Jeśli od liczby Polaków, uczestniczących w 52. Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie odliczylibyśmy młodzież polonijną, to zostałoby tu kilkadziesiąt osób z całej Polski. W moim przekonaniu jest to zawstydzające i zastanawiające - mówi bp Wiesław Lechowicz
Bp Lechowicz to delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej, a zarazem przewodniczący Komisji KEP ds. Polonii i Polaków za Granicą, który towarzyszy stuosobowej grupie młodzieży polonijnej, uczestniczącej w 52. Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie.
KAI: Księże Biskupie, jakie znaczenie dla Kościoła ma trwający 52. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny – patrząc na to wydarzenie „od środka”?
Bp Wiesław Lechowicz: Myślę, że można na ten kongres popatrzeć w dwóch perspektywach. Po pierwsze: horyzontalnej, czyli jako na wspólnotę ludzi z różnych krajów i języków. Bardzo się cieszę, że jest w niej ponad stuoosobowa grupa młodzieży polonijnej z Niemiec, Francji, Anglii, Belgii, Grecji i Islandii. Wszyscy podkreślają, że byli stęsknieni za wzajemnym spotkaniem, wymianą doświadczeń. Tak więc ten wymiar wspólnotowy jest bardzo ważny, ale ta wspólnota ma swoje źródło w Eucharystii i to jest ten drugi wymiar, wertykalny: nasza relacja do Pana Boga. Gdyby nie wiara, nie poświęcalibyśmy tygodnia na modlitwę i dzielenie się świadectwami itd. W relacji do Pana Boga, Eucharystia jest najważniejsza, jest kontaktem bezpośrednim kontaktem z Jezusem, żyjącym w naszych świątyniach i w naszym życiu.
Odpowiedź na to pytanie daje też samo hasło tegorocznego kongresu: „Wszystkie moje źródła są w Tobie” (Ps 87,7) – przyjeżdżając tutaj, przyjechaliśmy do źródła naszej wiary, naszej nadziei, miłości i pokoju. I jeżeli odczuwamy w naszym życiu jakiekolwiek braki w tych obszarach, to właśnie Jezus jest odpowiedzią na te braki i wychodzi naprzeciw naszym najgłębszym potrzebom.
KAI: Skoro jest to tak ważne dla chrześcijan spotkanie, to czy liczba ok. 200 uczestników z Polski nie jest rozczarowująca? Zwłaszcza po „głodzie” Eucharystii, doświadczonym w czasie pandemii?
- Jak najbardziej. Jestem bardzo rozczarowany. Być może zabrakło jakiegoś impulsu organizacyjnego, duszpasterskiego, być może ze strony ze strony biskupów i duszpasterzy pracujących w poszczególnych diecezjach. Ta liczba jest zastanawiająca, tym bardziej, że Polskę i Węgry łączą więzy przyjaźni i świadectwo wiary Polaków bardzo pomogłoby Węgrom w ich codziennej sytuacji. Trzeba bowiem pamiętać, że katolicy na Węgrzech stanowią mniejszość – ok. 25 proc. całej społeczności. Skoro mówi się dużo o przyjaźni polsko-węgierskiej, także w kontekście politycznym i kulturowym i wyzwań, które dotykają dziś cywilizację europejską, to sądzę, że taka mobilizacja, bycie razem, okazywanie sobie wsparcia i solidarności mającej źródło w wierze chrześcijańskiej – jest bardzo ważna. Ona z jednej strony umacnia nas, a z drugiej pozwala pokazywać, że my, chrześcijanie jesteśmy realnie obecni w Europie.
Tymczasem, jeśli odliczylibyśmy tu młodzież polonijną, to podejrzewam, że zostałoby tu zaledwie kilkadziesiąt osób z całej Polski – w moim przekonaniu jest to zawstydzające.
KAI: Wróćmy na koniec do tego, co pozytywne: obecności młodzieży polonijnej. To chyba nowość w naszej przestrzeni duszpasterskiej i pierwsza tak skonsolidowana wspólnota rozproszonych po świecie młodych katolików o polskich korzeniach?
- Tak, to tylko pokazuje, że tak naprawdę niewiele trzeba, żeby uruchomić pokłady entuzjazmu i dobra, które są w człowieku. Młodzież zawsze chętnie podąża za ideałami. Na każdym kroku ci młodzi ludzie wyrażają szczerą radość i wdzięczność, że mogą uczestniczyć w takich wydarzeniach, mówią, że tęsknili za takimi spotkaniami. Choć brzmi to jak banał, oni naprawdę są nadzieją na przyszłość. I budujące jest to, że wśród Polaków mieszkających poza granicami kraju, nie brak młodych ludzi, którzy żyją wiarą i chcą tą wiarą dzielić się właśnie w takim gronie.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
azr (KAI) / Budapeszt