Historyczna prawda o Armii Andersa przez lata spychana była przez komunistyczne władze na margines. Choć dziś wiemy już znacznie więcej o dziejach oddziałów, które najbardziej wsławiły się zwycięską bitwą pod Monte Cassino, niewiele mówi się o ich wielkiej roli kulturowej i oświatowej
Tym bardziej warto więc odnotować debatę, która zorganizowana została w sierpniu przez Teologię Polityczną na temat armii Andersa. W jej trakcie aspekt kulturowy i oświatowy został doceniony, a stało się to głównie za sprawą dr Małgorzaty Ptasińskiej. Jak podkreśliła badaczka IPN, „żołnierzom na szlaku towarzyszyła ogromna liczba cywilów. W związku z tym kluczowa stała się kwestia porozumienia i komunikacji, do czego konieczne było powołanie odpowiednich organów, przede wszystkim prasy. Tę rolę odgrywał tygodnik „Orzeł Biały”, którego pierwszy numer ukazał się 7 grudnia 1941 roku. Za jego pośrednictwem dowództwo armii mogło wpływać na morale żołnierzy, tłumaczyć kontekst sytuacji, w jakiej się znaleźli, na czele z kwestią konieczności sojuszu z dotychczasowym wrogiem, którym był Związek Radziecki. Na życie kulturalne składały się również teatry i szkolnictwo, a także prasa kobieca, w tym czasopismo „Ochotniczka”.
Jako przyczynek do tej mało znanej strony historii naszej armii niech posłużą fragmenty spisanych już po wojnie wspomnień por. Józefa Małeckiego, który jako członek armii Andersa był jednocześnie nauczycielem młodych żołnierzy. Jego tekst nosi znamienny tytuł „Książka i karabin”.
W 1938 roku otrzymałem dyplom magistra filologii polskiej i równocześnie zostałem powołany do odbycia służby wojskowej w 43 pułku piechoty Legionu Bajończyków w Dubnie na Wołyniu. Służyłem w jednej z tworzonych wtedy szkolnych kompanii Obrony Narodowej. Po odbyciu okresu rekruckiego, w czasie którego my strzelcy z cenzusem dostaliśmy dobrze „w kość”, co zresztą przyjmowaliśmy z humorem, odbyła się uroczysta przysięga i defilada, a kilka dni potem ostre strzelanie, które w naszej kompanii nie wypadło nadzwyczajnie. Dowódca kazał wystąpić wszystkim, jak powiedział, „okularnikom i wysłał nas na dodatkową komisję do Brześcia. Stwierdzono tam u mnie poważną wadę wzroku i z kategorią „C” odesłano do cywila. Poszedłem zatem na pierwszą posadę nauczycielską do Liceum Krzemienieckiego w Krzemieńcu na Wołyniu. Tam zastał mnie wybuch wojny właśnie przy egzaminach wstępnych.
W 1939 r. Józef Małecki dostał się do radzieckiej niewoli, a w 1940 trafił do obozu pracy na północy Kraju Rad, w Republice Komi. Jak wielu Polaków, w 1941 r. dzięki amnestii skierował się na południe Związku Radzieckiego, dołączając do formujących się Polskich Sił Zbrojnych.
Wykształcenie i umiejętności nowego żołnierza zostały szybko dostrzeżone przez dowództwo. Wkrótce po przejeździe oddziałów na terytorium Republiki Tadżyckiej (należącej do ZSRR) powierzono mu pierwsze obowiązki nauczycielskie:
Zacząłem z rozkazu dowódcy kompanii zajmować się oświatą żołnierzy: dałem trochę wiadomości o Azji Środkowej, do której dotarliśmy i informację o sytuacji na frontach. Wkrótce ogłoszono nabór do podchorążówki. Postanowiłem nadrobić swoje braki w wiedzy wojskowej powstałe na skutek nieukończenia kursu podchorążych kompanii szkolnej Obrony Narodowej w 1938 roku (...)
Dalsza część własnej edukacji wojskowej oraz kształcenia ogólnokulturowego żołnierzy odbywała się już na terytorium Iranu, a następnie w Palestynie.
Nasza szkoła podchorążych przetrwała do 28 lipca 1942 roku, kiedy to rozkazem dowództwa 3 Dywizji Strzelców Karpackich została rozwiązana z zaliczeniem okresu szkolenia podoficerskiego, a my zostaliśmy wcieleni do poszczególnych batalionów dywizji.
