie oznaczało to jednak nominacji McCarricka na stolicę biskupią w Waszyngtonie, a jedynie „zniesienie blokady” z kandydatury, która była następnie brana pod uwagę wraz z innymi kandydaturami. „Papież uwierzył w uczciwość i czystość arcybiskupa, który sugerował gotowość w ogóle ustąpienia, gdyby stracił papieskie zaufanie. Odzyskał je, ale to nie równało się promocji. Tej papież dokonał, ale na wniosek i po przeprowadzonym postępowaniu, rutynowym i skrupulatnym w takich przypadkach, w Kongregacji ds. Biskupów, która obradowała kolegialnie. Jej członkowie też byli przekonani o moralnej nieskazitelności McCarricka” – pisze ks. prof. Longchamps de Bérier. „Pierwsze dowody pojawiają się dopiero sześć lat później. Jeszcze ponowne sprawdzenie Theodore’a McCarricka w 2005 r. przynosi pozytywną weryfikację, skoro gładko zdecydowano o nieprzyjęciu rezygnacji spowodowanej kanonicznym wymogiem ukończenia 75 lat. Misję w Waszyngtonie papież Benedykt XVI przedłuży McCarrickowi o dwa lata. Gdyby wypłynęły poważniejsze poszlaki, wystarczyło nie podejmować żadnych działań, jak robiono – głównie z powodów zdrowotnych, wszak każdy ma wreszcie prawo do emerytury” – pisze ksiądz profesor na łamach „Teologii Politycznej”.

Rola kard. Stanisława Dziwisza

„A rola biskupa S. Dziwisza? Skromna. List odręczny Theodore’a McCarricka zastał go w Castel Gandolfo, gdzie poprosił od razu Jamesa kardynała Harveya o przetłumaczenie na włoski – dla papieża. Wszystko. W raporcie umieszczono uwagę kardynała Harveya, że to był zupełny wyjątek i nigdy o coś podobnego nie był proszony. Zatem biskup Dziwisz listu przed Janem Pawłem II nie ukrył. Pytany teraz przy sporządzaniu raportu o całą sytuację zeznał, że nie rozmawiał z papieżem o treści listu. Decyzję o dalszym nieblokowaniu kandydatury Jan Paweł II przekazał bezpośrednio arcybiskupowi Re” – zauważa ks. prof. Longchamps de Bérier, pisząc równocześnie o powodach, dla których Jan Paweł II uwierzył byłemu kardynałowi. Mowa tutaj o doświadczeniach zdobytych w komunistycznej Polsce, gdzie władza posługiwała się podrobionymi oskarżeniami, aby dyskredytować Kościół katolicki i jego kapłanów.

Wiara w słowa McCarricka nie ma i tak tutaj większego znaczenia, ponieważ, jak zauważa ks. Longchamps de Bérier, bardziej istotna w całej sprawie jest zasada, że: „ten podlega dowodowi, kto twierdzi, a nie kto zaprzecza”, która jest obecna „jako podstawowy element sprawiedliwości proceduralnej we wszystkich porządkach prawnych – u nas na przykład jako art. 6 kodeksu cywilnego”. Dowody stwierdzające jednoznacznie winę McCarricka, pojawiły się tymczasem dopiero po śmierci św. Jan Pawła II. McCarrick wziął wcześniej na siebie odpowiedzialność przed Bogiem. Okłamując papieża i inne osoby, okłamał samego Boga.

„Podejrzliwość obca jest watykańskiemu raportowi, który pokazuje dokumenty z całą otwartością. Niektórzy ją krytykują lub się nią gorszą. One zaś dowodzą, że podejrzliwość obca była również całemu postępowaniu w zakresie podejmowania decyzji: w 1977, 1981, 1986, 2000 i 2005 roku. Z raportu muszą być niezadowoleni ci, którzy poszukują sposobów podważania świętości papieża Jana Pawła II. Wychodzi w nim on na roztropnego, starannego i odpowiedzialnego przełożonego, który zarządza dodatkowe dochodzenie, ale ma też zaufanie do całej instytucji, którą kieruje, do kongregacji, które go wspomagają w działaniu na cały świat, oraz szacunek wobec współpracowników. Jako pierwszy zarządza dodatkowe dochodzenie i jest to w sprawie jedyne takie – w okresie aż do 2006 r., a właściwie do 2017 roku. Raport nie daje też szans na znalezienie czegoś przeciw kardynałowi Dziwiszowi. Prawnik nie widzi przeciw tym osobom żadnych punktów zaczepienia” – podsumowuje swój tekst dla „Teologii Politycznej” ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier.

za: teologiapolityczna.pl

« 1 »

reklama

reklama

reklama