Co można zrobić, aby ludzie zaczęli bardziej rozumieć, jak ważna jest akcja #niekłammedyka? Czy naprawdę możemy mówić, że pandemia powoli mija?
Rozmowa z panią Eweliną, pielęgniarką anestezjologiczną i intensywnej opieki, pracującą w jednym ze śląskich szpitali.
Jak wygląda obecnie sytuacja w polskich szpitalach oczami pielęgniarki?
- Sytuacja w szpitalach nie wygląda obecnie zbyt ciekawie. Szczerze mówiąc szpitale zakaźne-jednoimienne, o których tyle się teraz mówi działają zero-jedynkowo: jest pacjent - jest zakażony SARS CoV2, są (przynajmniej powinny być) środki ochrony osobistej, trzeba chronić się przed każdym pacjentem, każdy jest tak samo niebezpieczny. Nieco inaczej jest w pozostałych szpitalach. Teoretycznie pacjenci nie powinni być zakażeni. Niestety, tylko teoretycznie... Wiadomo, że możemy zarażać zanim pojawią się pierwsze objawy. Tak naprawdę my również (p. Ewelina pracuje w szpitalu miejskim, a nie jednoimiennym), powinniśmy uważać na każdą osobę – brak tej ostrożności może uśpić naszą czujność, co właśnie w naszym szpitalu się stało. Zakażony pacjent, zakażony personel, blisko 70 osób z dodatnim wynikiem. Kilkadziesiąt ludzi jest na kwarantannie, zamknięty szpital, dwa oddziały bez personelu i wstrzymane zabiegi. Środki ochrony osobistej są na miarę złota, wydawane jak leki ścisłego zarachowania. A to są tylko problemy techniczne... Do tego dochodzi jeszcze czynnik ludzki - lęk, strach o zdrowie swoje i swojej rodziny, bo przecież każdy z nas do kogoś wraca. Czarny scenariusz, że możesz zostać na kilkudniowym dyżurze, zamknięty w szpitalu, do czasu wyjaśnienia źródła koronawirusa, też już się ziścił. Idziesz do pracy i nie wiesz czy wrócisz za 12 godzin, czy za 4 dni. Nasze rodziny, rodzice, którymi niejednokrotnie sami się opiekujemy, czy staramy się pomagać, mężowie, dzieci, także przeżywają ogromny stres. Nikt z nas nie był nigdy postawiony w takiej sytuacji, to trochę jak chodzenie po linie, lub cienkiej tafli jeziora.
Co można zrobić, aby ludzie zaczęli bardziej rozumieć, jak ważna jest akcja #niekłammedyka?
- Hmm, to trudne pytanie. Warto pilnować siebie nawzajem: pilnować rodziców, sąsiadów, czy swoją rodzinę, aby powiedzieli o wszystkich istotnych szczegółach, tak ważnych dla medyka. Nie można ukrywać żadnych informacji. Warto również zapewniać, że nic im nie grozi za to, że podają prawdę o tym, z kim mieli kontakt, czy że mogą być potencjalnie zakażeni, czy też jakie mają objawy. W każdej sytuacji, nie tylko koronawirusa, nie można okłamywać, bądź nie mówić całej prawdy medykowi. On jest po to, by nam pomóc, najlepiej jak potrafi, a do tego potrzebny jest pełny i jak najdokładniejszy obraz sytuacji!
Czy możemy mówić, że pandemia powoli mija?
- Obserwując światowe statystyki i słuchając najnowszych doniesień, myślę że pandemia jeszcze nie mija i tak naprawdę szybko się nie skończy. Mimo tego, że można odnieść wrażenie, iż powoli wracamy do normalności, poprzez znoszenie pewnych restrykcji, owa normalność jeszcze szybko nie nastanie, tylko to my będziemy musieli nauczyć się żyć z koronawirusem w tle. Dodatkowo nie wiemy, czy nie będzie drugiego „rzutu” choroby, czy wirus nie zmutuje. Jest wiele niewiadomych, ale nie można dać się zwariować. Przestrzegajmy zaleceń, dbajmy o swoje rodziny i siebie nawzajem, a powinno być choć trochę lepiej.
Wiele mitów narosło wokół choroby COVID-19. Co jest prawdą?
Tak, rzeczywiście, wiele się o COVID-19 teraz mówi i wielu „ekspertów”, zabiera głos w tej sprawie. Może nie wiem dużo, ale wiem jedno – wirus ten istnieje naprawdę. A to daje nam już podstawę do tego, by mądrze stosować zalecane środki ochrony osobistej takie jak maseczki, czy rękawiczki. Trzeba zachowywać odległości między sobą, dezynfekować ręce, przedmioty, miejsca. Prawdą jest również to, że wirus przenosi się z wielką łatwością, a najbardziej zagrożone są osoby starsze oraz obciążone dodatkowo innymi schorzeniami, choć i to, jak już wiemy, nie jest regułą. Wielu z nas być może przechorowało już SARS CoV2, bądź dopiero przechoruje go bezobjawowo. Myślę, że całą prawdę będziemy mogli poznać dopiero za jakiś czas, bo dla nas wszystkich teraz pewną niewiadomą.
Co jest pozytywnego w tej całej trudnej sytuacji? Jest coś, co jednak wlewa nadzieję?
Co pozytywnego można wyciągnąć z tej sytuacji? Może właśnie to, że człowiek musiał na chwilę się zatrzymać i uzmysłowić sobie, co tak naprawdę jest ważne dla niego i jego rodziny. Zamknięci w domach, mieszkaniach, zakładach pracy, mieliśmy szansę zatęsknić za czymś, co do tej pory było na wyciągnięcie ręki, czego nie docenialiśmy i co było naszą codziennością. Ta narodowa kwarantanna zmusiła nas do bycia ze sobą razem 24 godziny na dobę, co w obecnych, bardzo zapracowanych czasach było rzadkością. Są to nowe sytuacje dla nas wszystkich. A przecież tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. Ten czas to dla nas jeden, wielki test. Dla mnie i mojej rodziny największym pozytywem było zatęsknienie za sakramentem Eucharystii. Choć mogliśmy Pana Jezusa przyjąć duchowo na każdej transmitowanej mszy, to jednak namacalne przyjęcie jest bardzo wytęsknione. Szczególnie było to czuć podczas najważniejszych świąt Wielkiej Nocy. Ponownie rozkochaliśmy się w lekturze Pisma Świętego, kiedy to w czytaniach z dnia, Bóg zapewniał nas o swej opiece nad nami. Nadzieję wlewa nam myśl, że kiedyś to wszystko się skończy, a my po tym doświadczeniu będziemy silniejsi i bardziej docenimy każdy dzień naszego życia.