Dzisiejsza Ewangelia przenosi nas do zupełnych początków Kościoła. Jesteśmy świadkami wzruszającego momentu, kiedy to mała wspólnota uczniów nabiera pierwszych rumieńców! Zyskuje swą tożsamość! Chrystus bowiem decyduje się, po krótkim duchowym kursie wstępnym, posłać uczniów do ludzi. Dlatego wyposaża ich w niezwykłe dary: we władzę nad demonami i w dar uzdrawiania.
Możemy sobie wyobrazić kaskadę sensacyjnych wydarzeń, jakie się potem podziały. Trudno powiedzieć, co było bardziej zaskakujące; czy entuzjazm uczniów, którzy z zapałem opowiadali o swoim Mistrzu, czy sensacyjne uzdrowienia z ciężkich chorób oraz uwolnienia z tajemniczych opętań, którymi uczniowie potwierdzali swoje słowa. To był szok dla całej okolicy.
A jednak, gdy teraz to wspominamy, budzą się w nas chyba różne wątpliwości. Dlaczego dzisiejszy obraz Kościoła tak bardzo odbiega od tamtych, fascynujących wydarzeń? Co ma wspólnego wygląd markotnych wiernych zgromadzonych na niedzielnej Mszy w kościele parafialnym, z opisami rozradowanych apostołów i dokonywanych przez nich zadziwiających cudów?
Może trudno byłoby to wyjaśnić, gdyby nie postać wspominanego dzisiaj w Liturgii świętego Ojca Pio, który wydaje się idealnym ucieleśnieniem tej Ewangelii.
Oto jeden z jego niezliczonych cudów, doznany przez motocyklistę, Giuseppe Canaponi\\\'ego, który zderzył się w czasie jazdy z ciężarówką. Nie zginął na miejscu, ale przez pół roku walczył o życie. Nieuleczalną pamiątką po wypadku pozostała zupełnie sztywna noga.
Giuseppe, jako ateista, często szydził z ojca Pio. Gdy stan chorej nogi zaczął się nagle pogarszać, zgodził się pojechać razem z żoną i synem Augusto do San Giovanni Rotondo.
Kiedy znalazł się przy kratkach konfesjonału, pod wpływem spojrzenia Ojca Pio, Giuseppe zaczął cały drżeć. Tymczasem święty franciszkanin, nie czekając na jego słowa, przedstawił mu historię jego życia, tak jakby go znał od lat. Giuseppe zupełnie zapomniał o swojej nodze. Po zakończonej spowiedzi, przeżegnał się i nie zwracając uwagi na nogę, wstał, wziął kule i odszedł równym krokiem. Dopiero żona uświadomiła mu, że został cudownie uzdrowiony, gdy zawołała – wzruszona: „Giuseppe, ty chodzisz!”
Ze zdziwieniem spojrzał na niepotrzebne już kule, i z niedowierzaniem zaczął skakać i biegać. Popłynęły łzy radości.
Kiedy następnego dnia poszedł podziękować Ojcu Pio, zakonnik odpowiedział z uśmiechem: „Ja się tylko pomodliłem! To Bóg cię uleczył!”. Prostota Ojca Pio była słynna. Na widok chorych często płakał i z czułością ich obejmował. Tak jak kiedyś uczniowie Chrystusa, którzy nie posiadali niczego. Ani pieniędzy, ani żadnych bagaży. Mieli tylko pewność, że Jezus będzie przez nich działał. I to się do dzisiaj nie zmieniło. Jeśli jest w nas wiara, wtedy ręczę, że Bóg się postara! Módlmy się więc dla nas o dziecięcą wiarę. Taką, jaką mieli uczniowie, jaką miał Ojciec Pio. A gdy rodzą się wątpliwości, szukajmy odpowiedzi! Zwłaszcza u świętych, którzy stali się ucieleśnieniem Ewangelii, także i w naszych czasach.
ks. Stefan Czermiński