Władza może lekceważyć rodziców protestujących przeciwko demolce w szkołach. To i tak nie jej bańka i nie jej elektorat. Dlatego trzeba uświadamiać ludziom spoza bańki, co naprawdę się dzieje. Tego nie będzie można tak łatwo zlekceważyć.
Rozporządzenie w sprawie lekcji religii jest w całości niezgodne z konstytucją i Ustawą o systemie oświaty – stwierdził Trybunał Konstytucyjny. Powodem było to, że wbrew przepisom, zmian nie ustalano ze związkami wyznaniowymi. TK ma rację. Początkowo rząd ostentacyjnie lekceważył wszelkie prośby o kontakt (nie zbierała się nawet komisja wspólna rządu i episkopatu). Później odbyło się kilka spotkań, na których przedstawiciele ministerstwa edukacji powiedzieli biskupom, co resort zrobi. I tyle.
Zmiana rozporządzenia w sprawie religii – w praktyce to w zasadzie wyrzucenie jej ze szkół – wpisuje się w pakiet działań minister Barbary Nowackiej, obok zakazu zadawania prac domowych (pierwsze skutki już widać), zniszczenia programów nauczania historii i języka polskiego, wyrzucenia historii i teraźniejszości i wprowadzenia deprawujących lekcji nazwanych edukacją zdrowotną. Ze szkoły wylatuje z hukiem wszystko, co można określić jako patriotyczne, tradycyjne, albo katolickie – ale nie tylko.
Nie jest wcale tak, że nowa szkoła wykształci inteligentnego lewicowca czy europejskiego kosmopolitę. Ona da dyplomy ludziom, którzy nic nie wiedzą i niczego nie rozumieją.
Jak władza zareaguje na wyrok TK? Spodziewam się, że będzie starała się go zlekceważyć – w miarę możliwości nie komentować, ewentualnie mówić, że trybunał jest pisowski, a wyrok się nie liczy.
Taką strategię stosuje w zasadzie od początku, także przy innych sprawach, choć – warto zauważyć – rząd nie wszedł do siedziby TK z drzwiami, jak do TVP, ani nawet nie powołał jakiegoś swojego trybunału. Niemniej jednak strategia „nie ma żadnego TK” będzie raczej kontynuowana. Myślę też, że resort edukacji będzie się starał zlekceważyć głosy rodziców piszących w sprawie tzw. edukacji zdrowotnej, a także zorganizowaną w jej sprawie demonstrację. Tym ważniejsze jest jednak, by protest zaplanowany na 1 grudnia był jak najliczniejszy i jak najbardziej nagłośniony. Minister Nowacka może sobie lekceważyć ludzi, którzy tam przyjdą (w końcu to i tak nie jej bańka i nie jej elektorat), ale przekaz może dotrzeć do innych.
A dotychczasowe sukcesy szkolnej rewolucji są możliwe dlatego, że wiele osób nie ma (nie chce mieć?) świadomości, co naprawdę się dzieje. Jeśli choćby część obywateli się ocknie, to będzie to już coś, czego rząd nie będzie mógł tak łatwo zlekceważyć.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.