Wychowanie dzieci to dla każdego rodzica wielkie wyzwanie. Hanna i Włodzimierz Szkudlarkowie wywiązali się z tego zadania wzorowo. Wychowali wspólnie dziewięciu synów. Oto ich recepta na małżeńskie i rodzinne szczęście.
Małżeństwo przysięgę składało 33 lata temu u stóp obrazu Świętej Rodziny w sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Swoją wspólną drogę powierzyli Świętej Rodzinie i św. Józefowi. Sami, jak mówią, pochodzą z rodzin wielodzietnych – pani Hania ma cztery siostry i brata, natomiast pan Włodek trzy starsze siostry.
Najwspanialszy prezent urodzinowy
O pierwszej ciąży małżeństwo dowiedziało się dokładnie w 30. urodziny męża. „Co to była za radość w rodzinie! Moi rodzice po wnuczce mają wnuka, a w rodzinie męża szczególna radość dziadka Czesława, że nazwisko nie zaginie!” – wspomina Hanna.
Po 18 miesiącach na świat przyszło kolejne dziecko – chłopiec, Jaś, choć po cichu rodzice marzyli o dziewczynce.
„Po 20 miesiącach nasza czwórka znów z nadzieją czekała na dziewczynkę, ale też urodził się chłopiec, który otrzymał imię Michał. Minęło kolejnych 20 miesięcy i na świat przyszedł Piotr. Żalu, że to nie dziewczynka, już nie było, bo uznaliśmy, że łatwiej nam będzie ogarnąć męską brać. Nasz plan dużej rodziny został więc zrealizowany!” – śmieje się Hania.
Rodzina dobrze radziła sobie z obowiązkami i wychowaniem chłopców. Mąż realizował się zawodowo, zapewniając byt rodzinie, natomiast mama opiekowała się czwórką pociech.
Po powrocie do pracy Hanna ponownie zaszła w ciążę. „Już odzwyczailiśmy się od pieluch, a ja, żeby wrócić do zawodu, rozpoczęłam studia podyplomowe w Poznaniu” – opowiada mama chłopców. Podkreśla, że zawsze mogła liczyć na wsparcie męża i starszych synów.
Na świat przyszedł kolejny syn, a dwa lata później zostali rodzicami kolejnego chłopca. Wspominają ten czas z radością, o dziewczynce przestali już myśleć, „bo jak ona by się odnalazła w tym męskim towarzystwie?”.
Wkrótce na świecie pojawił się Józef, następnie Lech – ich dziewiąta i ostatnia pociecha.
Życie to wiele radości, ale również trudnych momentów
Kiedy zaczęli budowę domu, pan Włodek stracił pracę. „Dostawał jakieś zlecenia, ale nie było to stałe zajęcie. Oszczędzaliśmy, ile mogliśmy” – wspominają.
W 2018 r. przeżyli również ciężką chorobę pana Włodka – nowotwór złośliwy, z którego dzięki Bożej pomocy mąż został uzdrowiony.
Brak stałej pracy i problemy ze zdrowiem spowodowały, że skorzystali z pomocy państwa. „Było to bardzo przykre, kiedy musieliśmy prosić o zasiłek, składać dziesiątki zaświadczeń. Nauczyło nas to wiele pokory i samozaparcia, ale staraliśmy się żyć godnie” – wspomina Hanna.
Zaufanie i otwartość na życie
We wszystkich trudnych doświadczeniach trzymała ich wspólnota rodzinna oparta na wierze i zaufaniu Bogu. To Jemu małżeństwo zawierzyło swoje życie i rodzinę. Nie zabrakło również pomocy od dobrych ludzi, których Bóg stawiał na ich drodze. „Po ludzku trudno udźwignąć pojawiające się problemy, jest strach i niepewność, ale to zaufanie do Boga nam pomogło”.
Źródło: Tak rodzinie, Rodzinka11.pl