Tegoroczne obchody Święta Wojska Polskiego, trzecie z rzędu w warunkach pełnoskalowego konfliktu zbrojnego za naszą wschodnią granicą, to dobra okazja do refleksji nad przebiegiem i rezultatami wojny polsko-bolszewickiej. Nasze zwycięstwo uratowało nie tylko niepodległy byt odradzającego się państwa polskiego, ale zatrzymało sowieckie hordy, których plan przewidywał „napojenie koni w Sekwanie”.
Po pierwsze rozpoznanie. Złamanie rosyjskich szyfrów, nie tylko pozwoliło sparaliżować działania wroga, ale wykorzystać dezinformację jako skuteczny oręż w walce. Działalność wywiadu radiowego grupy porucznika Jana Kowalewskiego na rok przed Bitwą Warszawską wsparli wybitni matematycy z Uniwersytetów Warszawskiego i Lwowskiego. Praca komórek krypto-analitycznych, które Kowalewski powołał przy każdym ze sztabów frontowych, pozwoliła reagować z wyprzedzeniem, zanim sami Rosjanie odczytali nadchodzące rozkazy, bo polski dekryptaż był szybszy od bolszewickiego.
Równie istotne znaczenie miało zakłócanie łączności wroga, paraliżujące komunikację, a tym samym utrudniające rzeczywiste rozpoznanie sytuacji operacyjnej, dyslokacji pozycji polskich oddziałów, wreszcie kierunków kontrnatarcia. Morale polskiego żołnierza wzmacniali najwybitniejsi ludzie pióra tamtego czasu, poeta Kazimierz Wierzyński – późniejszy autor laurów olimpijskich na olimpiadzie, gdzieżby indziej, w Paryżu 1924 r., Stefan Żeromski zwany sumieniem Narodu, a ochotnikami byli pochodzący z różnych światów – kompozytor żydowskiego pochodzenia Henryk Wars – wówczas 16. latek, czy wybitny publicysta i dziennikarz Józef Mackiewicz, którego powieść „Lewa wolna” opisuje całą złożoność ówczesnego konfliktu, Kornel Makuszyński popularny pisarz i autor pierwszego polskiego komiksu, czy Władysław Broniewski-dowódca kompanii w elitarnym 1 Pułku Piechoty Legionów.
W obliczu zagrożenia odrodzonej państwowości wszystkie środowiska, partie polityczne i grupy społeczne odłożyły na bok spory, czego wyrazem było powołanie Rządu Jedności Narodowej z Wincentym Witosem jako premierem. Nie tylko Polacy dostrzegli zagrożenie bolszewickie.
Jak pisał Edgar Vincent D’Abernon, przewodniczący Międzysojuszniczej Misji do Polski: „Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się była zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji”. Te słowa pozostają do dziś aktualne, tyle że miejsce Warszawy zajmuje Kijów.
Zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej zatrzymało Sowietów tylko na dwadzieścia lat. Podczas gdy Zachód konsumował owoce polskiego zwycięstwa, machina propagandowa Moskwy obarczała Polskę odpowiedzialnością za konflikt zbrojny, podsycała wewnętrzne konflikty i ruchy odśrodkowe. Z samej Rosji uczyniła największe w dziejach więzienie. Likwidacja kułaków, Kozaków, zamorzenie głodem Ukrainy i zniewolenie ludów Kaukaskich, czy tak zwana operacja polska NKWD, dopełniły dzieła zniszczenia. Dzisiaj wyraźnie widać, że nie tylko strategiczne cele, ale metody działania putinowskiej Rosji nie uległy zmianie.
Wypada więc wyrazić zadowolenie, że współpraca MON z ośrodkiem prezydenckim w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa państwa układa się poprawnie. Jednak w obliczu skali i złożoności zagrożeń, wobec których stoi Polska – tu i teraz, to stanowczo zbyt mało. Pokładanie nadziei w potencjale NATO i zobowiązaniach sojuszniczych, to szkodliwa naiwność. Zdolność odstraszania wymaga wzmacniania własnego potencjału obronnego jako warunku koniecznego spoistości, a także mobilności bojowej NATO i jego wschodniej flanki.
Historyczne doświadczenia podpowiadają, że tylko silni mogą liczyć na wsparcie. Kiedy ówczesny premier Władysław Grabski zabiegał o poparcie sprawy polskiej przez państwa zachodnie na konferencji w Spa 9 lipca 1920 roku, wyraził zgodę na niekorzystny dla Polski i jej strategicznych interesów przebieg granicy wschodniej wzdłuż tzw. Linii Curzona. Pomimo dymisji gabinetu, te ustalenia pozostały w mocy, a ich długofalowe następstwa odczuwamy po dziś dzień, wszakże poszerzone o postanowienia jałtańskie.
Kiedy brytyjscy dokerzy sabotowali ładunki amunicji i uzbrojenia dla walczącej Polski, rząd w Londynie parł do zawarcia pokoju z bolszewikami za wszelką cenę. Czechosłowacja zablokowała transport pomocy przez jej terytorium. Tylko Francja i Węgry wsparły realnie wysiłek zbrojny wyniszczonego Wielką Wojną i pozbawionego własnych zasobów kraju. Dzisiaj z tej gorzkiej lekcji musimy wyciągać praktyczne wnioski.
Stałe wzmacnianie zdolności wytwórczych własnego przemysłu obronnego, doskonalenie struktury dowodzenia, nabór, selekcja i szkolenie kadr, podnoszenie potencjału ekonomicznego kraju, to sprawy żywotnego interesu Narodu i Państwa. Bezpieczeństwa nie zapewnią bowiem spory światopoglądowe, obyczajowe eksperymenty, czy pseudo-emancypacją. Nowoczesne technologie, interdyscyplinarne kwalifikacje, przewaga intelektualna, rozpoznanie, łączność, efektywna i odporna na działania z zewnątrz infrastruktura krytyczna, alokowana i rozproszona, to warunki bezpieczeństwa, sprawności operacyjnej i strategicznych zdolności obronnych.
Niech ta świadomość towarzyszy nam podczas uroczystych apeli, pikników wojskowych, demonstracji sprzętu i odwiedzin weteranów, także ostatnich współczesnych kampanii w Iraku, Afganistanie i wszędzie tam, gdzie polski żołnierz udowadniał, że dobro Ojczyzny pozostaje najwyższym nakazem i zobowiązaniem.
Źródło: Nowy Świat 24