Prezydent USA Herbert Hoover uratował od śmierci milion polskich dzieci. Tyle ile było ofiar obozu zagłady KL Auschwitz. Tymczasem o amerykańskim prezydencie w 150. rocznicę jego urodzin i 60. rocznicę śmierci nikt nie pamięta, nie odbudowano również w Warszawie pomnika wdzięczności Ameryce. Mamy natomiast nieustający koncert życzeń wobec Stanów Zjednoczonych – mówi Waldemar Piasecki, przewodniczący Towarzystwa Jana Karskiego.
W tym samym roku prezydent gościł w Białym Domu Marię Skłodowską-Curie, której podarował kupiony z własnych funduszy jeden gram radu potrzebny dla badań prowadzonych przez polską noblistkę. Dziękując, emfatycznie podkreślała zasługi darczyńcy dla Polski i polskich dzieci.
W styczniu 1932 roku w Białym Domu koncertować będzie Ignacy Paderewski. Niestety będzie to czas Wielkiego Kryzysu, szalejącej inflacji, drożyzny i bezrobocia. Niezadowolenie społeczeństwa skupi się na Hooverze. Przegra wybory z Roosveltem. Wycofa do się do Kalifornii i swego Instytutu. Zajmować się będzie rozwijaniem programów edukacyjnych i pisaniem książek.
W 1936 roku w Ameryce przebywa watykański sekretarz stanu biskup Giovanni Pacelli, poprzednio nuncjusz w Niemczech, późniejszy papież Pius XII. Spotkał się z prezydentem Rooseveltem, ale już nie z Hooverem. Otrzymał sugestię, że nie byłoby to mile widziane przez Biały Dom.
Podróż w 1938 roku będzie próbą przypomnienia Hoovera Europie. Przede wszystkim Belgii i Polsce, które dzięki jego pomocy doświadczyły najwięcej dobra.
Wybucha druga wojna. Co robi Hoover?
Napaścią Niemiec na Polskę i niebawem Sowietów, Hoover był pewnie mniej zaskoczony niż jej władze. Już 25 września 1939 powołał on Komisję Pomocy Polskiej, Commission for Polish Relief (CPR), popularnie zwaną Comporel lub prościej Komisją Hoovera (Hoover Commission) mającą pomagać ludności cywilnej na terenach okupowanych przez obu agresorów. Jej codziennym kierowaniem zajął się doświadczony już pomocy Polsce po pierwszej wojnie Maurice Pate.
Fundusze pochodziły od rządów i prywatnych organizacji charytatywnych, a także Amerykańskiego Czerwonego Krzyża. Ogółem zebrano sześć milionów dolarów. Komisja objęła pieczą 200 tysięcy niedożywionych dzieci, kobiet i osób starszych w okupowanej Polsce i pięćdziesiąt tysięcy polskich uchodźców we Francji. Otrzymywali oni codzienne posiłki przygotowywane na bazie pozyskiwanej żywności (skondensowanego mleka, mąki, kaszy, ryżu, tłuszczy roślinnych i cukru) i wydawane przez specjalnie zorganizowane kuchnie.
Dostawy produktów szły morzem na statkach państw neutralnych, po wcześniejszym uzyskaniu przez Hoovera oficjalnego zapewnienia rządu niemieckiego, że nie będą one celami ataków Kriegsmarine. Trafiały z Ameryki do Szwecji, a potem Hamburga i Gdańska, a stamtąd koleją do Warszawy i Krakowa, gdzie znajdowały się centra dystrybucyjne. Z czasem portami docelowymi stały się także Lizbona i Genua, a na terenach okupowanych również porty litewskie. Wiosną 1940 roku Hoover wywalczył w Berlinie zgodę, aby transportom i dystrybucji towarzyszyli Amerykanie, żeby nie były po prostu rozkradane przez administrację okupacyjną. Uzyskał także zgodę na rozszerzenie pomocy dla ludności żydowskiej. Po wejściu Stanów Zjednoczonych do wojny w grudniu 1941 roku, Niemcy zablokowały możliwość dalszych dostaw. Próby zakupu żywności w Sowietach i krajach bałtyckich oraz dostarczaniu ich z tego kierunku nie powiodły się. Komisji Hoovera pozostała już tylko pomoc Polakom poza terenami okupowanymi.
Jak Hoover powrócił do oficjalnego nurtu funkcjonowania administracji amerykańskiej, co za Roosvelta nie było możliwe?
Stało się możliwe po nagłej śmierci Roosevelta w kwietniu 1945 r. i przejęcia steru rządów przez Harry’ego Trumana. Ten od razu zaproponował Herbertowi Hooverowi kierownictwo pomocy dla krajów ciężko doświadczonych wojną, przede wszystkim głodem. Nie było dla nikogo zaskoczeniem, że Polska znalazła się na czele ich listy obejmującej 38 państw. Hoover przybył do Warszawy 28 marca 1946 roku w towarzystwie długoletnich współpracowników świetnie znających Polskę Hugh Gibsona i Maurice’a Pate oraz kilku innych doradców. Wcześniej na specjalnej audiencji przyjął go papież Pius XII, z którym konsultował gotowość Watykanu do wsparcia amerykańskiej misji.
Obawiając się, że polska wizyta może być wykorzystywana przez władze komunistyczne do ich legitymizacji, przekazano im wyraźne oczekiwanie nieurządzania żadnych oficjalnych przyjęć i spotkań towarzyskich. Tak się jednak nie stało. Nazajutrz, mieszkający i urzędujący w Belwederze Bolesław Bierut wita w progach rezydencji Herberta Hoovera. Niby od niechcenia rzuca, że to miejsce jest amerykańskiemu gościowi dobrze znane. Następnie odbywa się wystawna kolacja złożona z dziesięciu dań, do której podawane są najlepsze na świecie trunki. Amerykanin ma poczucie nierzeczywistości, bo rano polscy oficjele z tym samym Bierutem i premierem Edwardem Osóbką-Morawskim rzewnie rozwodzili się nad katastrofą głodu wiszącą na Polską i dramatycznymi warunkami życia Polaków. Usłyszał skargi na redukowanie dostaw zboża w ramach amerykańskiego programu pomocy UNRRA oraz oczekiwania, że Hoover spowoduje ich zwiększenie.
Ponieważ Waszyngton miał inną ocenę i uważał, że zboże dla Polski po prostu jest rozkradane przez Sowietów, Hoover zaproponował racjonowanie żywności w celu właściwej kontroli nad sytuacją. Zostało to natychmiast odrzucone przez rozmówców, jako obce naturze Polaków, którzy nawet za niemieckiej okupacji żadnego racjonowania nie zaakceptowali. 30 marca, Hoover rewanżuje się dużo skromniejszą kolacją wydaną dla Osóbki-Morawskiego i jego zastępców Władysława Gomułki i Stanisława Mikołajczyka reprezentującego w rządzie koncesjonowaną opozycję. W ostatniej chwili ambasador Arthur Bliss-Lane otrzyma żądanie, aby w kolacji brał udział obok tłumacza amerykańskiego także polski. Chodzi pewnie o to, aby mógł przekazać o czym Hoover będzie rozmawiał ze znającym angielski Mikołajczykiem. Kiedy Amerykanie się nie zgadzają, Osóbka-Morawski nie przychodzi. Na życzenie Gomułki, drzwi sali bankietowej pozostają uchylone, tak, aby cały czas był on widoczny dla dwóch ochroniarzy, z którymi przybył. Kolacja mija w chłodnej atmosferze. Hoover chyba już wtedy rozumie, że żadna poważna misja już się w Polsce nie powiedzie. Nie dojdzie też do spotkania z prymasem Hlondem, bo Bierut nie pozwoli.
W odróżnieniu od poprzednich wizyt w Polsce, nie będzie zorganizowanej dla Hoovera żadnej oficjalnej demonstracji, która z pewnością zgromadziłaby tłumy. Będzie odwiedzał na własne życzenia szpitale, szkoły, sierocińce. Zobaczy obrazy sprzed lat. Wszędzie jest jednak entuzjastycznie witany. Oglądając ruiny miasta trafi także na miejsce po Skwerze Hoovera, gdzie stał niegdyś Pomnik Wdzięczności Ameryce, a po którym została tylko misa fontanny. Przy pożegnaniu Osóbka-Morawski zapewni go, że pomnik zostanie odtworzony. Oczywiście tak się nie stanie.
Hoover podejmie próbę przekonania Trumana o konieczności zwiększenia pomocy dla Polski ponad to, co przekazuje UNRRA, ale będzie to już czas, kiedy komuniści z Warszawy, gadając językiem Moskwy, oskarżać będą Waszyngton o próby ingerowania w sprawy Polski „pod płaszczykiem” pomocy humanitarnej. Ostatecznie pomoc ustanie.
W 1947 roku społeczność religijna kwakrów uhonorowana zostanie Pokojową Nagrodą Nobla za pomoc humanitarną niesioną ludziom podczas wojen i w ich wyniku. Wielu ludzi będzie wiązać to jednoznacznie z dziełem hooverowskim...
W 1947 roku, w trzystulecie powstania religijnej wspólnoty kwakrów Komitet Noblowski postanowił uhonorować ich Pokojową Nagrodą „za pionierską pracę w międzynarodowym ruchu pokojowym i pełne współczucia wysiłki na rzecz łagodzenia ludzkiego cierpienia, promując w ten sposób braterstwo między narodami”. Nie było tajemnicą, że o werdykcie przesądzała w wielkiej mierze postać znamienitego kwakra Herberta Hoovera, jego niezwyciężony duch poświecenia dla innych i spektakularne osiągnięcia pomocowe. Był po prostu wizytówką wspólnoty.
W laudacji przewodniczącego Komitetu Noblowskiego Gunnara Jahna padły słowa:
Kwakrzy pokazali nam, że można przełożyć na działanie to, co kryje się głęboko w sercach wielu osób: współczucie dla innych i chęć niesienia im pomocy – ten bogaty wyraz współczucia pomiędzy wszystkimi ludźmi, bez względu na narodowość czy rasę, który, przekształcone w czyny, muszą stanowić podstawę trwałego pokoju. Tylko z tego powodu kwakrzy zasług dali nam jednak coś więcej: pokazali siłę, jaką można czerpać z wiary w zwycięstwo ducha nad siłą. I to przywodzi na myśl dwa wersety z jednego z wierszy Arnulfa Øverlanda [norweskiego poety i myśliciela –przyp. autora] , który pomógł tak wielu z nas podczas wojny.
Odpowiadając, lider amerykańskich kwakrów Henry Cadbury, filozof i teolog wywodzący się z legendarnej amerykańskiej dynastii producentów czekolady, której firma tonami słała kakao dla głodujących polskich dzieci, mówił, że sednem pomocy jest nieopowiadanie się po żadnej ze stron, których konflikt wywołuje potrzebę tej pomocy. Po prostu jej niesienie i nie ocenianie innych. Tylko taka postawa buduje mosty porozumienia i współpracy. Czego najlepszym reprezentantem jest Herbert Hoover. Zwracał uwagę, że świat słusznie niepokoi się stosunkami między Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Sowieckim, uzbrojonymi w bomby atomowe i coraz bardziej gotowymi do wojny z użyciem tych strasznych broni. Dlatego apeluje do Norwegii, która jest domem Pokojowej Nagrody Nobla oraz innych państw Europy, aby zrobiły wszystko by ocalić świat od konfrontacji tych mocarstw i uratować pokój na świecie.
Towarzystwo Jana Karskiego w walce o pamięć Hoovera i pomocy amerykańskiej jest konsekwentne. Co robicie poza kolejnymi apelami do władz o odtworzenie Pomnika Wdzięczności Ameryce?
Prestiżowymi Nagrodami Orła Jana Karskiego uhonorowany został w 2009 roku Instytut Hoovera za to co robił i robi dla ocalenia i dokumentacji polskiego dziedzictwa historycznego oraz w 2019 roku, w stulecie nawiązania polsko-amerykańskich stosunków dyplomatycznych, pośmiertnie sam Herbert Hoover.
Członek kapituły nagrody ksiądz profesor arcybiskup Alfons Nossol tak uzasadniał decyzję: „Herbertowi Hooverowi Polska winna dziękować nie tylko za wymierną pomoc, jakiej w historii nie dokonał dla Polski zapewne żaden pojedynczy człowiek nie będący Polakiem. Powinna także dziękować za to, iż postać Hoovera od dzieciństwa formowała polskiego bohatera narodowego Jana Karskiego do moralnej wielkości, którą podziwia dziś ludzkość”.
Inny członek kapituły, profesor Julian Kornhauser lapidarnie puentował: „Historia relacji patrona nagrody i jej laureata jest kwintesencją relacji polsko-amerykańskich”. Miał na myśli to, że Hoover był dziecięcym idolem Karskiego, który jako uczeń zbierał pieniądze na Pomnik Wdzięczności Ameryce, a z matką i bratem brał udział w jego odsłonięciu. Także i to, że w czasie wojny, już jako emisariusz Państwa Podziemnego i Rządu RP na Wychodźstwie, Jan Karski poznał Herberta Hoovera osobiście. Na jego prośbę podjął się w 1945 roku misji przejmowania dla Biblioteki Hoovera (dziś Instytutu), ufundowanej przezeń w 1919 roku największej dziś na świecie prywatnej instytucji archiwalnej) dokumentów polskiej historii, by nie wpadły w ręce reżimu warszawskiego i jego moskiewskich sponsorów. Dotyczyło to m.in. bezcennych zasobów II Korpusu gen. Władysława Andersa i dokumentów dyplomatycznych RP oraz związanych z walką o niepodległą Polskę. Kilkanaście ton dokumentacji dotarło do Biblioteki Hoovera dając początek jej kolekcji europejskiej. Karski z Hooverem i jego placówką historyczną pozostawał związany do końca. Najpierw do śmierci amerykańskiego prezydenta w 1964 roku, potem swojej własnej w 2000 roku. Do Instytutu Hoovera trafiły jego archiwa osobiste.
Jak spuentowałby Pan całą tę sytuację związaną z postacią Hoovera i jego polską pamięcią?
Herbert Hoover uratował od śmierci milion polskich dzieci. Tyle ile było ofiar obozu zagłady KL Auschwitz. Tymczasem o amerykańskim prezydencie w 150. rocznicę urodzin (ur. 10 sierpnia 1874) i 60. rocznicę śmierci nikt nie pamięta. Oto przykład jaka jest polska pamięć.
Źródło: KAI