Chociaż nie brakowało prowokacji ze strony SB, Jan Paweł II i Prymas Tysiąclecia do końca pozostali nieugięci, zachowując wierność wobec Ojczyzny, a także względem siebie nawzajem. Jutro, 28 maja obchodzimy 39. rocznicę śmierci Prymasa Tysiąclecia.
Do dzisiaj gdzieniegdzie pobrzmiewają echa plotki Służb Bezpieczeństwa, jakoby Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński mieli ze sobą rywalizować i nie darzyć się sympatią. W 1967 roku, gdy arcybiskup krakowski otrzymał nominację kardynalską, bezpieka rozpoczęła grę operacyjną polegającą m.in. na rozsiewaniu pogłosek o rzekomej niechęci duchownych wobec siebie. Plan był prosty, chciano zastąpić „nieugiętego” Prymasa, rzekomo „ugodowym” Wojtyłą. Nie było to jednak możliwe do zrealizowania. Przede wszystkim dzięki bezkompromisowej lojalności biskupa z Wadowic do kard. Wyszyńskiego, jego niezwykłej pokorze, a z czasem również przyjaźni, jaka połączyła kapłanów. Jak się później okazało, samo założenie propagandzistów było błędne - dopiero w latach 70. służby zdały sobie sprawę, z tego, że to właśnie młodszy duchowny jest tym bardziej bezkompromisowym.
Stefan Wyszyński był od Wojtyły starszy o 19 lat. Różniło ich wiele, przede wszystkim życiowe doświadczenie i usposobienie. Pierwszy pasjonował się Katolicką Nauką Społeczną, drugi filozofią, literaturą, teatrem. W kwestii przeżywania wiary, również dostrzec można kilka zasadniczych różnic. Tym co cechowało duchowość Prymasa było umiłowanie pobożności ludowej połączonej z silną nutą maryjną i zaangażowaniem na polu społecznym. Z kolei Wojtyle przypisywane jest bardziej intelektualne podejście do wiary. Z pewnością łączyła ich miłość do Maryi. Obaj przyznali, że to śmierć matki, której doświadczyli jako kilkuletni chłopcy, spowodowała pewną łatwość w nawiązaniu relacji z Matką Bożą. Jednak zdaniem kard. Dziwisza, tu również widać pewną różnicę – Prymas miał podejście „Przez Maryję do Jezusa”, natomiast Karol Wojtyła „Przez Jezusa do Maryi”.
Kolejną różnicą, zauważoną przez biografów, było spojrzenie na politykę i ówczesną sytuację Polski. Wyszyński starał się poprawić sytuację Polaków w zaistniałych warunkach życia, miał przekonanie, że póki co system socjalistyczny musi trwać, choć miał nadzieję, że kiedyś upadnie na skutek wewnętrznej degeneracji. Wojtyła natomiast zakładał, że Kościół powinien wpłynąć na zmianę sytemu, co w istocie czyniło go nawet bardziej niebezpiecznym dla ówczesnych władz. „Ci dwaj panowie zostali w historii Kościoła postawieni w zupełnie innych rolach. Wyszyński był Prymasem, ale i mężem stanu, myślał w kategoriach całego społeczeństwa. Wojtyła był filozoficznie i teologicznie głębszy – to nie była kwestia sposobu mówienia, ale myślenia. Natomiast sprawy społeczne stały się mu bliskie później” – tłumaczył prof. Bohdan Cywiński. W jego opinii kard. Wyszyński był wodzem, zaś kard. Wojtyła “najpierw tylko uroczym młodym biskupem krakowskim”, później natomiast autorytetem dla tych, którzy mieli wymagania intelektualne wobec współczesnej kultury. Dopóki duchowny z Wadowic nie został ogłoszony papieżem, stał w cieniu Prymasa, był to zabieg świadomy, uniemożliwiający stworzenie pozoru jakoby Kościół miał być podzielony. Główną rolę miał tu grać kard. Wyszyński, jako Interreks, Pater Patriae – Ojciec Ojczyzny.
