Ewa Maciejczak dwukrotnie przeszła pieszo trasę z Helu na Giewont. Mieszkanka Sokolnik Mokrych w powiecie przysuskim, zrobiła to dla ciężko chorego Stasia Zielińskiego, któremu życie może uratować najnowsza terapia genowa za 15 mln złotych.
Piechurka na szczyt weszła 17 sierpnia. W ostatnim etapie towarzyszyli jej rodzice. „Jesteśmy na Giewoncie! Udało się po raz drugi! Wszystko to robię dla Stasia. Pomóżmy mu wszyscy zdobyć najważniejszy dla niego szczyt. Od tego zależy jego życie” – mówiła Ewa Maciejczak.
Pierwsza wyprawa w lipcu zajęła jej 16 dni. Druga 24. Ewa Maciejczyk opowiada, że szło się jej dobrze. Nie narzeka – bo jak sama mówi – samo przejście dwukrotnie trasy z Helu na Giewont, było już czymś wyjątkowym. Jednak zbiegiem czasu, zaczęło szwankować jej zdrowie. Oprócz zmęczenia, odczuwała bóle w okolicy piszczeli. Była przerażona, bo pojawiła się myśl, że nie będzie w stanie pokonać tej trasy – dla Stasia. Walczyła też z przeziębieniem przez kilka dni.
Akcja wsparcia dla Stasia Zielińskiego prowadzona jest w internecie. Ewa Maciejczak chce, aby o jego chorobie usłyszała cała Polska. Chłopiec cierpi na rzadką chorobę genetyczną, która objawia się postępującym zanikiem mięśni. Dotyczy to tylko chłopców i do niedawna nie było dla niego ratunku. Rok temu została zatwierdzona pierwsza na świecie terapia genowa. Został on zakwalifikowany, jednak barierą jest cena leczenia, która wynosi 15 mln zł. Tyle kosztuje jeden zastrzyk, który może zmienić życie Stasia. Do tej pory zebrano 6,2 mln złotych.
Źródło: KAI