Czy nie straciłeś z oczu celu, do którego zmierzasz?

Podobno w życiu pewne są tylko dwie rzeczy. Podatki i śmierć. Czy przypadkiem nie próbujemy wszelkimi siłami zapomnieć o tej drugiej nieuchronnej rzeczy, która czeka nas wszystkich? Rzeczy ostateczne: niebo albo piekło to nie teologiczne przenośnie!

W ubiegłych wiekach tematy związane z eschatologią, czyli rzeczami ostatecznymi, były czymś normalnym i powszechnym w duszpasterstwie, w osobistej modlitwie, w sztuce religijnej. Dziś tak jakby zapomnieliśmy o nich, koncentrując się na tym, co tymczasowe, doczesne. Bardziej istotna jest dla nas życiowa satysfakcja, poczucie spełnienia, osiągnięcia, nie myślimy natomiast o tym, co jest ostatecznym celem naszego życia: o spotkaniu z Bogiem w wieczności.

Wielki Post powinien być czasem nawrócenia, stanięcia w prawdzie, popatrzenia na siebie w Bożym świetle. Rozważając Mękę Pańską, uczestnicząc w Gorzkich Żalach czy podejmując jakiekolwiek inne pobożne praktyki nie możemy stracić z oczu celu. W przeciwnym razie grozi nam popadnięcie w religijny sentymentalizm. Wzruszając się tym, jak cierpiał Jezus, musimy jednocześnie pamiętać o tym, po co cierpiał. Odpowiedź wydaje się oczywista: aby wysłużyć każdemu z nas zbawienie. Więź z Bogiem, którą zerwaliśmy przez grzech, nie odbuduje się mocą szlachetnych postanowień, ale jedynie przez przyjęcie łaski, płynącej z Chrystusowego dzieła zbawienia i stałą współpracę z tą łaską.

Gdy nie dostrzegamy dramatu grzechu, zbawienie także będzie wydawać się nam czymś nieatrakcyjnym lub wręcz niepotrzebnym. Dziś chyba coraz trudniej nazywać nam moralne zło grzechem. Szukamy przyczyn życiowych niepowodzeń w niewłaściwym środowisku, w którym się wychowaliśmy, własne grzechy wolimy określać mianem „błędu”, a świecka „dobra nowina” tolerancji zajęła miejsce prawdziwej Dobrej Nowiny.

Niezależnie, jak bardzo będziemy od siebie odsuwać myśl o stanięciu kiedyś przed Bogiem, przed którym będziemy musieli zdać sprawę ze swojego życia, każdego z nas to spotka. Śmierć jest nieuchronna. A po niej: sąd Boży, po którym nasz los określony będzie już na zawsze. Będzie nim albo piekło – stan kary, wiecznego oddzielenia od miłości Boga, albo niebo – stan szczęścia, przebywania w Bożej obecności. Zanim znajdziemy się w niebie, możemy potrzebować szczególnego oczyszczenia, przygotowania do obcowania z Bogiem – ten stan określa się mianem czyśćca.

W uznanych przez Kościół objawieniach tematyka nieba, piekła i czyśćca pojawia się nieustannie. Ponad 100 lat temu Maryja objawiając się dzieciom w Fatimie, pokazała im 13.07.1917 r. wizję piekła. Wizja ta była tak przerażająca, że gdyby nie to, że trwała tylko chwilę, dzieci nie byłyby w stanie znieść jej grozy. Piekło zostało też ukazane św. Faustynie Kowalskiej. Pisze ona m.in. „jest to miejsce wielkiej kaźni (...) Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę (...) jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa” (Dzienniczek 741).

Dlaczego przesłaniu Bożej miłości, nieskończonego Bożego miłosierdzia, towarzyszyć musiała także wizja piekła? Dlatego, że jest to po prostu fakt, którego nie da się przemilczeć. Bez świadomości, jak bardzo grzech obraża Boga i degraduje naszą duszę, nie zdobędziemy motywacji do zdecydowanego przeciwstawienia się złu. A brak odrzucenia zła, świadome grzeszenie z zuchwałą ufnością w Boże miłosierdzie, jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu, który nie może być odpuszczony.

Nie chodzi o to, żeby „straszyć dzieci piekłem”, jak to ujmują media wrogie Kościołowi. Pokazywanie prawdy, nawet bardzo przykrej i drastycznej to nie straszenie. Gdy w mediach pokazywane są groźnie wyglądające wypadki samochodowe, te same media przyznają, że ma to ważną funkcję pedagogiczną. Dla wielu osób, pozbawionych wyobraźni, dopiero zobaczenie wypadku i cierpienia lub śmierci ofiar w nich uczestniczących, stanie się przestrogą przed łamaniem przepisów drogowych.

Warto przypomnieć postać wielkiego włoskiego poety, Dante Alighieri’ego, którego siedemsetna rocznica śmierci przypada w tym roku. Papież Franciszek 25 marca br. ma opublikować specjalny list jemu poświęcony. Najwybitniejszym jego dziełem jest Boska Komedia, poemat o podróży przez Piekło, Czyściec i Raj, napisany tak sugestywnie, że wielu współczesnych uważało, że jest to zapis wizji poety, który faktycznie znalazł się w tych trzech miejscach. Dante, choć gruntownie wykształcony teologicznie, rozumiał, że prawdy wiary to nie abstrakcja, ale konkret. I ten właśnie konkret, odmalowany w poetyckiej formie i w przystępnym języku, zawarł w swoim dziele. Dziś poezja Dantego, może wydawać nam się odległa. Nie powinniśmy jednak zarówno w duszpasterstwie, jak i własnej pobożności, rezygnować z konkretnego myślenia i mówienia o rzeczach ostatecznych. Jadąc wygodnym i szybkim samochodem musimy mieć w pamięci cel, do którego pragniemy dotrzeć i jechać w taki sposób, aby go bezpiecznie osiągnąć. Tym bardziej więc w podróży życia powinniśmy mieć na oku jej ostateczny cel, a nie tylko życiową wygodę lub sukcesy w wyprzedzaniu innych.

« 1 »

reklama

reklama

reklama