Największym problemem jest przeżywanie żałoby w samotności. Ten, kto traci bliską osobę, zostaje opuszczony także przez znajomych, dlatego że oni nie wiedzą, jak mu towarzyszyć – powiedział ks. Wojciech Szychowski, psycholog i psychoterapeuta.
W wywiadzie dla tygodnika „Idziemy” powiedział, jak dobrze przeżyć żałobę i jak towarzyszyć osobom, które straciły kogoś bliskiego.
Jak zaznaczył, żałoba to naturalny proces po stracie bliskiej osoby. Nie musi to oznaczać jej śmierci, chociaż najczęściej z tym ją wiążemy, ale taki proces dotyczy też np. rozpadu małżeństwa i odejścia współmałżonka. Bardzo ważne jest, żeby żałobę przeżyć, nie odrzucać poczucia straty i nie racjonalizować.
„Nie przeżyjemy żałoby, jeśli będziemy wypychać ją ze swojego życia, a ten czas zamieniać na śmiech i zabawę. Nie jest dobrym rozwiązaniem udawanie, że nic się nie stało, że bliska osoba, która chorowała, «odeszła i już nic ją nie boli». Ci, którzy zostali, odczuwają ból. Coraz częściej w gabinecie spotykam się z osobami, które po kilku czy kilkunastu latach od straty bliskiej osoby borykają się z różnymi trudnościami, bo nie przeżyły żałoby” – mówił.
Jak tłumaczył, żałoba zaczyna się od zaprzeczenia, że bliska osoba odeszła. Ten etap jest bardzo potrzebny, bo „pomaga nam odnaleźć się w ogromnym stresie, jaki przeżywamy, i uniknąć ekstremalnych wyborów, jak targnięcie się na swoje życie”.
„Kiedy uświadomimy sobie stratę bliskiej osoby, wtedy mogą pojawiać się płacz, złość, czasem nawet przerażenie. Jak sobie z tym poradzić? Przede wszystkim nie być samemu w pierwsze dni po stracie. Nawet w płaczu i smutku ważne jest, by ktoś był obok. Bez czyjejś obecności emocje są jeszcze bardziej dojmujące. Trzeba podkreślić, że czasem dochodzi do «zapętlenia»; szczególnie etap smutku staje się dojmujący, z dnia na dzień coraz bardziej intensywny. Mamy wówczas do czynienia z objawem klinicznym i warto skorzystać z pomocy specjalisty”.
Jak podkreślił, „przeżywanie żałoby zintegrowane jest niejako z naturalnym cyklem funkcjonowania człowieka, począwszy od samego przygotowania pogrzebu”.
„Jest to bardzo intensywny okres, w którym jednocześnie doświadczamy, że bliska nam osoba odeszła. Żegnamy kogoś, kto jest dla nas ważny, informując bliskich i znajomych, którzy przyjadą na pogrzeb. Same uroczystości pogrzebowe także są pożegnaniem. Potem spotkanie rodzinne przy stole, bycie w gronie osób, które znały osobę zmarłą, to też przeżywanie przez nas faktu, że kogoś już nie ma”.
Zwrócił uwagę, że zewnętrzne przezywanie żałoby się zmienia w społeczeństwie, np. czarny strój nie jest już dedykowany tylko żałobnikom, bardzo rzadko ktoś nosi czarną wstążkę czy innymi sposobami pokazuje, że przeżywa żałobę.
„Uważam, że największym problemem jest przeżywanie żałoby w samotności. Ten, kto traci bliską osobę, zostaje opuszczony także przez znajomych, dlatego że oni nie wiedzą, jak mu towarzyszyć: «Straciła syna, nie będę do niej chodzić, bo o czym mam z nią rozmawiać?». «Tak trudno patrzy się na ten jej smutek, ja chcę cieszyć się życiem» – to nie tylko bezradność, ale też pobudki egoistyczne. Dawniej społeczna akceptacja smutku – komuś smutno, bo stracił bliską osobę – była o wiele większa niż dziś” – tłumaczył ks. Szychowski.
Zaznaczył, że nie powinno się „tabuizować” żałoby. Nie powinno się pouczać ludzi, którzy ją przeżywają, żeby nie płakali. Ważne, żeby z nimi być i starać się traktować ich normalnie. Nie chodzi o udawanie, że nic się nie stało, tylko o to, żeby mądrze towarzyszyć.
Zapytany, kiedy kończy się żałoba, odpowiedział:
„Jest to kwestia bardziej wysycenia się poszczególnych etapów i przeżywanych emocji aniżeli zamknięcia w określonym czasie. Sygnałem końca żałoby jest zmiana nastawienia do straty bliskiej osoby. Wspomnienia nie wywołują łez, możemy swobodnie o nich rozmawiać, nie żyjemy stratą każdego dnia, ale wspominamy naszą bliską osobę w czasie uroczystości rodzinnych czy Wszystkich Świętych. Dalej będzie otwartość na nowe znajomości czy na kolejne dziecko”.
Źródło: „Idziemy”