Samorządowcy z Gdańska, Gdyni i Sopotu proszą o pomoc ministra rolnictwa. Dziki, a nawet bobry stały się problemem, z którym sobie nie radzą.
Dziki można spotkać nie tylko na obrzeżach miast, ale niekiedy nawet w ścisłych centrach. Na krótko przed Bożym Narodzeniem do szpitala w Gdyni trafiła 55-letnia kobieta ciężko poturbowana przez jedno z tych zwierząt.
Rozrost populacji dzików jest problemem wielu polskich miejscowości. Samice tych zwierząt mają 4-8 młodych w jednym miocie, a niekiedy nawet 12. Wielkość populacji powinny regulować wilki, ale tych jest w Polsce zbyt mało, więc liczba dzików stale rośnie. Decyzję o ewentualnym odstrzale redukcyjnym może wydać starosta powiatowy, a wykonaniem zajmuje się Polski Związek Łowiecki.
W przypadku Trójmiasta problem stanowią także też bobry. Z zasady nie są agresywne (choć ich ugryzienia bywają groźne), ale niszczą samochody, a w dodatku niebezpieczne bywają podgryzione przez nie drzewa. Sytuację komplikuje to, że gatunek ten znajduje się pod ochroną.
Walczący o reelekcję samorządowcy piszą do ministra Czesława Siekierskiego z prośbą o pomoc w odławianiu i wywożeniu dzików z miast.
Na 25 kwietnia jest zaplanowane spotkanie samorządowców z regionalną dyrekcją Lasów Państwowych, przedstawicieli myśliwych i służb weterynaryjnych. 7 kwietnia mają się odbyć wybory samorządowe.
Źródło: interia.pl, prawo.pl