Obaj duchowni brali aktywny udział we wszystkich obradach Soboru Watykańskiego II. Jak podkreślił ks. prof. Rober Skrzypczak, Prymas dziesięciokrotnie zabrał głos podczas obrad, 2 razy złożył swoje interwencje na piśmie. Natomiast Wojtyła, miał ok. 8 wystąpień plus 16 interwencji na piśmie. „Można powiedzieć, że jego aktywność na Soborze jest wiodąca” – podsumował autor książki „Karol Wojtyła na Soborze Watykańskim II”. Dodał, że Prymas był postrzegany niemalże jako męczennik, dlatego podczas pierwszego roboczego zgromadzenia biskupów, został przywitany owacją oklasków. Wojtyła był wówczas biskupem pomocniczym krakowskim. „Z czasem jego ranga wzrosła, był traktowany jako człowiek o niesamowitych horyzontach, umiejętności nawiązywania kontaktów, znał języki, czym robił niesamowite wrażenie, to wybrzmiewało w opiniach soborowych ekspertów. Wybił się spośród innych uczestników” – zaznaczył ks. Skrzypczak. Zdaniem prof. Pawła Skibińskiego fakt, że Sobór Watykański II i reforma soborowa nie kojarzy się ani z rewolucyjnym zapałem reformatorów, ani z dramatem zwykłego katolika, który jest pozbawiony ciągłości i stabilności duszpasterstwa, to też ogromny sukces prymasa Wyszyńskiego.
Gdy w 1964 roku Wojtyła został arcybiskupem krakowskim, kard. Wyszyński na pytanie jaki on jest odpowiedział tylko: „On jest poetą”. Dopiero z czasem było mu dane poznać i docenić zalety przyszłego papieża, który mimo nasilających się prowokacji ze strony władz PRL, wciąż pozostawał nieugięty w swej lojalności wobec Prymasa. Jak podkreślił kard. Dziwisz, obaj byli świadomi działań Służb Bezpieczeństwa i wiedzieli, że najlepszą metodą przeciwdziałania im będzie zachowanie pełnej solidarności. „Nie wolno utrudniać zadania prymasowi” – powtarzał często Wojtyła. „Ciągnijmy wóz Ojczystego Kościoła społem” – napisał kard. Wyszyński w 1967 roku. Natomiast już w 1968 roku Wyszyński w swoich notatkach zapisał: „Wtajemniczyłem Kardynała we wszystkie ważniejsze sprawy”. Być może już wówczas widział w nim swojego następcę. Oficjalnie ten pogląd wypowiedział w 1970 roku. Podkreślił, że kard. Wojtyła na pewno przejmie po nim odpowiedzialność za los Kościoła w Polsce. Warto dodać, że sam tytuł „Prymas Tysiąclecia” był pomysłem Jana Pawła II, który powstał podczas pierwszej pielgrzymki do Polski. „Ojca i Pasterza Bóg daje raz ma tysiąc lat” – stwierdził wówczas Jan Paweł II.
Z czasem wspólne spotkania Prymasa i Kardynała stały się wakacyjną tradycją. 3 sierpnia Wyszyński obchodził dzień urodzin, imienin i święceń kapłańskich. Wojtyła zawsze starał się przyjechać odrobinę wcześniej, by być pierwszą osobą, która złoży mu życzenia. Często zostawał na kilka dni, odwiedzał go również gdy ten odpoczywał w górach. Świadkowie ich spotkań podkreślają, że duchowni potrafili rozmawiać ze sobą godzinami, wspólnie spacerowali, śpiewali przy ognisku. Jeden czytał gwarą, drugi grał na gitarze. „Wizyty Wojtyły w przeddzień imienin Wyszyńskiego były wyrazem szacunku dla Prymasa, co ten doceniał” – podsumowała dr Ewa Czaczkowska w swojej biografii kard. Wyszyńskiego. Dodała, że w Krakowie utarła się nawet pewna anegdota na ten temat – podobno podczas wizyty w Rzymie duchowny z Wadowic zdziwił się, że włoscy kardynałowie nie jeżdżą na nartach. Podkreślił, że w Polsce 40% kardynałów to narciarze. Ktoś zauważył, że w Polsce było wtedy tylko dwóch kardynałów, na co odpowiedział: „Tak, ale kard. Wyszyński liczy się jako 60%”. „Z perspektywy lat widzę, że to było jedną z większych zasług kard. Wojtyły. Zawsze gdy byli we dwóch, Prymas mówił kazanie, a Wojtyła celebrował Mszę św. W przekonaniu wielu biskupów metropolita krakowski powinien czasem wystąpić jako pierwszy, bo przecież byli sobie równi tytułami kardynalskimi, ale on chyba nigdy tego nie chciał” – ocenił św. p. bp Ignacy Jeż.
