Trzy tygodnie temu wiele emocji wzbudzał mecz Polska-Anglia. Tym razem nie chodziło jednak tylko o to, kto wygra, ale o to, czy Polacy uklękną przed meczem na znak poparcia ruchu Black Lives Matter. Był to także pretekst do dyskusji o polityce kolonialnej Polski – była prowadzona czy nie?
Sprawę podejmuje Piotr Zychowicz na łamach „Do Rzeczy”. W swoim tekście szuka odpowiedzi na pytanie, czy Litwa i Ukraina były koloniami Polski.
„Coraz częściej można usłyszeć, że o ile II RP rzeczywiście nie miała kolonii, to kolonie miała I Rzeczpospolita. O jakie terytoria chodzi? O Wielkie Księstwo Litewskie i Ruś. Kolonizatorem miała być polska szlachta, a ludami kolonizowanymi litewscy, białoruscy i ruscy chłopi. Do polskiej debaty publicznej tezę tę wprowadził na dobre francuski historyk Daniel Beauvois” – pisze historyk.
Jak przypomina, Beauvois twierdził, że „ziemie litewsko-ruskie miały być areną bezwzględnej, kilkusetletniej polskiej ekspansji kolonialnej. Jej ofiarą padły miejscowe ludy, które jęczały pod jarzmem polskiej szlachty”.
Po przytoczeniu doktryny francuskiego profesora, Zychowicz odnosi się do historii swojej rodziny, która pochodzi z terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego. „Czy zatem dziadowie moi byli kolonizatorami?” – pyta i zaznacza: „Gdyby udzielić odpowiedzi twierdzącej, należałoby uznać, że… skolonizowali samych siebie”.
Podaje definicje funkcjonujące w słownikach języka polskiego, które mówią, że kolonizacja to „przekształcanie podbitych terenów w kolonie”, „zasiedlanie terenów bezludnych lub słabo zaludnionych”, a kolonie to „zagraniczne posiadłości jakiegoś państwa”. Te sformułowania nie pasują do działań, jakie podejmowali m.in. przodkowie pana Zychowicza.
„Problem z moimi przodkami polegał na tym, że oni na Litwę nie musieli przybywać i nie musieli jej podbijać. Dlaczego? Bo byli tubylcami. Ludźmi, którzy na Litwie mieszkali «od zawsze». Litwa nie była dla nich obcym, zamorskim lądem, ale domem. Ukochaną ojczyzną” – pisze.
Przypomina, że Polska nie podbiła Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale przystąpiło ono do dobrowolnej unii. Skutkowało to także stopniowym przejęciem przez szlachtę litewską polskiej kultury i języka, co nie wpływało jednak na wyzbycie się czy wyrzeczenie litewskości. Jak zaznacza historyk:
„Jeżeli chodzi o Wielkie Księstwo Litewskie, to teza o «polskiej kolonizacji» jest chybiona. W kraju naszym na palcach jednej ręki można było policzyć majątki należące do rodzin, które przybyły na Litwę z Korony. Aż do wielkich rosyjskich konfiskat popowstaniowych w XIX w. ziemia na Litwie należała do szlachty litewskiej”.
Jednocześnie podkreśla, że nie oznacza to braku konfliktów między szlachtą a chłopami. Zdarzały się one, czasami były bardzo silne. Jednak nie chodziło w nich o narodowość czy naciski rzekomych „kolonizatorów”. „Wszelkie podobne konflikty miały charakter społeczny, a nie narodowy. Wynikały z feudalnych relacji między dworem, a wsią” – podkreśla historyk.
„Błędem jest więc stosowanie współczesnych kryteriów i pojęć do zupełnie innych czasów. Dopiero powstanie nacjonalizmów na przełomie wieków XIX i XX podzieliło ludzi na «polskich panów» oraz «litewskich i białoruskich chłopów». W wiekach poprzednich nikt takimi kategoriami nie myślał. Gdyby w 1850 r. powiedzieć litewskiemu szlachcicowi z Laudy, że na własnej ziemi jest «polskim kolonizatorem», uznałby rozmówcę za niespełna rozumu” – tłumaczy.
Jak pisze Zychowicz, na Rusi sytuacja była trochę inna.
„Ziemie ukrainne w 1569 r. weszły w skład Korony. Był to wówczas teren w dużej mierze spustoszony i wyludniony wskutek krwawych najazdów tatarskich. (…). Nie oznacza to jednak, że na Rusi nie było szlachty. Szlachta na Rusi była. Mowa o kniaziach i bojarach. Szlachta ruska – podobnie jak litewska – z czasem przyjęła polskie język i obyczaje. Kolejne wybitne ruskie rody, szczególnie po roku 1620, porzucały prawosławie na rzecz katolicyzmu” – tłumaczy.
Ponadto na tamte ziemie przenosili się polscy chłopi, którzy przejmowali język ruski i prawosławie. To komplikowało społeczną sytuację. Mimo to „rozgrywający się na Rusi dramatyczny konflikt na linii szlachta-chłopi także miał charakter społeczny, a nie etniczny”.
Jak zaznacza, różnica między Rusią i Litwą polegała też na tym, że niektóre rody przybyły z Korony na ziemie ukrainne, np. Potoccy czy Braniccy. „Nadal jednak olbrzymia część mówiącej po polsku szlachty ukrainnej wywodziła się spośród kniaziów i bojarów”.
„Relacje między szlachtą i chłopstwem na ziemiach litewsko-białoruskich były dalekie od ideału i harmonii. Szczególnie na Rusi przerodziły się w ostry i jątrzący konflikt. Nie zmienia to faktu, że nie da się tego zjawiska nazwać «polskim kolonializmem». To przekładanie zachodnich pojęć do zupełnie innych, nieprzystających realiów” – podsumowuje Zychowicz.
Na koniec zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny element: zarówno chłopi, jak i szlachta mówiła na tych ziemiach tym samym językiem. Napięcia związane z pańszczyzną istniały również w samej Koronie, a przecież nie mówi się tam o żadnej wewnętrznej kolonizacji.
Tezy o polskim kolonializmie wynikają więc z niezrozumienia historii i specyfiki społecznej ziem Litwy i Ukrainy. Polska nie prowadziła polityki kolonialnej, a piłkarze nie muszą klękać, żeby przeprosić za niewolnictwo, rasizm czy wyzysk, których na całym świecie doświadczały podbijane ludy.
Źródło: „Do Rzeczy” nr 16/2021