Komentując sytuację Kościoła w czasie pandemii, ks. dr hab. Robert Skrzypczak zauważył, że staliśmy się trochę tłustymi kotami: przyzwyczajeni do katolicyzmu wygodnego, uprawianego z rozpędu, niewymagającego. Musimy wyjść z tej duchowej nijakości.
Pandemia stała się jakby szkłem powiększającym, przez które widać wyraźniej, co się z nami dzieje. Poruszyła w nas lęk, a lękliwość powoduje, że człowiek nie staje się odważniejszy, bohaterski, tylko karłowacieje, kurczy się w sobie – powiedział ks. dr hab. Robert Skrzypczak, publicysta, duszpasterz akademicki, profesor Akademii Katolickiej w Warszawie, komentując dla tygodnika „Echo Katolickie” sytuację Kościoła w Polsce i na świecie w czasach pandemii.
Ks. Skrzypczak zapytany, dlaczego mimo zniesienia obostrzeń świątynie nie wypełniły się wiernymi tak jak przed pandemią, odpowiada, że zarówno pasterze, jak i rodziny, ludzie identyfikujący się z Kościołem, staliśmy się trochę tłustymi kotami: przyzwyczajeni do katolicyzmu wygodnego, uprawianego z rozpędu, niewymagającego, niestawiającego nas w obliczu radykalnych ruchów.
Jak zauważa rozmówca „Echa Katolickiego”, konformizm jest mocno widoczny także u młodego pokolenia. Ta niezbyt optymistyczna diagnoza to nie efekt pandemii, a stanu, który trwa od paru lat. – Dawniej prerogatywą młodości był bunt, chęć rewolucji, naturalna niezgoda na cuchnącą obłudę, nieautentyczność. Dzisiaj natomiast mamy młode pokolenie, które przywykło do wygody, świętego spokoju, rozrywki niewymagającej zaangażowania, podanej na tacy, w stylu: „bawcie mnie”. Jeśli ktoś dzisiaj sięga po bunt, jest on najczęściej sztucznie wygenerowany przez serwisy, media społecznościowe. Ktoś rzuca pretekst, budzi atmosferę moralnej paniki, zagrożenia – podkreśla ks. Skrzypczak, dodając, że jesteśmy społeczeństwem, które stawia na wygodę, kompromis i te pseudoideały zaczynają przenikać do naszego duszpasterstwa, zaś pomieszane z wartościami ewangelicznymi i katechezą chrześcijańską osłabiają lub wręcz zatruwają tę katechezę.
Na pytanie „Co czeka nas, katolików?” ks. Skrzypczak odpowiada: Kościół przetrwa, ale punkt ciężkości, najpiękniejsze sposoby jego przejawiania się, przeniosą się na ludzi, którzy są na to gotowi. – W różnych częściach świata katolicyzm kwitnie, jest piękny – zaznacza rozmówca „Echa Katolickiego”.
– Jednak w społeczeństwach sytych, zabezpieczonych i skoncentrowanych na sobie świata zachodniego, wiara umiera. Nie dlatego, że nie słuchają proroków czy nie są wrażliwi na świadków, tylko dlatego, że ich nie znajdują. A jeśli tacy się pojawiają, odnoszą się do nich z niedowiarstwem, chcą weryfikować ich wiarygodność. Tak jest w przypadku Jana Pawła II. Bez wątpienia był dla mnie i mojego pokolenia kimś niezwykle ważnym. Pokazał nam, jak to jest mieć świętego blisko siebie. To nas uszlachetniło, odmieniło, wzbudziło ogromną ilość powołań, przejawów szlachetności. A teraz przyszedł czas na weryfikowanie tego – przyznaje ks. Skrzypczak, dodając, że nie można się temu dziwić.
– To jest wyzwanie, jakie stoi przed otyłym, podstarzałym Kościołem w Polsce, który przeżył piękny moment, ale nie potrafi poruszać się naprzód. Skończyły się czasy odcinania kuponów od tego, co było, od czasów św. Jana Pawła II, kard. Wyszyńskiego, ks. Popiełuszki. Potrzebujemy przejąć się tym, że mamy nowych ludzi, którzy nie widzą Boga w swoim życiu, którym nikt wiarygodnie Go nie pokazał. To neopoganie, którzy potrzebują misjonarzy, kerygmatu, świadectwa. A my potrzebujemy żyć nawróceniem i modlitwą – nic nowego się tu nie wymyśli – podkreśla ks. Skrzypczak w wywiadzie dla „Echa Katolickiego”.
Ks. dr hab. Robert Skrzypczak - publicysta, duszpasterz akademicki, profesor Akademii Katolickiej w Warszawie, autor książek i bloga ksrobertskrzypczak.blogspot.com