Nie bez znaczenia była także rola Wyszyńskiego, jaką odegrał na konklawe. „Zapiski Prymasa są bodaj jedynym tak obszernym źródłem do poznania jego roli na konklawe w październiku 1978 roku, gdy w kuluarach zabiegał o wybór kard. Karola Wojtyły na papieża” – podkreśliła dr Ewa Czaczkowska. Zdaniem prof. Cywińskiego wybór na Stolicę Piotrową w 1978 był momentem przełomowym, który sprawił, że Papież Polak zyskał w oczach polskiego społeczeństwa “format wielkiego nauczyciela”. „Wtedy nas uderzyło, z jak wielkim człowiekiem mieliśmy dotąd i mamy do tej pory do czynienia” – stwierdził.
O zażyłości jaka łączyła duchownych świadczy również moment pierwszego homagium kardynałów (złożenie hołdu symbolizującego poddanie się władzy nowego papieża). „Popłakaliśmy się obydwaj”, „Jesteśmy obydwaj zażenowani tym tytułem, który nagle w ciągu 2 godzin stanął miedzy nami”– zanotował wówczas Prymas. Po tym wydarzeniu gest przyklęknięcia przed sobą wzajemnie Papieża i Prymasa oraz całowanie przez Jana Pawła II dłoni kard. Wyszyńskiego, powtarzał się niejednokrotnie. „Nie byłoby na stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła” – powiedział Jan Paweł II 23 października 1978 r. podczas audiencji dla Polaków.
13 maja 1981 roku całym światem wstrząsnęła wiadomość o zamachu na Jana Pawła II. W tym samym czasie kard. Wyszyński zmagał się z ciężką, śmiertelną chorobą. Prymas zaapelował do modlących się za niego wiernych, by modlitwy skierować „ku Matce Chrystusowej, błagając o życie i siły dla Ojca Świętego”. To właśnie tego dnia Papież Polak odzyskał przytomność. Niestety stan zdrowia kard. Wyszyńskiego nie ulegał poprawie. Kilka dni później, 16 maja, przyjął on sakrament namaszczenia chorych. 24 maja w pałacu na Miodowej odebrano telefon z Watykanu, Jan Paweł II poczuł się na siłach by porozmawiać z konającym Prymasem, jednak kabel telefonu był za krótki i nie sięgnął do łóżka. „Trudno wyobrazić sobie dramatyzm tej sytuacji. Dwie wielkie postacie: Prymas, który zasłużył sobie na miano interreksa jako prawdziwy przywódca narodu, i polski Papież, byli o krok od śmierci – zauważyła dr Ewa Czaczkowska. Rozmowa powiodła się dopiero następnego dnia. „Przesyłam błogosławieństwa i ucałowanie” – miał powiedzieć Ojciec Święty, wg kardynała Dziwisza. Na co Wyszyński odparł: „Ojcze jestem bardzo słaby, bardzo. Całuję twoje stopy. Błogosław mi”.
Trzy dni później, 28 maja o 4.40 nad ranem, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, zmarł kard. Stefan Wyszyński. Prymas odszedł niemalże w tej samej chwili, w której mógł odejść również Jan Paweł II. Pogrzeb odbył się 31 maja 1981 r. Wojtyła przebywał wówczas w klinice Gemelli i słuchał transmisji radiowej, mimo złego samopoczucia napisał homilię pogrzebową, w której jeszcze raz wyraził swoje uznanie i lojalność wobec Kardynała. „Będzie mi go brakowało. Łączyła mnie z nim przyjaźń, potrzebowałem jego obecności” – wyznał Jan Paweł II kardynałowi Dziwiszowi.
Anna Rasińska / Warszawa