Kolejny etap szkolenia wojskowego miał miejsce w Iraku, w miejscowości Quiaragh niedaleko Mosulu. W końcu, jak pisze Małecki, „po przejściu szkolenia podchorążackiego w czterech krajach – Związku Radzieckim, Iranie, Palestynie, Iraku – uzyskałem nareszcie tytuł podchorążego ze stopniem kaprala i przydział do 1 kompanii i baonu jako dowódca drużyny”. Status żołnierza godził jednak nadal z funkcją nauczycielską:
W Libanie otrzymałem 17 września 1943 roku odkomenderowanie jako nauczyciel do tworzonego w miejscowości Julis w Palestynie Dywizyjnego Kursu Gimnazjalnego (...) Kurs zorganizowany został przy dowództwie Dywizji. W połączonych większych namiotach tropikalnych mieściły się klasy i świetlice, a w mniejszych mieszkali uczniowie i nauczyciele. Było to pierwsze gimnazjum, jakie powstało w ramach wielkiej jednostki Wojska Polskiego na Środkowym Wschodzie. Obejmowało ono 292 młodych żołnierzy, którym wojna przerwała naukę i 15 wykwalifikowanych nauczycieli, zarówno oficerów, jak i szeregowych. Stosownie do wyników egzaminów, uczniów przydzielono do trzech klas II, trzech III i jednej klasy IV według organizacji szkoły średniej sprzed 1939 roku. Komendantem szkoły został kapitan artylerii przeciwpancernej, odznaczony w kampanii pustynnej, Józef Kapica, w cywilu asystent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zarówno komendant, jak nauczyciele i uczniowie-żołnierze zabrali się z zapałem do pracy i dokładali wszelkich starań, aby w tych warunkach osiągnąć jak najlepsze wyniki. Dywizja zaopatrzyła także swych uczniów w podręczniki przedrukowane nakładem Sekcji Wydawniczej APW w Jerozolimie z przedwojennych podręczników dla szkół średnich. Zawsze z przyjemnością wspominam tych zdyscyplinowanych, miłych chłopców, których uczyłem wtedy języka polskiego i historii i miałem satysfakcję, widząc, jak pilnie przykładali się do nauki, aby nadrobić spowodowane wojną braki w swej wiedzy. Od świtu do nocy, bez przesady, wrzało w tej szkole pod namiotami na palestyńskich piaskach. Do południa trwały normalne lekcje, a po południu nauka własna pod kierunkiem i przy pomocy nauczycieli. Wieczorem odbywały się zajęcia świetlicowe lub seanse filmowe w wielkim kinie pod gołym niebem, gdzie wyświetlane były trzy razy w tygodniu polskie filmy przedwojenne, których wiele znalazło się w Palestynie. Były one entuzjastycznie przyjmowane przez żołnierzy. Od czasu do czasu przyjeżdżała czołówka teatralna lub występowali aktorzy i poeci, którzy znaleźli się na emigracji. Jeden z takich wieczorów utrwalił się specjalnie w mojej pamięci. Było to spotkanie z Władysławem Broniewskim, występującym wtedy w mundurze kapitana artylerii i Hanką Ordonówną. Szczególnie gorąco przyjmowany był wiersz Broniewskiego „Bagnet na broń”, wzruszały piosenki Ordonówny o Warszawie. W soboty i niedziele udzielany były przepustki i uczniowie oraz nauczyciele spędzali czas wolny w pobliskim mieście Rehovoth lub w Tel Aviv, gdzie swobodnie można było się porozumieć po polsku, tylu tam było polskich Żydów (...)
Edukację uczniowie kończyli już we Włoszech, dokąd armię Andersa zaprowadził szlak bojowy.
Egzaminy przeprowadziła Państwowa Komisja Egzaminacyjna, mianowana przez delegata ówczesnego Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego spośród grona nauczycielskiego, w przyfrontowych wioskach i miasteczkach, w na pół zrujnowanych, opuszczonych domach, urzędach czy nawet kaplicach, gdyż innego miejsca nie było, a deszcz ze śniegiem zacinał. Na egzamin spieszyli uczniowie wprost z linii z bronią przez plecy i żywnością w chlebaku, niektórzy z obandażowanymi głowami lub rękami na temblaku. Stawili się niemal wszyscy, albowiem do egzaminów zasiadło przy zaimprowizowanych z desek stołach 260 kandydatów. Wynik tych pierwszych egzaminów, przeprowadzonych w tak trudnych warunkach, był bardzo pomyślny. Złożyło go 247 uczniów-żołnierzy, z czego 30 otrzymało świadectwo ukończenia czterech klas gimnazjum (tzw. mała matura), większość otrzymała świadectwa ukończenia klasy, do której uczęszczała, a kilkudziesięciu świadectwa „za pierwsze półrocze”. Pierwszy Kurs Gimnazjalny zakończył się w przyfrontowym górskim miasteczku Castelpetroso, gdzie nastąpiło uroczyste rozdanie świadectw przez dowódcę dywizji generała Bronisława Ducha. Było to wielkie przeżycie zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli, którym udało się to pierwsze wielkie dzieło doprowadzić do końca dzięki ojcowskiej wprost opiece dowódcy dywizji, dokładającego wszelkich starań, aby swym najmłodszym żołnierzom umożliwić dalszą naukę. Zapewnił on ich, że gdy tylko warunki na to pozwolą, dywizyjna szkoła będzie nadal kontynuowała swą działalność (...)
Jak zwróciła podczas debaty uwagę dr. Ptasińska, „rozwój prasy, działalności kulturalnej i oświatowej towarzyszących polskim siłom zbrojnym był bezprecedensowym zjawiskiem. Gen. Anders dbał również o to, żeby po wojnie umożliwić żołnierzom powrót do cywilnego życia, m.in. kierując ich na studia, co dzięki wsparciu Polonii amerykańskiej udało się wcielić w życie.” Było to możliwe dzięki wielkiemu wysiłkowi licznych twórców, artystów i nauczycieli, takich jak Józef Małecki.
Wypada wspomnieć, że autor niniejszego artykułu jest wnukiem por. Małeckiego, z dumą wspominającym dokonania swojego dziadka.