„Po przedłużeniu aresztu w czerwcu o kolejne trzy miesiące niestety załamałam się psychicznie i wtedy na kartce A4 zrobiłam kredkami duży napis: «Kucharska, musisz być silna! Jesteś silna!» i zawsze patrząc na to hasło, dodawałam: «z Bożą mocą i pomocą»” – opowiada była urzędniczka, która spędziła za kratami 7 miesięcy.
Karolina Kucharska, jedna z dwóch urzędniczek, które trafiły do aresztu z powodu śledztwa w sprawie Funduszu Sprawiedliwości opowiedziała „Gazecie Polskiej Codziennie” o warunkach, w jakich była przetrzymywana.
„To było siedem miesięcy pozbawiania mnie jakiejkolwiek prywatności i odzierania mnie z mojego człowieczeństwa” – mówi. Jednym z przykładów było zapalanie światła w nocy co godzinę, co miało miejsce przez cały siedmiomiesięczny okres pobytu za kratami.
„W mojej niewielkiej celi zamontowane były dwie kamery – jedna w kąciku z toaletą, a druga praktycznie nad łóżkiem, dlatego niezrozumiała była dla mnie sytuacja, która trwała nie tylko na początku, lecz także przez cały okres mojego osadzenia, polegająca na wielokrotnym zapalaniu w nocy światła – w celu… No właśnie, jaki był cel tych działań? Skoro zamontowane i działające przez 24 godziny na dobę kamery obserwowały w celi każdy mój ruch i każdą moją czynność” – relacjonuje urzędniczka. Podczas aresztu, jak mówi, pogorszyły się jej wyniki ogólne morfologii krwi.
W dodatku w celi okno można było tylko lekko uchylić, a pomieszczenie było świeżo pomalowane, więc przez cały czas unosił się tam odór farby.
„Cele, w których przebywałam, nie były należycie oświetlone, a przez ich usytuowanie w budynku, tj. od strony, z której nie docierały promienie słoneczne, musiałam wciąż korzystać ze sztucznego oświetlenia, co spowodowało u mnie znaczące pogorszenie wzroku. (…) Grzejnik w celi został uruchomiony dopiero dzień przed moim wyjściem na wolność, a wcześniej, czyli od początku sezonu grzewczego, nawet gdy temperatura na zewnątrz spadała do zera stopni, moja cela przez dwa tygodnie nie była ogrzewana” – dodaje Karolina Kucharska. Jak opowiada, cała sytuacja wywołała u niej „ szok i niedowierzanie”. „strach i przerażenie o najbliższych, w szczególności o moją niepełnosprawną, 70-letnią mamę (wdowę), która pozostawała tylko pod moją opieką, ale również strach o siebie” oraz „wielką bezsilność”.
„Wtedy też w poczuciu ogromnego lęku o mamę i o najbliższych zdałam sobie sprawę z tego, że jedyny sposób, w jaki mogę pomóc im, ale też sobie, to modlitwa i wiara – wspomina urzędniczka. – To one stały się moim punktem odniesienia, moją kotwicą w walce o przetrwanie każdego z tych 213 dni spędzonych w areszcie. Po przedłużeniu aresztu w czerwcu o kolejne trzy miesiące niestety załamałam się psychicznie i wtedy na kartce A4 zrobiłam kredkami duży napis: «Kucharska, musisz być silna! Jesteś silna!» i zawsze patrząc na to hasło, dodawałam: «z Bożą mocą i pomocą». Codzienna modlitwa różańcowa i odprawianie Drogi Krzyżowej pozwalały mi przetrwać najgorsze chwile, nawet jeśli nie potrafiłam ich zrozumieć i jeśli modlitwom tym towarzyszyły łzy. Wiedziałam, że pomimo wielu cierpień, upadków, niesprawiedliwości i bardzo trudnych warunków w areszcie nie mogę się poddać. W areszcie spotkałam kapelana więziennego, pallotyna ojca Wiesława oraz siostrę Beatę, którzy stanowili dla mnie w tym niewyobrażalnie trudnym czasie prawdziwe duchowe oparcie. Tym bardziej cieszę się, że zostałam uwolniona w październiku, w maryjnym miesiącu”.
Źródło: niezalezna.pl
Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych.