Minister kultury Marta Cienkowska zapowiedziała wyjaśnienie, skąd pochodzą pamiątki po ofiarach obozów koncentracyjnych, które miały być wystawione na aukcji w Niemczech. Zapewniła, że jeśli są autentyczne, to Polska nie będzie ich kupować, tylko je odzyska.
Szef MSZ, wicepremier Radosław Sikorski poinformował w niedzielę, że wszystkie artefakty, które miały zostać sprzedane w Niemczech na aukcji przedmiotów z okresu terroru niemieckiego, zniknęły z jej strony internetowej. O kolejnych krokach w sprawie poinformowała następnie – również na X – szefowa resortu kultury i dziedzictwa narodowego.
„Po wstrzymaniu aukcji przechodzimy do kolejnego etapu. Natychmiast rozpoczynamy działania w celu pełnego wyjaśnienia proweniencji tych obiektów. To kluczowe, by ustalić, skąd pochodzą, w jaki sposób trafiły do obrotu i czy nie zostały wyniesione z miejsc, w których powinny pozostać jako świadectwo historii” – napisała Cienkowska.
Jak dodała, MKiDN jest już w kontakcie z „właściwymi instytucjami”. „Oczekujemy pełnej dokumentacji, żądamy dostępu do wszystkich materiałów dotyczących pochodzenia tych przedmiotów i będziemy dążyć do ich jak najszybszego zabezpieczenia i zwrotu do Polski, jeśli okaże się, że taki zwrot jest uzasadniony. Naszym obowiązkiem jest prawda – i dopilnujemy, by została wyjaśniona do końca” – zadeklarowała ministra.
W czasie briefingu prasowego zapytana, czy wchodzi w grę kupno wystawionych na aukcji pamiątek, oświadczyła, że „nie, dlatego że to jest kwestia etyki”. Jak podkreśliła, „jeśli te przedmioty okażą się autentyczne, to my je po prostu odzyskamy”.
Wyjaśniła, że resort kultury ma w kwestii odzyskiwania dzieł kultury spore doświadczenie. „Mamy Wydział Restytucji i Dóbr Kultury Ministerstwa Kultury, który zajmuje się tego rodzaju kwestiami. Składamy wnioski restytucyjne, ale (w tej sytuacji – PAP) pierwszą rzeczą, którą musimy zrobić, to są tzw. badania proweniencyjne, czyli musimy sprawdzić, czy rzeczywiście te różne obiekty mają historię, o której myślimy, że mają; jaką przeszły drogę; w jaki sposób trafiły do tego miejsca. I to opisuje się w konkretnych wnioskach, które są przedstawiane do innego państwa, w którym te obiekty się znajdują, i do właścicieli, którzy rzeczywiście tymi obiektami dysponują” – tłumaczyła Cienkowska.
„Takich wniosków w tym momencie mamy złożonych kilka także po stronie niemieckiej. I te sprawy idą do przodu bardzo dobrze i bardzo szybko. W ostatnich tygodniach nabrały nawet przyspieszenia, więc czuję, że za moment ogłosimy kolejne sukcesy, jeśli chodzi o zwrot skradzionych dzieł do Polski” – zapowiedziała szefowa resortu kultury. Dodała, że Polska takie otwarte sprawy ma w 19 państwach na świecie.
Zwróciła uwagę, że Polska „odzyskała już ponad 800 obiektów z kilkunastu państw na świecie i prowadzi kolejne sprawy restytucyjne”.
„Wiemy, jak to robić. Uczymy inne państwa europejskie, w jaki sposób odzyskiwać takie skradzione dzieła historyczne czy obiekty dziedzictwa kulturowego, które powinny do nich należeć” – powiedziała.
Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss miał w poniedziałek rozpocząć sprzedaż prywatnej kolekcji, obejmującej dokumenty i przedmioty związane z ofiarami niemieckich zbrodni; przeciw aukcji zaprotestował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, a rzecznik prezydenta Karola Nawrockiego Rafał Leśkiewicz oświadczył, iż prezydent apeluje do polskiego rządu, by ten zażądał zwrotu pamiątek, a w ostateczności je wykupił.
Na liście obiektów przeznaczonych do sprzedaży – jak podała gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – wyszczególniono 623 pozycje. Wśród dokumentów jest list więźnia z Auschwitz „o bardzo niskim numerze” do adresata w Krakowie. Cena wywoławcza miała wynieść 500 euro. Diagnozę lekarską z obozu koncentracyjnego Dachau, dotyczącą przymusowej sterylizacji więźnia, wyceniono na 400 euro. Karta z kartoteki Gestapo z informacją o egzekucji żydowskiego więźnia w getcie Mackheim w lipcu 1942 r. miała mieć cenę wywoławczą 350 euro. W katalogu znajduje się też antyżydowski plakat propagandowy oraz gwiazda żydowska z obozu Buchenwald.
Redakcja „FAZ” przypomniała, że pierwsza część prywatnej kolekcji została sprzedana sześć lat temu. Kupcy dokumentów znajdują się między innymi w Ameryce.
W odpowiedzi na pytanie „FAZ”, Dom Aukcyjny oświadczył, że prywatni kolekcjonerzy prowadzą intensywne badania i przyczyniają się do pogłębiania wiedzy historycznej. Ich działalność służy zachowaniu pamięci, a nie handlowaniu cierpieniem.
Komentując stanowisko Domu Aukcyjnego, dziennikarka „FAZ” pisze, że nie ma żadnej gwarancji, iż celem uczestników aukcji jest zachowanie pamięci. Mogą to być równie dobrze osoby o skrajnie prawicowych poglądach. Przyznała, że zakaz handlu takimi dokumentami nie jest wyjściem, gdyż prowadziłby jedynie do przeniesienia aukcji do szarej strefy lub za granicę. „Pozostaje apelować o to, by takie kolekcje przekazywane były publicznym instytucjom, w celu upamiętnienia ofiar” – czytamy w „FAZ”.
Źródło: 