#ZaczynamDzieńOdEwangelii - Krzyż w życiu: ani triumfalizm, ani cierpiętnictwo

Jezus powiedział do uczniów: „jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój”. Uczeń ma zatem „swój krzyż”. Czym on jest? A może najpierw: czym nie jest?

Życie chrześcijanina nie powinno ani być triumfalizmem, ani dążeniem do władzy. Słowa o krzyżu padają po wyjątkowo ostrym napomnieniu Piotra przez Jezusa: „zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku”. Piotr wcześniej sprzeciwił się słowom Jezusa, zapowiadającym mękę i śmierć. A dlatego się przeciwstawił Jezusowi, bo jeszcze wcześniej wyznając wiarę w Jezusa jako Mesjasza, Syna Bożego (czytaliśmy o tym w Ewangelii tydzień temu), pojmował mesjańską misję docześnie, politycznie, po ludzku. W piotrowej wizji Mesjasza nie było miejsca dla cierpienia i śmierci, a było myślenie o władzy i triumfie. Zresztą podobnie sprawę pojmowali Jakub i Jan, którzy chcieli w królestwie Bożym zasiadać na najlepszych miejscach.    

Życie chrześcijanina nie jest też cierpiętnictwem, ani poszukiwaniem cierpienia dla samego cierpienia. Zresztą Jezus zapowiadając mękę i śmierć, równocześnie mówi o swoim zmartwychwstaniu, a na końcu dzisiejszej perykopy zapowiada powtórne przyjście „w chwale Ojca swego razem z aniołami”. Szacunek wobec krzyża nie oznacza, że chrześcijanin powinien chcieć cierpieć. Zadaniem głęboko chrześcijańskim jest pokonywanie cierpienia poprzez przezwyciężanie ludzkich krzywd, poprzez leczenie chorych i znajdowanie lekarstw na nowe choroby.

Krzyż chrześcijanina, tak jak krzyż Jezusa, nie jest celem, lecz drogą prowadzą do celu, a celem jest pełnia życia, czyli zbawienie. Tylko pozorna jest sprzeczność w słowach Jezusa „kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je”; bo z jednej strony jest mowa o gotowości do straty życia, a z drugiej – Jezus zapewnia, że poprzez stracenie życia z „Jego powodu”, znajduje się życie. Z tych słów wynika, że ostatecznie chodzi o życie: pełne, wieczne, szczęśliwe.

Wziąć krzyż swój, zaprzeć się samego siebie, stracić życie ze względu na Jezusa. Co to wszystko zatem znaczy? Oto kilka możliwych odpowiedzi:

  • nie myśleć przede wszystkim o sobie, ale pamiętać o Jezusie w niebie i o Jezusie żyjącym w bliźnich;
  • nie myśleć o otaczającym na świecie jako celu naszej drogi, ale pamiętać, że pełnia życia jest w niebie;
  • nie myśleć, że życie, czy to małżeńskie, czy to kapłańskie, czy też osoby samotnej w świecie, to same przyjemności i sukcesy, ale pamiętać, że życie jest czasem wręcz drogą poświęceń, wyrzeczeń i ofiary, z której nie wolno uciekać przez rozwód, przez kapłańską dezercję, czy też przez szukanie łatwiejszych i przyjemniejszych rozwiązań;
  • nie myśleć o trudach swego życia (np. tych związanych z pracą zawodową) jako o przeszkodach, ale jako o szansach dla własnego rozwoju, prowadzącego ostatecznie nie do samo-doskonałości, czy samo-spełnienia, ale do zbawienia, czyli do pełni życia wiecznego w Chrystusie;
  • troszczyć się o zdrowie, a w chorobie podejmować leczenie i równocześnie w łączności z krzyżem Chrystusa próbować nieść krzyż swojego cierpienia i ofiarować go za zbawienie siebie i świata;
  • być gotowym przyjąć cierpienia związane z obroną wiary, Kościoła i chrześcijańskich zasad moralnych.

ks. Antoni Bartoszek 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama