Polemika z faryzeuszami była formą walki Jezusa o ich zbawienie. Miłość nie zawsze oznacza mówienie tylko i wyłącznie rzeczy miłych i przyjemnych. Miłość idzie w parze z prawdą. Czasem konieczne jest ostrzeżenie przed złem, które przybiera formę „biada”.
Teksty dzisiejszych czytań można znaleźć w zakładce „Liturgia”.
Pan Jezus nie dbał o poprawność polityczną. Nie owijał w bawełnę, ale mówił do faryzeuszy prosto z mostu rzeczy bardzo mocne i trudne dla nich do przyjęcia. Polemika z faryzeuszami była też formą walki Jezusa o ich zbawienie. Miłość nie zawsze oznacza mówienie tylko i wyłącznie rzeczy miłych i przyjemnych. Miłość idzie w parze z prawdą. Czasem konieczne jest ostrzeżenie przed złem, które przybiera formę „biada”. Jakie „biada” powinno paść pod moim adresem? Warto o tym pomyśleć. Jakie zło, w którym tkwię, a które próbuję być może jakoś sam usprawiedliwić, zasługuje na ostrą Bożą naganę? Bywa, że zło ukrywa się pod zewnętrznym pozorem cnoty. To był właśnie przypadek faryzeuszy. Ale taki faryzeusz może także mieszkać we mnie.
Jezus zarzuca w jakimś sensie całemu narodowi wybranemu to, że nie słuchali proroków. Ten zarzut nie jest czymś nowym. W Starym Testamencie prorocy w mocnych słowach napominali Izraela. To napomnienie osiąga swój najmocniejszy wyraz w nauczaniu Jezusa. Trzeba te karcące słowa znowu odnieść do siebie. Bóg posyła swoich proroków także do Kościoła. Czy jednak ich słuchamy? Dla naszego pokolenia prorokiem był św. Jan Paweł II. Budujemy mu pomniki, ale czy naprawdę przejęliśmy się do głębi jego nauczaniem? Czy szukamy w nim światła dla obecnego zamętu?
Najmocniejsze słowa Jezusa padają pod adresem religijnych elit Izraela. „Wzięliście klucze poznania; sami nie weszliście, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”. Odnosząc te słowa do dzisiejszego Kościoła należałoby je skierować głównie do biskupów, kapłanów, teologów. Kryzys dzisiejszego Kościoła jest bez wątpienia także kryzysem jego „elit”. Bez odważnego, mądrego świadectwa wiary pasterzy owce się gubią. Czy kryzys posoborowy nie jest w głównej mierze kryzysem kościelnych elit, które wywołały wrażenie, że do soboru prawie wszystko było naznaczone błędem, ale oto teraz wreszcie nasze światłe pokolenie „odważnych” reformatorów odczyta właściwie naukę Chrystusa i uczyni ją atrakcyjniejszą dla świata? Logika reformy rozumianej jako zerwanie z tradycją narobiła w Kościele wiele zamętu. „Biada” nie jest potępieniem, ale mocnym wezwaniem do nawrócenia. W tym sensie jest także na służbie miłości, prawdy i nadziei. Jeśli Kościół z lęku przed krytyką świata przestanie mówić „biada” złu i błędom naszej epoki, stanie się zwietrzałą solą.