Wcześniejsze wybory mogą nie pomóc Justinowi Trudeau w zachowaniu stanowiska premiera Kanady – pisze „The Times”.
Czy Justinowi Trudeau uda się pozostać premierem? Stoi to pod coraz większym znakiem zapytania. W ciągu zaledwie tygodnia znikła w sondażach pięciopunktowa przewaga 49-letniego polityka. Ostatnio okazało się nawet, że konserwatyści mają więcej o sześć punktów. I to nie jest tylko koszt czwartej fali pandemii i chaotycznej ewakuacji z Afganistanu, ale też hipokryzji i zwykłej pychy.
Kanadę czekają wcześniejsze przedterminowe wybory. Wystąpił o nie sam premier Justin Trudeau, a gubernator generalna przychyliła się do wniosku. Kanadyjczycy pójdą więc do urn już 20 września, po najkrótszej z możliwych kampanii wyborczej. Premier ogłaszając termin, powiedział, że wyborcy stoją przed najbardziej znaczącym wyborem od 1945 r. Zdecydują o postępie z nim u steru albo zrobią krok wstecz pod rządami konserwatystów. Nalegał, aby wybrali, kto poprowadzi ich przez proces odbudowy po pandemii. Sytuacja nie wygląda dla niego jednak tak kolorowo, jak by tego chciał.
„Po raz kolejny złoty chłopiec zachodniej polityki wygląda na skruszonego, zaledwie dwa lata po tym, jak Kanadyjczycy wybrali go ponownie. Jeśli przegra, będzie to oznaczać ponury koniec Trudeau, którego ambitny program i obietnice »słonecznych dróg« doprowadziły Partię Liberalną, zajmującą trzecią pozycję, do znacznej większości w 2015 r., ale który od tego czasu został splamiony skandalami etycznymi, niedotrzymanymi obietnicami i zdjęciami w czarnych twarzach*” – pisze brytyjski „The Times”.